recenzja książka

Drugi miecz. Peter Handke – recenzja

W świecie literackim często słyszymy slogan, że pierwsza książka napisana po przyznaniu Nobla nie może być udana. Czy to przez narzucenie dodatkowej presji, czy też biorąc pod uwagę odmienną percepcję (w końcu to dzieło Noblisty!), zazwyczaj takie utwory są oceniane gorzej. Podobna sytuacja spotkała w ostatnich latach Mario Vargasa Llosę, Kazuo Ishiguro czy Orhana Pamuka. I choć sama teoria wydaje mi się grubymi nićmi szyta, warto pod tym kątem zbadać Drugi miecz, czyli debiut Petera Handke po wręczeniu mu wyróżnienia w 2019 roku.

Jeśli miałbym określić gatunkowo tę nowelę, pewnie powinienem przypisać jej łatkę quasi-biograficznego, nowofalowego anty-kryminału. Brzmi źle prawda? Ale spokojnie, to tylko pozory. Drugi miecz jest quasi-biograficzny, ponieważ nie jest to spisany życiorys autora, mimo że wiele wydarzeń powiela się z jego doświadczeniami. Narratorem nie jest Handke, ale kolejny bezimienny bohater, który zostaje wyposażony w częściowe atrybuty samego noblisty. Już sam powód wszczęcia „intrygi”, to pokłosie realnych zdarzeń. Pewna reżyserka teatralna opublikowała zdjęcie matki pisarza wiwatującej na cześć Hitlera. To rozsierdziło Handkego na tyle, że postanowił poświęcić jej tę nowelę. Wspomniałem o „intrydze” i nie przez przypadek słowo zamieściłem w cudzysłowie. To chęć zemsty pcha bohatera do działania. Dzięki podjęciu decyzji o konieczności dokonania rozrachunku, rusza on w podróż, której celem ma być ostateczne rozwiązanie sprawy. Pisarz zgrabnie dokłada kolejne klocki, z których powstaje powolna opowieść, pozbawiana właściwie jakiegokolwiek napięcia. Przyjęcie schematu książki kryminalnej jest dla Handkego możliwością dekonstruowania pewnych mitów, narosłych przez lata gatunkowych analiz.

Drugi miecz to właściwie ciąg filozoficznych przemyśleń na temat natury zemsty, jej moralnych fundamentów czy prawa do pomszczenia kogoś. Bohater wsiada w różnorodne środki transportu, zagląda do knajp, rozmawia ze spotkanymi ludźmi. Każde działanie podporządkowuje dotarciu do miejsca, gdzie ma dokonać zabójstwa. Zasłużonego wyroku za popełnioną zbrodnię. Handke podporządkowuje ramę wydarzeń do własnego smaku, powolnego poczucia rytmu, duchowej prozodii. Rezygnuje z mrocznych kadrów, by w nieco abstrakcyjny, poetycki, momentami oniryczny sposób, opowiedzieć o tym, jak sztuka potrafi zwyciężyć nad śmiercią.

Może trochę zaspojleruję, ale jak już wspomniałem nie o napięcie w tej książce chodzi. Noblista w finale noweli ignoruje powziętą wcześniej decyzję. Jego zemsta nie przybierze formy krwawej rozprawy. Nie będzie stalowego miecza, tylko zupełnie inny, drugi, niemy. Największą karą dla winnej kobiety będzie odwrócenie uwagi od niej. Zupełne pominięcie jej wkładu w toczącą się historię. Wymazanie wszystkich elementów składających się na jej byt. Bo czyż zapomnienie nie jest tragiczniejsze niż męczeńska śmierć?

Drugi miecz zawiera wiele tropów i wątków. Jest chociażby kwestia płci. Kobiety są u pisarza bardzo istotne, choć same praktycznie nie występują na kartach książki. O winnej wiemy niewiele, podobnie jak o samej matce bohatera. A jedna to właśnie one są motorem napędowym jego działań. Bez nich życie mężczyzny nie byłoby warte napisania książki. Innym ciekawym tematem są z pewnością odwołania. W powieści można odnaleźć całkiem sporo aluzji do innych dzieł pisarza. Ich poszukiwanie może stanowić dodatkową zabawę i motywację do przemyśleń.

Nowa powieść austriackiego autora nie szokuje. Kogoś, kto czytał już kilka innych jego dzieł, z pewnością nie zaskoczy ani fabuła, ani tym bardziej forma – przewrotna, surowa, urywana. Jej smakowanie dostarcza jakiejś perwersyjnej przyjemności, która, co tu dużo ukrywać, zarezerwowana jest tylko dla największych pisarzy. Nazwałem tę książkę nowofalowym anty-kryminałem, ale możecie w to miejsce wstawić sobie cokolwiek innego. Tego Noblistę akurat naprawdę trudno jakkolwiek zaszufladkować. Jakiekolwiek tezy o trudnych, ponoblowskich początkach można tym razem wrzucić w kosz. Handke jest dalej sobą.

 

 
za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Eperons-Ostrogi
 

 
 

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.