hotrecenzja serialserial

Toss a coin to your Witcher – recenzja serialu „Wiedźmin”

Wiedźmin Netflixa to długo wyczekiwana – głównie przez polskich fanów, ale nie tylko – produkcja na podstawie prozy Andrzeja Sapkowskiego. Serial, który zawitał na platformę przed Świętami zebrał bardzo różnorodne opinie, szczególnie wśród zachodnich krytyków przeważały te negatywne, ale nie przeszkodziło to produkcji o pogromcy potworów zdobyć olbrzymią popularność. Popularność, jakiej prawdopoodbnie nie zdobył na Zachodzie żaden inny wytwór polskiej popkultury. I jest to niewątpliwie powód do dumy.




Nie zmienia to jednak faktu, że Wiedźmin według Lauren Schmidt nie jest produkcją najwyższych lotów. Przeciwnie – zmaga się z wieloma bolączkami i chociaż, w przeciwieństwie do większości dzieł Netflixa, nie sposób nazwać jej „zapychaczem”, pozostaje serialem kulejącym pod względem scenariusza czy samego budżetu. Szkoda szczególnie tego pierwszego aspektu, bowiem proza Sapkowskiego charakteryzuje się nie tylko ciekawie wykreowanym, barwnym światem fantasy, ale przede wszystkim angażującymi pomysłami na fabułę. Każda z krótkich historii, do których głównie odnoszą się twórcy serialu, to nie tylko charakterny bohater, wymyślne stwory i błyskotliwa popkulturowa zabawa z tradycją legend i baśni, ale też moralne dylematy, dramatyczne decyzje i próby zmuszenia odbiorcy do refleksji. Tymczasem trudno oprzeć się wrażeniu, że opowiadania te zostały w serialu obdarte z głębi, spłycone i pozbawione tego niejednoznacznego charakteru. Kultowe cytaty, jak słynne „zło to zło Stregoborze” brzmią na tle tej płaskiej podstawy komicznie.

Jednocześnie twórcy starają się wprowadzić obok Geralta z Rivii dwie równożędne postaci: czarojdziejkę Yennefer i wnuczkę królowej Calanthe – małą Ciri. Jako że tę pierwszą w prozie poznajemy dopiero z perspektywy Geralta, kiedy jest już ukształtowaną „magiczką”, a z kolei w czasie akcji poszczególnych opowiadań Ciri nie ma jeszcze nawet na świecie, w serialu mamy do czynienia z trzema różnymi liniami czasowymi. Dla wielu odbiorców takie rozłożenie akcentów fabularnych okazało się problematyczne, szczególnie zachodni recenzenci mieli problemy z połapaniem się w wydarzeniach, co wydaje mi się odrobinę dziwne. Nie jest to bowiem kwestia aż tak zawiła, by nie można było jej sobie w trakcie seansu poukładać, szczególnie że twórcy nie robią z tego tajemnicy i regularnie sugerują widzom, że mają do czynienia z kilkoma liniami czasowymi. 

Niemniej takie skakanie po wątkach sprawia, że początkowo trudno o dobrą ekspozycję postaci. Nie pomaga w tym też nieco drewniane aktorstwo. Dopiero w miarę upływu serialu, po kilku epizodach, bohaterowie znacznie zyskują, co pozwala mieć nadzieję na rozwój tego potencjału w kolejnych sezonach, kiedy ukształtowane już postaci zostaną mocniej zakorzenione w świecie i fabule. Pierwszy sezon broni się bowiem przede wszystkim, jeśli potraktować go jako pewnego rodzaju wprowadzenie do dalszych wydarzeń. 

Najłatwiej określić Wiedźmina mianem „nierównego”. Zarówno na poziomie aktorskim, jak i fabularnym. Są momenty, kiedy Henry Cavill pasuje do Geralta jak ulał – widać, że czuje tę postać i doskonale się nią bawi, gdzie indziej z kolei wypada sztywno i zupełnie nienaturalnie. Najwięcej do zagrania miała niedoświadczona Anya Chalotra w roli Yennefer, bowiem jej postać przechodzi na ekranie największą przemianę (nie tylko fizyczną, ale przede wszystkim mentalną) i wydaje się ostatecznie, że całkiem dobrze ją podźwignęła, mimo że widzowie muszą akceptować olbrzymie czasowe przeskoki. Pozostała obsada wyraźnie jednak odstaje. I podobnie jest z fabułą. Niektóre odcinki poprowdzone są zgrabnie i z polotem, są także dobrze zrealizowane i angażujące, można do nich zaliczyć czwarty epizod z balem u królowej Calanthe czy piąty na podstawie Ostatniego życzenia, inne z kolei poprowadzone są topornie, jak chociażby odcinek ze strzygą, który kładą nie tylko aktorzy (bardzo słabiutka Anna Schaffer jako Triss Merigold), ale również absurdalne pomysły i niski budżet. 

Wiedźmin Netflixa to niestety serial daleki od ideału, mający problemy na zbyt wielu płaszczyznach, by można nazwać go dobrą produkcją. Jednocześnie dzieło Lauren Hissrich zdradza olbrzymi potencjał, co widać już w pierwszym sezonie, kiedy obraz zyskuje właściwie z odcinka na odcinek. Można więc mieć nadzieję, że ten nierówny serial – jeśli tylko twórcy wezmą sobie do serca uwagi widzów – jeszcze nas pozytywnie zaskoczy, kiedy tylko uda się bohaterów bardziej zaangażować w fabułę. Pozostaje więc cierpliwie czekać na kolejną odsłonę, a w międzyczasie nucić sobie tak popularne już przecież na całym świecie „Grosza daj Wiedźminowi”. 

Wiedźmin. Twórca: Lauren Schmidt Hissrich; obsada: Henry Cavill, Anya Chalotra, Freya Allan, Joey Batey, MyAnna Buring, Anna Schaffer, Mimi Ndiweni, Eamon Farren, Adam Levy, Lars Mikkelsen; gatunek: fantasy; rok produkcji: 2019; data polskiej premiery 20 grudnia 2019

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH SERIALI? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.