Książkirecenzja książka

Tappi i Kocyk Mocyk. Marcin Mortka – recenzja

Zastanawia mnie pewna tendencja. Otóż wszyscy wiemy, że istnieje coś takiego jak moda. Wiąże się z nią szereg zjawisk, a jednym z nich jest popularność modnego przedmiotu. Modę mamy wszędzie wokoło, nie omija także rynku książki dla dzieci. Dlaczego na przykład rodzice kupują Kicię Kocią i Pucia, a raczej dość ostrożnie podchodzą do innych publikacji? Czy wiąże się to z konkretnym wyborem ich dziecka, czy może z promocją lub wtórnym do niej polecaniem będącym efektem marketingu? Warto zadać sobie to pytanie, ponieważ dając dziecku konkretną książkę, przekazujemy mu nie tylko zabawkę, ale też wiedzę, uczucia, estetykę.

Rozpoczynając te rozważania, od razu dopowiem, że nie mam nic przeciwko serii z Kicią Kocią czy Puciem. Odnoszę jednak wrażenie, po wnikliwej lekturze części z nich, że są na rynku lepsze wybory dla mojego dziecka. Co więcej, ono te wybory potwierdza, odkładając na bok jedne książki, a z uwagą przeglądając inne. Jedną z tych bardziej pożądanych przez mojego syna jest właśnie seria o Wikingu Tappim. Dlaczego? Oczywiście wzgląd ma na pewno piękna, barwna oprawa graficzna Marty Kurczewskiej. Jej ilustracje przykuwają wzrok i domagają się wyszukiwania kolejnych szczegółów: a to zostawionej gdzieś na ławce dyni, a to piórka wystającego z rękawa, a to liści i igieł wplecionych w brodę. Perfekcjonizm widać tu nie tylko w optymalnym doborze kadru (raz w zbliżeniu, innym razem w pełnej perspektywie), ale też w umiejętności oddania stanów emocjonalnych bohaterów (mimika, barwy, drobiazgowość). Ale jak wspomniałem grafika to tylko jedna z części składowych Tappiego.




Podziw budzi także samo wydanie książki. Duży format ułatwia podjęcie decyzji o lekturze, twarda oprawa zapewnia bezpieczeństwo i długofalowość użytkowania, zaś duże litery, z wytłuszczonymi i kolorowymi słowami kluczowymi, tylko dodają efektu całości. W warstwie technicznej nie da się zrobić tego lepiej.

Pozostaje jeszcze treść. I tu, tak sobie myślę, mamy największą wartość serii. Marcin Mortka, którego osobiście bardziej kojarzę z książek fantastycznych, wykorzystując swoje wykształcenie (skandynawistyka) i doświadczenie w kreowaniu akcji, do stworzenia książek pełnych interesujących zwrotów wydarzeń i emocji. Co ważne, to nie jest jakaś kolejna powtórka z epizodu walki dobra ze złem. Tu nie ma dużego i małego, czarnego i białego, łez i śmiechu. Tappi i Kocyk Mocyk jest przygodówką z morałem. Fantazja i nadprzyrodzone moce mają tu swoje fabularne uzasadnienie. Opowieść można łatwo przetransformować na swoją codzienność, a przecież o to chodzi w książkach dla dzieci. Aby nasze pociechy rosły przy lekturze, dowiadywały się coraz więcej o sobie. Mortka łączy rozrywkową formę z dydaktyzmem, bez nadmiernego rozczulania i moralizowania. Egzotyczne postaci tylko dodają kolorytu całości. Myślę, że to właśnie dobre połączenie treści, wydania i obrazu, sprawiają, że dzieci do dłuższej zabawy wybierają właśnie książki o Tappim. Tu jest i ładnie, i ciekawie, i bez nadmiernego wysiłku. Tak jak powinno być w tej grupie wiekowej. Dlatego polecam z całego serca zarówno całą serię, jak i najnowszą książkę. Przy niej naprawdę można się poczuć, jakbyśmy mieli jesień w domu i ciepło w sercu.

Tytuł: Tappi i Kocyk Mocyk
Twórca: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Gatunek: literatura dla dzieci
Data wydania: październik 2019

 

 

 

 

ZA EGZEMPLARZ DO RECENZJI DZIĘKUJEMY WYDAWNICTWU ZIELONA SOWA:

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.