filmhotinne filmrelacja film

Tofifest 2019 – Podsumowanie

Warto w październiku odwiedzać Toruń. Już 17 edycja Tofifest dostarczyła widzom niezapomnianych wrażeń. Największym zainteresowaniem cieszyły się jak co roku filmy polskie, które po seansach komentowali ich twórcy (między innymi Piotr Dylewski, Małgorzata Imielska, Michał Węgrzyn, Lech Dyblik, Robert Więckiewicz, Maciej Pieprzyca, Xawery Żuławski, Jacek Borcuch czy Agnieszka Holland). Dużą popularność osiągały też filmy zorganizowane w sekcjach Must Be Must See, Forward, Forum 2018/2019 oraz On Air. Wymagający widzowie chętnie gromadzili się podczas emisji dzieł Franco Zeffirelliego i filmów niemych. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Tofifest po raz kolejny udowadnia, że niepokorność artystyczna i tworzenie własnego kodu języka filmowego może nie tylko szokować, ale też wzruszać, rozśmieszać, boleć. Może być też dostępna tak dla widza masowego, jak i tego bardziej wysmakowanego.




Spośród blisko 150 dzieł, udało mi się obejrzeć prawie 20, w tym większość filmów z głównego konkursu. Werdykt Jury nie może dziwić. Film Let There Be Light okazał się dziełem najdojrzalszym, obrazem jednocześnie poruszającym, doskonałym technicznie i skłaniającym do refleksji. Słowacki reżyser dotarł tam, gdzie w konkursie głównym nie dotarł nikt inny – rozpoczął dyskusję na temat roli rodziny i wychowania w okowach wyzwań XXI wieku. O wysokiej jakości Festiwalu niech świadczą dzieła, które z uwagi na dużą konkurencję, dostały inne nagrody lub w ostatecznym werdykcie nie zostały docenione. Historia kina powinna zapamiętać takie dzieła jak: Diapason, Papicha, My Thoughts Are Silent, Wysoka dziewczyna. Pierwszy porusza niezwykle ważne tematy: dyskryminację kobiet w Iranie, zasadność kary śmierci, myślenie o różnych stronach jednego zdarzenia. W feministyczny kontekst wpisuje się też drugi z wymienionych tytułów. Dzieło Antonio Lukicha jest z kolei świetnym przykładem tego, jak w zabawny sposób mówić o polityce. Jakby w opozycji do niego, swoją narrację na tematy adaptacji polityki na los jednostki kreśli Kantemir Bałagow. Tu jest poważnie, smutno, ale też bardzo mądrze.

„Wysoka dziewczyna”, reż. Kantemir Bałagow

W kontekście siły Festiwalu mogą też zaświadczać przyznawane na całym świecie nagrody. Nie zabrakło zdobywcy Złotej Palmy w Cannes – Parasite, oraz wyróżnionego w tym samym konkursie za reżyserię Młodego Ahmeda. W poniedziałek widzowie mogli zapoznać się z wielką niespodzianką Berlińskiego festiwalu – Synonimami Nadava Lapida. W różnych sekcjach umieszczono także całkiem pokaźną reprezentację tegorocznych kandydatów do Oscara. Dość wymienić Polskę (Boże Ciało), Algierię (Papicha), Rosję (Wysoka dziewczyna), Brazylię (Niewidoczne życie sióstr Gusmao), Czechy (Malowany Ptak), Islandię (Biały, Biały dzień), Włochy (Zdrajca), Holandię (Instinct), Słowację (Let There Be Light), Koreę Południową (Parasite) i Hiszpanię (Ból i Blask). Wychodzi więc na to, że w samym konkursie głównym mieliśmy czterech kandydatów do Oscara, a jeśli doliczyć do tego Dear Son (kandydat Tunezji) oraz Joy (kandydat Austrii), które znalazły się w zeszłorocznym konkursie On Air, okaże się, że Tofifest ma jeden z najmocniejszych konkursów filmowych w całej Polsce.

„Młody Ahmed”, reż. bracia Dardenne

Z dzieł, które udało mi się zobaczyć, nie mogę nie wspomnieć o Rzece, Deerskin i najnowszym dziele nagrodzonego w Wenecji Roya Anderssona O nieskończoności. Każdy z nich zachwyca czymś innym: produkcja z Kazachstanu pięknymi ujęciami i melancholią, obraz twórcy Morderczej Opony bawi i szokuje, zaś szwedzki reżyser dalej uwodzi swoim tempem i barwą narracji. Nowości wartych uwagi było znacznie więcej, ale ja bardziej żałuję, że z klasyki kina udało mi się zobaczyć jedynie moje ukochane Męczeństwo Joanny d’Arc. A przecież w Toruniu wyświetlono niezapomniane: Furmana śmierci, Czarownice, Hotel Imperial, Szatańskie Tango oraz Koyaanisqatsi. Doskonały program Festiwalu uzupełniały wyjątkowe koncerty, spotkania z twórcami, przeglądy filmów krótkometrażowych oraz już po raz kolejny, pokazy najpopularniejszych seriali. Fani tej formy nie mogli się nachwalić możliwości obejrzenia na dużym ekranie Czarnobyla, Wielkich Kłamstewek, Watchmenów i Katarzyny Wielkiej.

„Rzeka”, reż. Emir Baigazin

Bez dwóch zdań 17 edycję Tofifest należy zaliczyć do projektów udanych. Transparentne zasady organizacji, braki opóźnień czy technicznych pomyłek, jest już normą. Różnorodny program, w którym ciekawe bloki filmów znajdą tak fani klasyki i kina niszowego, jak i odbiorca masowy, wyróżnia Tofifest spośród wielu innych imprez filmowych organizowanych co roku w naszym kraju. Piękne sale, położone obok siebie obiekty, dopracowana idea, w którą wpisują się wszystkie komponenty festiwalu (muzyka, zaplecze gastronomiczne, tematyka filmów) – to wszystko sprawia, że już zaczynam odliczać dni do października przyszłego roku.

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.