„Cisza” – kiepska zrzynka z „Cichego miejsca”. Recenzja horroru Netflixa
Nie da się ukryć, że w ostatnim czasie w kinie szeroko pojętej grozy popularność zyskuje konwencja, wedle której mordercze bestie reagują na konkretne bodźce. W Kiedy gasną światła stwór zjawiał się w ciemności, znakomite Ciche miejsce przywoływało obcych dźwiękiem, a w Nie otwieraj oczu bohaterowie nie mogli patrzeć, jeśli chcieli przeżyć. Netflix kontynuuje tę tendencję, tym razem oddając nam Ciszę – film z punktem wyjścia niemal zerżniętym z Cichego miejsca.
ZOBACZ TERAZ RECENZJĘ AVENGERS: KONIEC GRY!
Słowem – drapieżne stwory o doskonale wyewoluowanym zmyśle słuchu zabijają wszystko, co wyda głośniejszy dźwięk. Dodajcie do tego dziewczynkę tracącą słuch, dzięki obecności której cała rodzina wykształciła sobie umiejętność porozumiewania się bez słów oraz postać ojca, który chce udowodnić sobie i bliskim, że potrafi o nich zadbać, a można by się nawet pomylić, o który film chodzi.
Oczywiście fabuła Ciszy jest nieco inna. Tu geneza apokalipsy wyjaśniona została badaniami w jaskiniach Pensylwanii, w wyniku których wypuszczono na powierzchnię ziemi mordercze ptaki od tysięcy lat żyjące w zupełnej ciemności. Hordy latających stworów w kilka dni paraliżują niemal całe Stany. Widok płonącego Nowego Jorku, wyglądającego jak po bombardowaniu, jest co najmniej zabawny, jeśli weźmiemy pod uwagę, że do tych zniszczeń doprowadziły ptaki, które mogą co prawda rozerwać człowieka na strzępy, ale wciąż nie uzasadnia to płonących wieżowców.
Nie wszyscy Amerykanie posłuchali komunikatów nalegających, by pozostano w domach. Andrews zabiera swoją rodzinę w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, ale jak łatwo się domyślić, okazuje się to być zupełnie nietrafionym pomysłem. Fabułę obserwujemy głównie z punktu widzenia jego córki, Ally, której choroba naturalnie przystosowuje ją do funkcjonowania w nowej rzeczywistości.
Cisza ma wiele mankamentów, poprzez które trudno na nią spojrzeć łaskawym okiem. Aktorsko prezentuje się mizernie. Znana z Sabriny Kiernan Shipka słabo radzi sobie z dramatyczniejszą rolą, ale też trzeba przyznać, że jej charakter płytko już rozpisany został w fazie scenariusza. Miranda Otto w roli matki zupełnie pozbawiona jest charyzmy, którą można było dostrzec choćby u Emily Blunt czy Sandry Bullock we wspomnianych już wcześniej filmach. Właściwie jedynie Stanley Tucci stara się tu wycisnąć coś z figury ojca, ale wciąż mowa tu o postaci płytkiej i jednowymiarowej.
Scenariusz jest uproszczony do granic i w zasadzie bazuje głównie na powieleniu docenionej przez widzów konwencji nie starając się wprowadzać żadnych świeżych czy pomysłowych elementów. Chodzi jedynie o podbijanie stawki – chora, kaszląca babcia, pojawiający się niespodziewanie wąż itd. Te elementy mają budować suspens i napięcie, ale jest zupełnie przeciwnie. W końcu bohaterowie trafiają na przedstawicieli niebezpiecznej sekty, którzy mają swoje wyjaśnienie na apokalipsę i – jak łatwo się domyślić – okażą się gorszymi potworami od latających bestii. Niektóre sceny są wybitnie absurdalne a ukazywana śmierć niezamierzenie śmieszna, co może być także wynikiem kiepściutkich efektów specjalnych.
Raz na jakiś czas zdarza mi się pochwalić Netflix za jego oryginalne filmy, ostatnio chociażby Highwayman, ale wtedy platforma szybko sprowadza mnie na ziemię. Bo na każdą niezłą produkcję przypada niestety kilka takich pokroju Ciszy, zrealizowanych za grosze, niedbale i taśmowo, by regularnie wypełniać czymś ramówkę. Grozy tu jak na lekarstwo, fabuła stanowi ubogą wersję innych produkcji, budżet jest niewielki, a w tego typu produkcjach finansowe braki widoczne są bardziej niż w innych. Oglądajcie na własną odpowiedzialność.
ZOBACZ TERAZ RECENZJĘ HORRORU „HEX”
Cisza
Reżyseria: John R. Leonetti
Scenariusz: Carey Van Dyke, Shane Van Dyke
Obsada: Kiernan Shipka, Stanley Tucci, Miranda Otto, John Corbett
Gatunek: Horror
Kraj: Niemcy, USA
Data premiery: 10 kwietnia 2019
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.