filmhotrecenzja filmu

Recenzja filmu „Nie otwieraj oczu” Netflixa

Jeśli spojrzysz, to zginiesz – tak w skrócie prezentuje się punkt wyjścia fabuły nowego filmu Netflixa – Nie otwieraj oczu. Aby przetrwać w post-apokaliptycznym świecie należy mieć zamknięte oczy, w przeciwnym wypadku można paść ofiarą tajemniczej obcej formy życia. Znacie to? Bardzo podobnie rzecz się miała w doskonałym tegorocznym Cichym miejscu Johna Krasinskiego. Tam jednak nie można było wydać z siebie dźwięku.




Już to widzieliśmy

Punkt wyjścia jest zatem faktycznie podobny do Cichego miejsca, ale już całościowa realizacja zupełnie nie. O ile w filmie Krasinskiego zostaliśmy rzuceni w świat po apokalipsie bez żadnego wyjaśnienia, domyślając się pewnych spraw jedynie z samego zachowania bohaterów, o tyle w Nie otwieraj oczu zaczynamy właściwie od momentu, w którym ta apokalipsa się rozpoczyna.

ZOBACZ TERAZ NAJLEPSZE POLSKIE KRYMINAŁY 2018

Główną bohaterką jest grana przez Sandrę Bullock Malorie, która wkrótce urodzi dziecko. Jak sama twierdzi, była wychowana przez wilki, jest więc twarda, pewna siebie i nie daje się targać emocjom. Niespodziewanie jednak świat ogarnia epidemia tajemniczych samobójstw, która szybko dociera także do jej miasta. W mgnieniu oka ulice zamieniają się w pogorzelisko a miasto pogrąża się w chaosie. Malorie udaje się skryć w przypadkowym mieszkaniu wraz z garstką zupełnie obcych sobie ludzi.

Zamiast więc filmu o przetrwaniu w świecie, w którym „nie można otwierać oczu”, otrzymujemy opowieść o garstce ludzi zamkniętych w jednym miejscu i próbujących obronić się przed szalejącą na zewnątrz śmiercią. Słowem, oglądaliśmy to już na ekranie milion razy, począwszy od znakomitej Nocy żywych trupów aż po Mgłę. Już dawno nawet wyśmiali konwencję Franco i jego kumple w To już jest koniec. A jednak Hollywood ciągle do tego wraca.

Jedną z bolączek Nie otwieraj oczu są fatalni bohaterowie, tak miałcy – za wyjątkiem Bullock, która faktycznie ciągnie tę produkcję do przodu – że wcale nie interesuje nas co się z nimi stanie. Ot, John Malkovich gra Johna Malkovicha, to kolejna w jego dorobku rola przemądrzałego dupka, który wszędzie węszy teorię spiskową. Ale w tej paczce znajdziemy więcej oczywistych postaci: ktoś będzie krzyczał o apokalipsie religijnej, inny cwaniak będzie chciał jak najwięcej ugrać z tego dla siebie. Oczywiście najrozsądniejszy z tej paczki będzie przystojniak, na którego zwróci uwagę główna bohaterka.

Nie ma więc niestety w filmie Bier nic oryginalnego. To po prostu kolejna wariacja na temat wyraźnie ogranej już przez kino konwencji, niczym specjalnie się nie wyróżniająca, a przeciwnie – irytująca wtórnością i brakiem logiki w scenariuszu.

W filmie wyraźnie kuleje scenariusz

Najbardziej irytują drobiazgi, sprawy na które w innych filmach zwykle przymyka się oko, jeśli bowiem rozrywka jest przednia, ewentualne scenariuszowe głupoty mniej rażą. Tu jednak, zważywszy na fakt, że takich produkcji oglądałem już mnóstwo, każdy drobiazg przesadnie mnie wkurzał: a to bohaterowie, którzy w obliczu apokalipsy zachowują się zupełnie nielogicznie, a to idealnie przystrzyżone włosy i zarost po pięciu latach życia po apokalipsie w codziennej obawie o własne życie, zawiązujące się natychmiastowo romanse, gdy świat chyli się ku zagładzie, wreszcie dwa zupełnie niepowiązane ze sobą porody, które nie dość że zbiegają się w czasie, to jeszcze są proste, trwają chwilę i przyjęte są bezstresowo przez przypadkową osobę. I takich rzeczy jest tu całe mnóstwo. Co rusz musimy naginać swoją niewiarę, żeby podążać za fabułą.

Szkoda, że tak wtórną produkcję oddają w nasze ręce naprawdę dobrzy twórcy. Nie chodzi jedynie o świetne nazwiska w obsadzie (oprócz wspomnianych Bullock i Malkovicha są tu jeszcze m.in. Jacki Weaver czy Sarah Paulson), ale komponujących ścieżkę dźwiękową duet Trent Reznor i Atticus Ross (!) czy wreszcie Susanne Bier za kamerą. Reżyserkę zdolną tworzyć wspaniałe, wrażliwe kino, żeby przywołać jedynie W lepszym świecie czy Wesele w Sorrento. Jak zatem potraktować w jej artystycznym dorobku Nie otwieraj oczu, jeśli nie jak rzemieślniczy przerywnik zrobiony od niechcenia na zlecenie?

Nie otwieraj oczu Netflixa to marna kopia filmów, które oglądaliśmy już wielokrotnie i wcale nie chodzi o Ciche miejsce, lecz produkcje, w których grupa obcych sobie ludzi zostaje zamknięta w jednym pomieszczeniu. To kino wtórne i niewnoszące nic nowego do konwencji, pełne logicznych bzdur i oparte na barkach nieciekawych bohaterów. Całość ciągnie Sandra Bullock, dla której da się tę produkcję obejrzeć w całości.

MOJA OCENA:
2/10

ZOBACZ TERAZ RECENZJĘ FILMU „POLAR”

Nie otwieraj oczu
Reżyseria: Susanne Bier
Scenariusz: Eric Heisserer
Obsada: Sandra Bullock, Trevante Rhodes, John Malkovich, Jacki Weaver, Sarah Paulson
Muzyka: Trent Reznor, Atticus Ross
Zdjęcia: Salvatore Totino
Gatunek: Thriller, Sci-Fi
Kraj: USA
Premiera: 21 grudnia

 

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.