Książkirecenzja książka

Graham Masterton „Ludzie cienia” – recenzja

Graham Masterton wraca z trzecim tomem zaliczającym się do cyklu Wirus. Znajomość poprzednich części nie jest konieczna, dlatego po Ludzi cienia mogą sięgnąć zarówno nowi czytelnicy jak i fani autora. Co kryje się pod intrygującym tytułem i zamaskowaną postacią z okładki? 

Detektywi Jamila Patel i Jerry Pardoe to duet, który nie zwiastuje niczego dobrego. Za każdym razem, gdy są przydzielani do jednej sprawy, można spodziewać się makabrycznych szczegółów i skomplikowanego śledztwa. Tak jest też tym razem. Wezwanie do nieczynnej fabryki dywanów i odkrycie upieczonych i nadgryzionych ludzkich szczątków to dopiero początek. Próba przeszukania niższych poziomów budynku kończy się śmiercią jednego i porwaniem drugiego policjanta oddelegowanych do tego zadania. Od tego momentu wszyscy stają się ostrożniejsi. Powagę sytuacji i nieobliczalność sprawców podkreśla rysunek bożka o głowie kozła i specyficzne ułożenie ludzkich kości, które wskazuje na okrutny, kanibalistyczny kult. 

Czytelnicy mogą również spojrzeć na rzeczywistość oczami wyznawców wspomnianej religii. Okazuje się, że niecodzienne menu to podstawa członkostwa, podobnie jak polowanie, oddawanie czci bogu i znajomość obowiązującej hierarchii. W każdej chwili można znaleźć się po drugiej stronie i z powodu pozornie błahego błędu stać się ofiarą kultu.  

Graham Masterton zapewnia czytelnikom wycieczkę do ciemnych tuneli metra, opuszczonych budynków i spływających krwią pomieszczeń. Ludzie cienia to nie książka dla osób o słabszych nerwach i wrażliwych żołądkach. Dosyć szczegółowe opisy przebijanych gwoźdźmi kolan i wylewających się z rozciętego brzucha wnętrzności to codzienność członków kultu. Mimo makabrycznych scen książkę czytałam z dużym zainteresowaniem i nie czułam, aby krwawe obrazy miały tylko wzbudzić skrajne emocje u czytelników. Były one spójne z całą historią i podkreślały szaleństwo oprawców. 

Bohaterowie, zarówno ci dobrzy jak i źli (a także źli nie z własnego wyboru), byli dobrze przedstawieni i każdy z nich wnosił coś do fabuły. Dialogi i akcja trzymały tempo, więc nie było czasu na nudę. Jednocześnie książka nie była przeładowana zbędnymi i spowalniającymi całą historię opisami. Dzięki temu mimo trudnego i poważnego tematu, lekturę czytało się szybko i lekko. Rozwiązanie zagadki wyskakuje trochę jak „filip z konopi”, ale nie przeszkadzało mi to w ogólnym odbiorze książki.

Tytuł polecam fanom kryminalnych horrorów z mało smacznymi kultami w roli głównej. Jeżeli dodatkowo możecie pojawić się na odbywającym się za miesiąc Pyrkonie w Poznaniu, to będziecie mieli okazję osobiście zapytać autora, co zainspirowało go do poruszenia tej tematyki. To może być bardzo ciekawa rozmowa.

Za materiał do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Rebis

 

 
http://www.rebis.com.pl/
 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 

 

Katarzyna Satława Recenzent

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.

Katarzyna Satława

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.