Taplając się w krwi wrogów – Head Lopper i Wyprawa Do Schodów Mulgrida
Ponoć najcięższe recenzje pisze się nie znając poprzednich części danego komiksu. No cóż, los właśnie spłatał mi figla i dostałem do recenzji Tom 4 opowieści pod tytułem Head Lopper. Zapraszam do recenzji i nie bądźcie zbyt surowi.
Przyznaje bez bicia że nazwiska Andrew Maclean i Jordie Bellarie nie mówią mi totalnie nic! Internet podpowie wam że główną serią scenarzysty jest właśnie Head Looper, za to pani Jordie Bellarie współpracowała w kilku mniej znanych zeszytach Marvela. Nie miałem więc pojęcia z jakim nastawieniem podejść do tego zeszytu. Ale może to i lepiej czasami – nie miałem żadnych uprzedzeń ani wygórowanych oczekiwań. Przede wszystkim ogromnym szokiem była dla mnie tematyka komiksu. Patrząc na okładkę, spodziewałem się jakiegoś komiksu w stylu hmmm Science Fiction. Zachód słońca, świecące żółte schody i monumentalna niebieska brama – tym powitał mnie Head Lopper. Jak ogromne było moje zdziwienie, gdy od pierwszych stron powitało mnie soczyste fantasy.
Oto Cona…znaczy Norgal barbarzyńca przemierza tajemniczą krainę wraz przyjaciółmi i gadającą głową zabitej czarownicy przy pasie. Ich głównym zadaniem jest odnalezienie niewidzialnych schodów niejakiego Mulgirda. Mają nadzieję, że ta magiczna istota pomoże im w tarapatach w jakie się wplątali. Tak po krótce przedstawia się fabuła komiksu. Całość utrzymana jest w konwencji klasycznego fantasy – więc miłośnicy gatunku i fani papierowego RPG poczują się tu jak w domu. Dzielny barbarzyńca, zwinna złodziejka i lojalny długobrody i niski Kozioł (krasnolud?) wpasowują się idealnie w ramy opowieści rodem z Duengons and Dragons.
Całość czyta się dobrze i szybko. Dla mnie największy problem sprawiło to, że nie znam poprzednich losów naszych bohaterów i ciężko było mi czasem zrozumieć co jak i dlaczego. Mimo to nie znając poprzednich części można się tu dobrze bawić. Akcja jest wartka, sporo tu walki, wysadzania gigantycznych pająków i tym podobnych sytuacji. Krew leje się gęsto i sprawia to nie lada przyjemność. Kreska… no właśnie tu mam problem. Nie mogę napisać, że jest zła. Całkiem przyjemnie się to ogląda, ale… jest zbyt ładna i bajkowa jak na taki komiks. Dla mnie o wiele lepiej pasowałby tu styl Simona Bisleya pracującego przy Lobo czy Slaine. Tworzyłoby to zdecydowanie bardziej soczystą całość.
Czy warto kupić Head Lopper i Wyprawa Do Schodów Mulgrida? Jeżeli czytaliście poprzednie tomy i byliście zadowoleni, to i tak bym was od tego pomysłu nie był w stanie odwieść. Pozostaje pytanie czy nie znając poprzednich części warto wydać 55 złotych. Jeżeli jesteście fanami klasycznego fantasy, to jak najbardziej tak – jest tu wszystko dla fanów tego gatunku i jeszcze więcej!
Na koniec słów kilka o samym wydaniu. W kraju za komiks odpowiedzialne jest Non Stop Comics – a to już wielokrotnie powtarzałem gwarancja solidności. Jedyne co mogę zaliczyć na minus to brak twardej okładki, która pasowałaby tu jak ulał. Jeżeli pojawi się kiedyś wznowienie w twardej okładce, lub wydanie zbiorcze w takowej biorę w ciemno.
Udanego czytania ja wracam do ucinania głów wraz z Norgalem!