Recenzja „Singerowie: kolejne wygnanie”
„Chora, samotna, kompulsywna” – tak o Ester Kreitman mówił jeden z jej braci. Żydowska powieściopisarka do niedawna znana była tylko jako siostra Israela Joszua Singer i noblisty Isaaca Bashevisa Singera. Później Fame Art wydał jej powieść Taniec Demonów, zbiór opowiadań Rodowód i kolejną fikcję wpisującą się w nurt żydowskiej literatury społeczno-obyczajowej: Brylanty. Wreszcie do rąk czytelników trafiają także wspomnienia jej syna Maurice’a Carra, które porządkują naszą wiedzę na temat niedocenionej pisarki i starają odpowiedzieć się na pytanie, czy była ona faktycznie taka chora, samotna i kompulsywna.
Na początek warto uporządkować parę faktów. Hinde Ester Kreitman urodziła się w 1891 roku w Biłgoraju. W swoim życiu mieszkała też w Warszawie, Antwerpii, Paryżu i Londynie. W 1912 roku została wydana za mąż za szlifierza diamentów mieszkającego w Antwerpii, Abrahama Kreitmana i to tam, niespełna rok później urodził się jej syn Morris (Maurice Carr). Problemy dla rodziny rozpoczęły się podczas I wojny światowej. Abraham jako rosyjski obywatel, został deportowany i wcielony do armii carskiej, zaś Ester wraz z synem osiadła w Londynie. To właśnie głównie o tym momencie wspomina autora książki Singerowie: kolejne wygnanie.
Wbrew temu, co można wyczytać na różnych portalach tematycznych, w tej książce Israela Joszua Singer i Isaaca Bashevisa Singera jest naprawdę niewiele. Pojawiają się zazwyczaj jako anonimowi członkowie rodziny. Dopiero w opisie pewnych wakacji spędzonych w Świdrze, słynni wujowie autora ukazują się w pełnej krasie. Nie są bynajmniej dystyngowani czy arystokratyczni. Wtedy byli jeszcze nieznani. Morris mógł poznać ich dokładnie takimi jakimi byli naprawdę – chłodnymi w stosunku do jego matki. Ów chłód był zresztą przyczyną zerwania kontaktów Maurice’a z Baszewisem, gdy ten po latach powiedział „Twoja matka była szalona”.
O swojej matce Maurice zawsze mówi z empatią. Podkreśla jak trudne miała dzieciństwo. Stara się dojść do przyczyn odrzucenia przez rodziców i braci. Wspomina o napadach epilepsji, fatalnych relacjach z mężem, a także konieczności ciągłego poszukiwania swojego miejsca na świecie. Z tych wspomnień wyłania się portret kobiety samotnej i cierpiącej, ale też osoby, która nigdy się nie poddała. Nawet mimo braku pomocy braci, gdy ta znajdowała się w trudnej sytuacji materialnej.
Singerowie: kolejne wygnanie jest jednak przede wszystkim książką o dojrzewaniu w cieniu wielu tragedii. Maurice musiał zmienić imię, podobnie jak wiele innych postaci wspomnianych w książce. Nigdy nie miał czegoś takiego jak ‘dom’, gdyż ciągle musiał się przeprowadzać. Znajdując się w obcym kraju i to w czasie wielkiej wojny, trudno mu było rozwijać jakiekolwiek relacje. Pisarz z wyczuciem analizuje przyczyny trudnych kontaktów z matką, dochodząc do słusznego wniosku, że powodem jest trauma przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jednocześnie potrafi wyjść poza to co wewnętrzne. Plastycznie opisuje odwiedzone miejsca, ciekawie redaguje odbyte rozmowy, z talentem filtruje wydarzenia, odrzucając wszystko to, co tak naprawdę nie jest współczesnemu czytelnikowi potrzebne. Umie także przemilczeć oczywistości, dzięki czemu wspomnienia w niczym nie ustępują wciągającej beletrystyce. To po prostu kawał dobrej literatury, z której każdy może wziąć to, co go interesuje. Dla jednych kluczowe okażą się spotkania z wujami. Inni będą chcieli spojrzeć na jedną z pierwszych żydowskich feministek okiem bliskiej jej osoby. Wreszcie czytelnicy nie zafascynowani rodem Singerów także znajdą tu wiele ciekawego. Bo ta opowieść jest uniwersalna, oddaje realia dawnej epoki i nie unika emocji, zaprezentowanych jednak w sposób stonowany.