Recenzja filmu „Antologia Duchów Miasta”
Można by na siłę zaliczyć Antologię Duchów Miasta do gatunku horroru, w końcu senna atmosfera niekiedy wyraźnie zbliża się do klimatu grozy, a duchy zmarłych odwiedzają lokalną społeczność. Ale nawet pomimo elementów wspólnych z gatunkiem, nazwanie filmu Denisa Cote’a horrorem będzie nietrafione.
Akcja fabuły osadzona jest w umierającym kanadyjskim miasteczku, którego czasy świetności dawno już minęły. Młodzi wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszej przyszłości, starsi męczą się w coraz mniejszej społeczności, nad którą pieczę sprawuje pani burmistrz, która zakłamuje rzeczywistość, twierdząc że wszystkim tu żyje się dobrze. To ona wygłasza mowę na pogrzebie Simona, który zginął w wypadku samochodowym.
Czy to był nieszczęśliwy wypadek czy samobójstwo? Tego już mieszkańcy się nie dowiedzą, choć każdy będzie miał na ten temat swoją teorię. Jak jednak poradzić sobie ze stratą, która nie dotyka przecież jedynie najbliższych chłopaka, ale i całej przecież tak niewielkiej społeczności? Początkowo film Denisa Cote’a szalenie przypominał mi komiks Jeffa Lemire’a Royal City, być może dlatego że właśnie zakończyłem lekturę i nie uszły mojej uwadze pewne wspólne punkty: kanadyjski rodowód twórców, próba ukazania umierającego miasteczka przemysłowego, które nie nadąża za rzeczywistością, śmierć członka rodziny, która odciska na pozostałych niezatarte piętno. Ale jednak Cote zmierza w zupełnie innym kierunku.
Mętny, posępny, żałobny wręcz klimat akcentowany jest jeszcze nietypową formą: nieostrym obrazem i ziarnem w wyniku użycia 16mm taśmy. Brudne zdjęcia ukazują puste krajobrazy, pola przykryte śniegiem, które tylko czasem przecina jakaś sylwetka – nie wiadomo czy osoby żywej, czy martwej, bo ci którzy odeszli wracają niespodziewanie by nawiedzać mieszkańców. Nie – straszyć ich, niepokoić, wchodzić w interakcję. Po prostu nawiedzać. Są jeszcze dzieciaki w złowieszczych maskach, które przemierzają okolice. I inne dziwnowski, którymi reżyser wypełnia filmową przestrzeń.
Nie ma tu jednego wyróżniającego się bohatera, są za to opowieści o poszczególnych mieszkańcach, z których każdy próbuje jakoś zmierzyć się z rzeczywistością. Właściciel baru chce kupić stary dom, żeby go odnowić, ale jego żona pragnie wyjechać do miasta. Już w tym duecie widać dylemat całej lokalnej społeczności. Czy próbować jeszcze tchnąć życie w miejscowość, czy pozostawić ją już umierającym lub zmarłym. Jest też Adele, ekscentryczna i samotna dziewczyna, która w ciągu filmu przechodzi niemal mistyczne przeistoczenie. Ale chociaż są tu pytania i symbole, reżyser odpowiedzi nie daje żadnych, pozostawiając je już widzom.
Nominowana do Złotego Niedźwiedzia w Berlinie Antologia duchów miasta to senne i powolne kino, będące portretem zbiorowym małej społeczności. Zmarli i dziwne duchy egzystują tu razem z żywymi w miejscu zbliżającym się do gospodarczej i ekonomicznej śmierci. Film wypchany elementami metaforycznymi, przypominający kinowy eksperyment, stanowi niewątpliwie komentarz do współczesnej sytuacji na kanadyjskiej prowincji (zresztą nie tylko tamtejszej), ale jest przy tym niezwykle surowy i pozbawiony tych ludzkich bohaterów, którzy mogliby nas bezboleśnie oprowadzić po tym zimnym, odpychającym miejscu. Kino dla cierpliwych.
Antologia duchów miasta
Reżyseria: Denis Cote
Scenariusz: Denis Cote
Obsada: Robert Naylor, Josee Deschenes, Jean-Michel Anctil, Diane Lavalle, Larissa Corriveau i inni
Zdjęcia: Francois Messier-Rheault
Gatunek: Dramat
Kraj: Kanada
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 16 sierpnia 2019
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.