Ilona Turczyn „Dziedzictwo Pandory” – recenzja
Przyciągająca wzrok okładka i dobrze kojarzący się tytuł to na pewno dobre wabiki na niektórych czytelników. Mnie skutecznie skusiły, więc z przyjemnością wzięłam do ręki książkę Ilony Turczyn, mając nadzieję na ciekawą historię z rozbudowanym światem i ciekawą bohaterką. Czy tak rzeczywiście można opisać Dziedzictwo Pandory?
Irin posiada moc żywiołów, jednak nie do końca nad nią panuje. Została wyszkolona na zabójczynię i była narzędziem w rękach swojego ojca. Niewiele osób wiedziało, że bezwzględna i siejąca strach wojowniczka jest jednocześnie córką władcy i prowadzi podwójne życie. Podczas jednej z bitew nie udało jej się powstrzymać rosnącej w niej potęgi i jej wybuch spustoszył pole walki zabijając zarówno wrogów jak i sojuszników.
Gdy Irin się budzi, znajduje się w nieznanej sobie komnacie. Nie jest w stanie się poruszać z powodu ogromnej ilości bandaży. Mało brakowało, a jej brak opanowania mocy unicestwiłby także ją. Cudem przeżyła, ale nie wyszła z tego bez szwanku. Skazana na cudzą pomoc przy najprostszych czynnościach, początkowo nie może uzyskać od służby żadnych informacji dotyczących sytuacji w kraju lub chociażby o miejscu swojego aktualnego pobytu.
Okazuje się, że w nieznanej posiadłości jest z nią jej przyjaciółka. Gdy Irin udaje się uzyskać trochę informacji, początkowo trudno jej w nie uwierzyć. Znajduje się w miejscu, które oficjalnie nie istnieje. Martwy Las to koniec znanego świata, a za nim powinny być już tylko Zaświaty. Okazuje się, że za mrocznymi terenami znajduje się państwo, a co gorsza, jej ojciec o tym wiedział i utrzymywał z nim tajne kontakty. Syn władcy, u którego Irin się znalazła, nie wydaje się zbyt sympatyczny, a mieszkańcy cierpią z powodu głodu i braków w najbardziej podstawowych kwestiach.
Irin przekonuje się, że władcy wszystkich krajów mieli wiedzę, której jej odmówiono. Wiedzę, która całkowicie zmienia obraz sytuacji i stawkę, o jaką toczyła się zakończona przez jej wybuch bitwa, a także dalsze działania, które podjęto po jej rzekomej śmierci. Bowiem wszyscy prócz jej ojca myślą, że zginęła wraz z innymi na polu walki. Okaże się, że z powodu jej dziedzictwa będzie kluczową postacią w walce prowadzonej przez boginię, w którą do tej pory nie wierzyła.
Dziedzictwo Pandory zaczęło się od tragicznego wydarzenia, które prześladowało główną bohaterkę przez pozostałą część książki. Poczucie winy przygniatało Irin, a jednocześnie motywowało do działania i zadośćuczynienia tym, którzy pozostali w jej kraju i byli narażeni na atak wroga. Cała historia jest utrzymana raczej w mrocznym klimacie i choć pojawiają się światełka nadziei, to przyszłość maluje się w ciemnych barwach.
W książce znalazło się trochę miejsca także na miłość, choć nie jest ona łatwa i z racji zaangażowanych w nią potężnych istot, raczej nie rokuje na przyszłość. Jestem ciekawa, co autorka przygotowała dla bohaterów w kolejnej części, ponieważ jest to dopiero pierwszy tom cyklu. Świat jest ciekawy, postaci wyraziste, a wątek mitologiczny, na który wskazuje tytuł, dopiero został zarysowany. Mam nadzieję, że bogowie odegrają dużą rolę w losach bohaterów i następna książka szybko znajdzie się na mojej półce.
Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.