Książkirecenzja książka

Radio Noc. Jurij Andruchowycz -recenzj

Pod koniec stycznia 2014 roku w Kijowie na ulicy Hruszewskiego trwały brutalne starcia między aktywistami z Majdanu a milicją. Siarczysty mróz i agresja obu stron nie przeszkodziły młodemu chłopakowi w kuloodpornej kamizelce, zagrać utworu Ludovico Einaudiego na pianinie pomalowanym w barwy ukraińskiej flagi. Fortepian znajdował się nieopodal budynku Kijowskiej Miejskiej Administracji Państwowej. Film z tego wydarzenia, nazwany w popularnym serwisie z wideo jako „Ekstermista dorwał pianino”, stał się symbolem ukraińskiego zrywu. Kilka dni po tym wydarzeniu, na innym instrumencie można było usłyszeć Atlantique Nord” Yanna Tiersena. Niebawem fortepiany pomalowane na niebiesko-żółto pojawiły się na centralnych placach innych ukraińskich miast.

Cztery lata i jeden miesiąc po tych wydarzeniach, dokładnie 10 lutego 2017 roku w Berlinie, miała miejsce premiera filmu „Dusza i ciało”. Ildikó Enyedi przedstawiła w nim relację Márii (pracownicy działu kontroli mięsa w rzeźni) oraz Endre (jej dyrektora). Jednym z przełomowym zdarzeń, definitywnie zbliżających parę, było śnienie tego samego snu, w którym są jeleniami.

Z kolei w 1961 roku w zbiorze „Czarodziejska księga” pojawiła się baśń Janiny Porazińskiej pod tytułem „Szewczyk Dratewka”. Bohater opowieści wędrował po świecie i łatał stare obuwie. Miał dobre serce i każdemu chciał pomóc. Pewnego razu dotarł do wielkiego zamku z wieżą, na którą prowadziło 777 schodów. Ta liczba nie jest przypadkowa, bo zgodnie z utrwaloną tradycją ludową oznacza bycie na dobrej drodze.

Co z tym wszystkim wspólnego ma Radio Noc, najnowsza książka Jurija Andruchowycza? Być może niewiele. Czytając ją miałem wiele skojarzeń z realnymi wydarzeniami bądź dziełami kultury, a część z nich przywołałem powyżej. Bohater powieści, Josip Rotsky, przemierzając Europę doświadczał radości i smutku, bólu i rozkoszy, wstręt i dumę. Na jego drodze pojawiły się fortepiany ustawione na ulicach i placach, wspólne sny z Anime, jego partnerką i towarzyszką podróży, 777 schodów, ale także dwustuletni kruk imieniem Edgar (kto pamięta wiersz autora „Zabójstwa przy rue Morgue”, ten od razu skojarzy symbolikę postaci) czy co najmniej kilka aluzji do „Przechadzki” Roberta Walsera. To w tym ostatnim utworze czytamy „Gdy tak patrzyłem na ziemię, powietrze i niebo, naszła mnie przejmująca, nieodparta myśl, pod której wpływem musiałem sobie powiedzieć, że jestem oto uwięziony między niebem i ziemią, że wszyscy jesteśmy biednymi więźniami, że nie ma dla nas żadnej drogi do innego świata, oprócz tej, która prowadzi do czarnego lochu, do ziemi, do grobu”. To zdanie idealnie oddaje specyfikę i miejsce, w którym znajduje się Rotsky. Zresztą czarne lochy też się w książce pojawiają.

Radio Noc zawiera w sobie wiele odniesień. Ich znajdowanie jest jedną z kilku przyjemności towarzyszących lekturze (nawet jeśli czasem możemy się mylić). Inną jest ścieżka dźwiękowa. Nowa powieść Jurija Andruchowycza została wypełniona po brzegi licznymi utworami muzycznymi: od piosenek zespołu Karbido, z którym sam autor nagrał trzy płyty, przez Johny’ego Casha i Toma Waitsa, aż na „Always look on the bright side of life” kończąc. Rytmiczne są nie tylko audycje nadawane przez zesłanego na mroźną wyspę Rotsky’ego, ale też język powieści – to opierający się na długich, idealnie przyporządkowanych słowach, to znów układający się w znaleziony przez bohatera dramat, niepokojący, popowy sen czy audycje nadawane w samotności. Czyta się to dobrze, choć w pewnych fragmentach można też czuć przesyt tych postmodernistycznych zabaw.

Radio Noc to opowieść o człowieku, który został zmuszony do opuszczenia swojego kraju. Josip Rotsky był pianistą, kochał to co robi. Muzyka dawała mu poczucie wolności, a właśnie ta wartość wyznaczała jego sens istnienia. Wolność reprezentowana jest tu poprzez swobodny dobór partnerek, miejsca zamieszkania czy nawet niezależność od pracy. Rotsky mógł bowiem grać, ale wcale nie musiał (miał zapewniony kapitał na życie). Wolność pomagała bohaterowi utrzymywać samotność, brak zobowiązań, poczucie, że nikt go nigdy nie zawiedzie. Ten wygodny stan prędzej czy później musiał się jednak zakończyć. I tak się właśnie dzieje. Najpierw zjawia się kruk, który jako jedyny element otoczenia rozumie potrzebę bliskości i przyjaźni. Chwilę później Rotsky poznaje Anime. To spotkanie definitywnie otworzyło w nim pokłady uczuć, o które sam by siebie nie podejrzewał.

Definitywnym zburzeniem poczucie wolności jest jednak uszczerbek na zdrowiu. Wspomniałem wcześniej o ekstremiście, który dorwał pianino. W powieści Jurija Andruchowycza pod tą postacią kryje się właśnie Rotsky. Uczestnictwo w rewolucji bardzo często kończy się tragicznie. Szczególnie jeśli po drugiej stronie barykady znajdują się brutalni żołnierze. Tak stało się w tym wypadku. Wyłamane palce zabrały bohaterowie to, co miał najcenniejszego – zdolność do kreowania dźwięków. Od tej chwili nie mógł on już tworzyć, a jedynie odsłuchiwać to, co nagrali inni. Właśnie tak powstało tytułowe Radio Noc.

Książka Jurija Andruchowycza to poważna rzecz. Poważna w tym sensie, że traktuje o wojnie. Jest to równocześnie tekst w wielu fragmentach humorystyczny, przygodowy, zawierający elementy romansu. Autor za nic ma gatunkowe przykazy. Meandruje między różnymi stylistykami, czasami, przestrzeniami geograficznymi. W tym sensie Radio Noc jest kontynuacją metody twórczej, którą znamy z innych dzieł ukraińskiego pisarza. Książka powinna spodobać się tym, którzy lubią literackie zabawy, nie boją się braku linearności, cenią sobie piękny język. 

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy WYDAWNICTWU CZYTELNIK
 
 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 

 

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.