komiksrecenzja komiks

Zdarzenie. 1908. Jacek Świdziński – recenzja

Chwilę po tym, jako moja żona wysyłała mnie do psychiatry w związku z lekturą „Krwi i flaków w szkole średniej” do moich rąk trafił komiks Zdarzenie. 1908. Tym razem zamiast biletu w jedną stronę otrzymałem taką oto salwę „Widzę, że bardzo ci się nudzi. Autor tych grafik jest nawet gorszy niż ta od Kici Koci. Może zamiast marnować czas obierzesz ziemniaki na jutro?”. Cóż mi pozostało. Ziemniaki obrałem, a później dokończyłem komiks Jacka Świdzińskiego.

Czytanie generalnie, a poznawanie komiksów w szczególności, to niekończący się kołowrót. Dopiero co spędzałem godziny z książkami poruszającymi tematy miłości, poszukiwania tożsamości, odchodzenia bliskich, a już na półkę pchają się kolejne, uderzające w podobne struny. Na szczęście jednak zdarzają się wstrząsy, iluminacje, które wyrywają mnie z tego kręgu nawrotów. Dzięki nim szare komórki nadal pracują, przenoszę się do innych wymiarów, ponownie wierzę, że literatura nie powiedziała ostatniego słowa, że nadal reinkarnuje w nowe formuły. Takie doświadczenie zapewnił mi komiks Zdarzenie. 1908.

Zacznę może od końca, czyli od momentu tuż po zamknięciu strony końcowej. Zazwyczaj wiąże się on z pytaniami „ale po co”, „dlaczego tak?”, „czemu miało służyć wprowadzenie tego wątku/bohatera?”, „co teraz czuję”. W przypadku pracy Jacka Świdzińskiego emocje były całkowicie stonowane. Nie zastanawiały mnie szczegóły fabularne, nie próbowałem odszukać w bohaterach siebie ani odniesień do otoczenia, nie myślałem „kolejna książka o tym samym”. Nic z tych rzeczy. Trzy godziny spędzone z ilustracjami i treścią pozwoliły mi wejść w historię na tyle, że nie potrzebowałem doszukiwać się w niej drugiego, trzeciego czy czwartego dna. To przeżycie wychodzące poza czysto literacki banał, dowodzące że czasem najwięcej widać, gdy otoczenie zredukowano do kilku kresek.

Czym więc jest Zdarzenie. 1908? Nietypową opowieścią drogi, w której Feliks Dzierżyński, Lew Tołstoj, Dersu Uzała czy caryca Aleksandra nie są tymi, za kogo ich uważamy. Każdy z nich ma swój nowy życiorys, nowe ambicje, które pchają ich w serce tajgi. Bohaterowie spotykają na swojej drodze człowieka z ogórkiem, tygrysy i renifery, fotografa czy plemię szaleńców. Fabuła raz ogniskuje się na podróży, by za chwilę udać się na jakąś retrospekcję lub imaginację. Przyzwyczajonym do prowadzenia za rękę i dopowiadania, może się to nie spodobać. Zdarzenie. 1908 jest tak naprawdę trudną książką, wymagającą skupienia, łowienia z poszarpanych dialogów i minimalistycznych ilustracji łączników poszczególnych plansz. Finalnie to wszystko się rzecz jasna połączy, wyjaśni, ukazując tylko wizjonerstwo Jacka Świdzińskiego.

Polubiłem ten komiks przede wszystkim za humor, za wytrącanie mnie z pozycji tego, który wie i rozumie, a także za zabawę kontekstami. Widać, że autor chciał nie tylko opowiedzieć historię, ale przede wszystkim wywrócić dobrze nam znaną frazę. Poeksperymentować. A że przy tym orientuje się, jak ważna w utworze jest cisza, że umie stawiać pauzy, że wreszcie polega na swoim własnym elementarzu, a nie tym powszechnie dostępnym, to mamy dzieło, które przetrwało próbę czasu. Komiks, który nie potrzebuje ważnych tematów, żeby angażować.

za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Kultura Gniewu
 
 
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KOMIKSÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.