Chłopiec z gór. Séverine Gauthier, Amélie Fléchais – recenzja
Słownik frazeologiczny podaje, że sformułowanie „przenosić góry” oznacza „mieć przekonanie, wiarę, że wszystkiego można dokonać, wszystko może się udać”. Ten sens nie do końca pasuje mi do postępowania bohatera Chłopca z gór, mimo że motywacją skłaniającą go do odbycia magicznej podróży jest właśnie chęć przeniesienia pasma górskiego wyrosłego na jego dziadku. Młody człowiek jest w tym wypadku całkowicie bezrefleksyjny, stanowi białą kartkę, na której wszelkie emocje, marzenia, wątpliwości muszą się dopiero zapisać.
Tak to właśnie bywa z dziećmi. Bohater wie jedno – kocha dziadka i dla jego spokoju jest w stanie zrobić wszystko. Nawet wyruszyć w (szaleńczą) podróż na szczyt najwyższej z gór. Co może się nie udać prawda? I tak jak postanawia, tak też czyni. Bez zbędnych przygotowań. Jego celem jest wiatr. To on ma pomóc dziadkowi w odbyciu ostatniej drogi. Dzięki jego podmuchom góry przeniosą się do innej przestrzeni z gracją i bez wysiłku.
Młody adept idzie więc w baśniowej krainie. Spotyka gadające drzewo, komunikatywne, staczające się kamienie, czy jednorożca. Każde ze stworzeń ma nie tylko duszę, ale także dobre usposobienie i radę. Uczą protagonistę świata – tego, że nie zawsze trzeba wszystko rozumieć, że czasami lepiej po prostu działać; również tego, że każdy ma swoje korzenie. Przy ich pomocy nasz dzielny śmiałek dopina swojego zamierzenia. Po wielu znojach (no, może nie znowu aż tak wielu, bo całość mieści się na 40 stronach), po spaniu w futrze zwierzaka albo wspinaniu na mrozie, dociera do szczytu góry i prosi wiatr o pomoc. A co będzie dalej? Tego Wam już nie zdradzę, choć pewnie część z Was wie, co może się wydarzyć.
I taki właśnie jest Chłopiec z gór. To prosta, metaforyczna i bajkowa opowieść o przygodzie, o miłości, odpowiedzialności, ale także domu. Bohater podczas swojej podróży uczy się bardzo wiele, a młody czytelnik, który zdecyduje się po lekturę sięgnąć, będzie mógł przeżyć dokładnie to samo. To taka historia, obok której trudno przejść obojętnie, nawet jeśli dla nas, dorosłych, może być momentami nieco wtórna. Dużą zaletą jest tu z pewnością utrzymany w ryzach język i szata graficzna. Za ilustracje do książki odpowiadała Amelia Fléchais i trzeba przyznać, że ze swojego zadania wywiązała się na medal. Stworzona kraina jest unikatowa. Raz piękna i nostalgiczna, w innym znów momencie mroczna i straszna. Bohaterów trudno porównać z innymi pracami – są indywidualni, ale jednocześnie wiarygodni. Nastrój momentu podkreśla bogata paleta barw i dynamika zmieniającego się kadru. Wszystko to bliższe malarstwu, niż tradycyjnej książki dla dzieci.
Chłopiec z gór będzie dobrym prezentem dla nieco starszych dzieci. Takich, które lubią zanurzyć się w czarodziejskiej i olśniewającej atmosferze i potrafią już dostrzegać drugie dno. Nie ma tu fałszywych nut, krętactwa czy zabawy pod publikę. Nie ma też niepotrzebnych wtrętów politycznych czy modnych tematów społecznych. To „bezpieczna” opowieść, która będzie bawić i uczyć.