Recenzja filmu „Proste rzeczy”
W ostatni weekend na ekrany kin trafił wreszcie film Grzegorza Zaricznego Proste rzeczy, prezentowany w zeszłorocznym konkursie Nowych Horyzontów. Młody reżyser nie ma jeszcze wprawdzie bogatego doświadczenia z długometrażowymi fabułami, ale jego dotychczasowe etiudy i dokumenty były wyróżniane na wielu festiwalach, dość powiedzieć że jego Gwizdek z 2012 roku zdobył nagrodę na Sundance.
Widać za to w Prostych rzeczach właśnie to dokumentalne i festiwalowe doświadczenie, bo ten niezwykle skromny w środkach obraz często bardzo dokument przypomina, chociażby w sposobie prezentowania bohaterów, kadrowania ujęć, czy w dialogach brzmiących niezwykle naturalnie, być może wielokrotnie improwizowanych.
Zaglądamy pod dach młodej pary z dzieckiem, która próbuje ułożyć sobie życie z dala od zgiełku dużego miasta, we wsi 40 kilometrów od Warszawy. Błażej pracuje jako kamerzysta, ale więcej czasu spędza w domu, starając się odremontować budynek, do którego wkrótce ma nadzieję wprowadzić się z rodziną. Magda tymczasem nie rusza się z miejsca, opiekując się dzieckiem, i coraz wyraźniej zaczyna tęsknić za innym życiem. Wkrótce na wizerunku kochającej się, szczęśliwej pary, zaczynają pojawiać się pierwsze rysy.
Tymczasem w ich domu zjawia się wuj Błażeja, który za możliwość noclegu decyduje się pomóc chłopakowi w remoncie domu. Szybko między Błażejem i jego stryjem rodzi się bardzo ciekawa więź, która pozwala nam odkryć nieco przeszłość obu bohaterów oraz demony, z jakimi się mierzą. Jednak oprócz zażyłej relacji, pomagającej im obu wypełniać lukę po bliskich, rodzi się między nimi także specyficzna gra, w czasie której padają niewygodne pytania i wzmagają się negatywne emocje.
Nie ma tu jednak fabularnych fajerwerków. Poruszane przez reżysera kwestie przedstawiane są przykładzie tytułowych prostych rzeczy, prozaicznych czynnościach dnia codziennego. Powtarzany codziennie wyjazd na nagranie, zapalony papieros, odbywane w ciszy ćwiczenia jogi, zabawa z dzieckiem, poranna kawa, wschody i zachody słońca. Sposób ukazania tej codzienności to zdecydowanie zaleta produkcji, która więcej opowiada nam właśnie poprzez obrazy i związane z nimi emocje, niż przez oszczędne dialogi.
Tematów, z którymi mierzy się film jest jednak bardzo dużo i nie wszystkie mają szanse wyraźnie na ekranie wybrzmieć. Mamy tu bowiem opowieść o ucieczce od zgiełku świata, opowieść o dojrzałości do związku i odpowiedzialności za rodzinę, są zranione rodzinne relacje i wspomniana psychologiczna rozrywka między Błażejem i jego wujem. Pewne kwestie, jak wątek odnalezienia się przez Magdę w nowej rzeczywistości są zaledwie zakomunikowane, inne – jak trudne dzieciństwo Błażeja i jego relacja z ojcem są wprawdzie przywoływane nieustannie, ale widz praktycznie nic się na ten temat nie dowie.
Jednak mimo że nie wszystkie wątki zostały satysfakcjonująco rozwinięte, Proste rzeczy Zaricznego ogląda się wciąż z ciągłym zainteresowaniem i niemałą fascynacją. To kino powolne i bardzo spokojne, pozwalające widzowi porzucić na chwile własną rzeczywistość i niemal jak przy dokumencie poobserwować przez dziurkę od klucza zwyczajne życie innych ludzi. Dużo w tym filmie emocji, dużo też ciepłego spojrzenia na bohaterów, a do tego niezwykła, naturalistyczna forma.
Proste rzeczy; reżyseria: Grzegorz Zariczny; scenariusz; Grzegorz Zariczny; obsada: Błażej Kitowski, Magdalena Sztorc, Tomasz Schimscheiner, Alicja Kitowska, Kamila Jankowska; zdjęcia: Weronika Bilska; muzyka: Marcin Dymiter; gatunek: dramat; kraj: Polska; rok produkcji: 2020; data polskiej premiery: 4 czerwca 2021.
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.