Top 10: Najlepsze filmy 2019
Najlepsze filmy 2019 to ostatnie już podsumowanie minionego roku. Prezentujemy subiektywne zestawienie Redakcji MK z filmami, które zrobiły na nas największe wrażenie. Pod uwagę bierzemy jedynie te produkcje, które miały swoją oficjalną polską premierę w 2019 roku. Kolejność alfabetyczna. Dajcie znać w komentarzach, jakie filmy Wam się najbardziej spodobały.
Faworyta, reż. Jorgos Lanthimos
Duży budżet, aktorskie gwiazdy i oczekiwania producentów nie pozbawiły na szczęście Lanthimosa artyzmu i autorskiego języka (nadal balansuje gdzieś na granicy absurdu i dziwaczności), lecz odrobinę je przytemperowały, dzięki czemu powstało kino znacznie przyjaźniejsze dla widza od jego poprzednich dokonań. To film rozbuchany, barokowy, nieco wulgarny i okrutny, słowem – efektowny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bo pod warstwą kunsztownych popisów i napędzanej przez nie, trzymającej w napięciu opowieści o rywalizacji, kryje się szereg głębszych sensów: począwszy od zgłębiania istoty władzy, przez studium izolacji i samotności, a na ukazaniu mroków ludzkiej natury skończywszy. Wszystko to oparte na brawurowym scenariuszu i perfekcyjnych kreacjach trzech głównych aktorek.
Historia małżeńska, reż. Noah Baumbach
Historia małżeńska to nie tylko jedna z najciekawszych propozycji Netflixa w ubiegłym roku, ale też jeden z najlepszych filmów, jakie w ogóle ujrzały w tym czasie światło dzienne. To małe-wielkie kino; z humorem, ale subtelnie, mierzące się z niezwykle trudnym tematem, jakim jest rozstanie dwojga ludzi. Wyjątkową ozdobą tej brawurowo opowiedzianej historii są bardzo dobre kreacje Scarlett Johansson i Adama Drivera. Poznajcie tę opowieść, bo naprawdę warto.
Irlandczyk, reż. Martin Scorsese
Jakby zupełnie niezainteresowany ani oczekiwaniami widzów wychowanych na jego filmach, ani tym bardziej współczesnych odbiorców popkultury, Scorsese stworzył przede wszystkim film rozliczeniowy, w którym ważniejsza od fabuły jest refleksja nad życiem i przemijaniem, ważniejsze od zwrotów akcji jest to, żeby tytani aktorstwa mieli pod dostatkiem ekranowego czasu, a nad dramaturgię przedkładane są rozmowy przy winie. I chociaż Irlandczyk ma wszystko, co powinien, by trzymać w napięciu, bardziej akcentuje emocjonalny wydźwięk. Scorsese stworzył film bogaty narracyjnie, epicki fabularnie, wybornie zagrany, a przy tym skromny i refleksyjny – film który nie będzie najlepszym w jego karierze, może nawet nie najważniejszym, ale z pewnością wyjątkowym, bo (mam taką nadzieję) mógł w nim bez pośpiechu powiedzieć wszystko, co chciał.
Joker, reż. Todd Phillips
Joker to film, który jeszcze długo przed premierą, zawiesił poprzeczkę oczekiwań bardzo wysoko. Z czystym sumieniem można powiedzieć, że przeskoczył ją z dużym naddatkiem. Kino Phillipsa jest mroczne i niejednoznaczne, zachwyca całą paletą możliwych interpretacji. Określenie „arcydzieło” będzie tu jak najbardziej na miejscu. A postać Jokera? Joaquin Phoenix jest absolutnie genialny i kolejny raz udowadnia, że jest obecnie jednym z najlepszych aktorów w Hollywood. Bryluje na ekranie, tworząc przerażającą, do szpiku realistyczną postać. To najlepsza rola w jego dorobku.
Lighthouse, reż. Robert Eggers
Nie powinniśmy sugerować się nikłą ilością nagród jakie zgarnia Lighthouse na festiwalach filmowych. Wszak Psychoza, z którą film Eggersa bardzo mi się kojarzy, też głównej nagrody nigdzie nie otrzymała, a jednak w historii zapisała się całkiem mocno. Podejrzewam że podobny los spotka najnowszy film reżysera Czarownicy, bo to bez dwóch zdań jeden z najlepszych filmów tej dekady. Każdy aspekt tego dzieła, od walk kogutów, przez greckie mity, psychoanalizę, klaustrofobiczne zdjęcia, niesamowitą muzykę, aż na wybornej grze aktorów kończąc, składa się na wyjątkowe studium obłędu. Jestem przekonany, że gdyby ten obraz sygnowany był nazwiskiem Bergmana czy Tarkowskiego, już byłby wpisany na listę 100 najlepszych filmów w historii kina.
Nie obchodzi mnie czy przejdziemy do historii jako barbarzyńcy reż. Radu Jude
To chyba najbardziej niszowy film naszego zestawienia. Nagrodzona na festiwalu w Karlowych Warach rumuńska produkcja, stanowi niecodzienny zapis zdobycia Odessy w 1941 r. przez rumuńską armię, która doprowadziła do zamordowania tysięcy Żydów. To przede wszystkim film o historycznej prawdzie, o wypieraniu się ciemnej strony swojego narodu oraz o ludzkiej głupocie. Jude nie oszczędza swoich rodaków i w finałowej scenie ukazuje tłum podrygujący rytmicznie do marszu nazistów, oklaskujący zagładę Żydów. Ważna i odważna produkcja, której brakuje też w Polsce.
Parasite, reż. Joon-ho Bong
Nie wiemy, czy pod względem treści ten komentarz społeczny ubrany w szytą grubymi nićmi, satyryczną fabułę jest aż tak znaczący dla współczesnego kina, by nagradzać go Złotą Palmą i określać mianem filmu roku, ale wiemy, że Parasite to przede wszystkim kawał doskonałej rzemieślniczej roboty. Film bardziej rozrywkowy niż artystyczny, ale to rozrywka z bardzo wysokiej półki. Technicznie idealny, trzymający w napięciu, angażujący, przewrotny i prowokujący. To też film, który świadomy swojego widza, potrafi nim skutecznie manipulować, a przede wszystkim – wyrwać ze sfery komfortu, sprawić żeby poczuł się nieswojo. Umiejętność rzadka w dzisiejszym kinie.
Pewnego razu w Hollywood, reż. Quentin Tarantino
Pewnego razu w… Hollywood to wyborna zabawa w kino. Quentin Tarantino jest już na etapie, w którym nikomu niczego nie musi udowadniać, a skoro tak, może nakręcić blisko trzygodzinny film bez fabuły. Z wielkimi budżetem i gigantycznymi gwiazdami w obsadzie może odtworzyć minioną erę Hollywood, by choć na chwilę odsunąć od siebie tęsknotę za tym, co odeszło i na nowo ożywić dawnego ducha. Nie wszystkim będzie to w smak, bo przecież miejscami wyraźnie film staje w miejscu zmierzając do nikąd, ale to nic – rozsiądźcie się wygodnie i nacieszcie się każdą ekranową minutą przesiąkniętą miłością do kina.
Szczęśliwy Lazzaro, reż. Alice Rohrwacher
Szczęśliwy Lazzaro to film dotykający tematyki społecznej w sposób niemal zupełnie dziś niespotykany – przesycony magicznym realizmem, pełny symboli i niedopowiedzeń, a jednocześnie szalenie prosty, subtelny i szczery. Jest w tym zarówno brudna rzeczywistość jak i wzniosła transcendencja, sacrum i profanum, a egzystują w obrębie filmu bez żadnego dysonansu, przeplatając się niepostrzeżenie. To kino nieoczywiste i piękne, dotykające w widzu głębszych strun.
Van Gogh. U bram wieczności, reż. Julian Schnabel
U bram wieczności to film, który pokazuje, że o van Goghu wciąż można powiedzieć jeszcze bardzo dużo. To pięknie zrealizowana, iście poetycka i mistrzowsko zagrana opowieść. Nie sposób nie zatrzymać się nad wyborną kreacją Willema Dafoe, słusznie nominowanego za tę rolę do Oscara. Za sprawą świetnej charakteryzacji wygląda jakby żywcem przeniesiony z autoportretów Van Gogha, ale to właśnie aktorsko Dafoe mierzy się z różnymi, czasem drastycznie odmiennymi stanami Van Gogha. Szczególnie jego stopniowe popadanie w szaleństwo doskonale zostaje tu zagrane. Wielka, pełna wrażliwości kreacja, która zdecydowanie zasługiwała na więcej uwagi, niż jej otrzymała.
ZOBACZ TERAZ:
NAJLEPSZE FILMY 2020