hotrecenzja serialserial

Recenzja serialu „Watchmen”

Dobiegła końca emisja jednego z najgłośniejszych seriali HBO w tym roku. To jedna z niewielu dziś stacji, która wciąż stawia na jakość a nie ilość realizowanych produkcji, wciąż też ma charakter uznanej marki, dlatego takie seriale jak DetektywCzarnobylEuforia, Gra o Tron czy właśnie omawiany Watchmen zawsze stanowią nie lada wydarzenie. W przypadku tego ostatniego zainteresowanie było tym większe, że stanowił tajemniczą adaptację kultowego komiksu Alana Moore’a – tajemniczą, bo ani twórcy, ani materiały promocyjne nie zdradzały z czym faktycznie będziemy mieli do czynienia. Wiadomo było jedynie, że nie będzie to standardowa adaptacja, lecz coś na kształt telewizyjnej kontynuacji komiksowych wątków.




I już za sam ten fakt, a także za odwagę w podejściu do dzieła kontrowersyjnego twórcy, autorom serialu należy się uznanie. Często mam już dość tych wszystkich filmowych ekranizacji, remake’ów i sequeli, obdartych zupełnie z jakiegokolwiek wrażenia oryginalności, autorskiej świeżości. Nie mylił się Martin Scorsese twierdząc, że Kinowe Uniwersum Marvela przypomina park rozrywki, bo na dobrą sprawę, poszczególne widowiska Disneya w konstrukcji niemal zupełnie się od siebie nie różnią. Watchmen to serial, którego twórcy za punkt wyjścia biorą sobie fabułę kultowego komiksu, jednak jego akcję osadzają w czasach współczesnych, prezentując zupełnie autorską, oryginalną wizję fabuły. Fanom komiksu i wielbicielom wiernych ekranizacji może się to nie spodobać. Ale wszystko jest tu niespodzianką, a w rezultacie nie sposób przewidzieć, w jakim kierunku rozwinie się fabuła.

W połowie lat 80. gigantyczna kałamarnica z kosmosu sterroryzowała Nowy Jork. W ramach ataku śmierć poniosło 3 miliony ludzi. Dotychczas pogrążona w Zimnej Wojnie ludzkość stojąca u progu kolejnej zagłady, zdała sobie sprawę że istnieje większe zagrożenie z zewnątrz. Światowe rządy zawiesiły broń i zjednoczyły się w pokoju przeciw większemu wrogowi. Tymczasem jest rok 2019, urząd prezydenta USA sprawuje aktor Robert Redford. Zamaskowani superbohaterowie, którzy przed laty chronili ulice Ameryki, dziś wyjęci są spod prawa, ale lokalna policja w Tulsie w Oklahomie ma obecnie ważniejsze problemy od zamaskowanych samozwańczych herosów, a mianowicie grupę białych suprematystów określających się mianem Siódmej Kawalerii. Mężczyźni w maskach przypominających maskę znanego z komiksu Rorschacha, dokonują licznych ataków na grupy mniejszościowe i władze, które wymuszają specjalne odszkodowania dla ofiar niesprawiedliwości rasowej. W rezultacie miejscowi funkcjonariusze również przywdziewają maski, aby chronić swoich bliskich przed atakami.

Główną bohaterką serialu jest czarnoskóra Angela Abar – funkcjonariuszka policji słynąca ze swoich niekonwencjonalnych metod. Urodzona w Wietnamie (który, po wygranej wojnie, obecnie jest kolejnym stanem USA) chroni męża i dzieci, oficjalnie pracując w sklepie, a gdy wymaga tego sytuacja – przywdziewa strój Siostry Noc, aby walczyć z rosnącym złem. Tu należą się kolejne brawa dla twórców serialu – niezwykle rzadko bowiem zdarza się, aby w tego typu produkcjach główne skrzypce grały kobiety i to w dodatku blisko 50-letnie. A Regina King, która w tym roku dostała Oscara za film Gdyby ulica Beale umiała mówić brawurowo wypada na ekranie – nie tylko potrafi kopać tyłki zbirom, ale przede wszystkim dobrze radzi sobie w momentach dramaturgicznych i emocjonalnych. Takiej protagonistki po prostu nie zobaczycie w filmowych przebojach superbohaterskich, więc choćby z uwagi na ten aspekt warto Watchmen poznać. Szczególnie że drugą kluczową postacią również jest z kolei blisko 70-letnie Laurie Blake, czyli grana przez Jean Smart była ukochana Dra Manhattana, a obecnie cyniczna i przenikliwa agentka FBI. Ich losy przetną się, gdy komendant policji w Tulsie zostanie znaleziony powieszony na drzewie. Choć kobiety nie przypadną sobie do gustu, obie będą chciały odkryć tajemnicę tej śmierci, ale tak naprawdę odkryją zakrojony na gigantyczną skalę spisek. Aktorsko to dwa wspaniałe popisy, które przyćmiewają pozostałe kreacje, chociażby Jeremy’ego Ironsa czy Dona Johnsona.

Zanim jednak finalnie odkryjemy, o co tak naprawdę w tym serialu chodzi, będziemy przedzierać się przez 8 odcinków fabularnej układanki, a twórcy będą nas nieustannie wodzić za nos. Za serial odpowiada Damon Lindelof, który oddał w nasze ręce chociażby kultowych Zagubionych, więc możecie sobie wyobrazić z jakiego rodzaju puzzlami będziemy mieli do czynienia. I tu niestety muszę Watchmenów skrytykować. Nie przekonała mnie ta formuła, podobnie zresztą jak w innym przeboju HBO – Westworld – finalnie odniosłem wrażenie, że konstrukcja fabuły była zbyt przekombinowana. Owszem, trzymała przez to w napięciu i regularnie stawiała kolejne pytania (kim jest mężczyzna otoczony klonami i gdzie właściwie się znajduje, jaki sekret skrywał komendant policji, co wspólnego ma Angela z „szalonym” starcem i gdzie, do cholery, jest dr Manhattan?), ale gdzieś w połowie sezonu zacząłem tracić zainteresowanie poznaniem odpowiedzi na te pytania, a finał – choć zaskakujący i faktycznie wszystko wyjaśniający – wydał się wręcz absurdalnie w stosunku do całości banalny i uproszczony. Są tu też bardzo ważne zwroty akcji, o których nie będę wspominał, natomiast muszę podkreślić że to one wydały mi się naciągane i nie do końca pozwoliły mi uwierzyć w tę historię.

Wszystko dlatego, że ta szkatułkowa forma i ciągłe wprowadzanie wątków pobocznych sprawiają, że odrywamy się od głównej osi fabularnej. I chociaż taka formuła pozwala uzyskać niekiedy fantastyczne efekty, jak chociażby odcinek poświęcony bohaterowi zwanemu Zakapturzona Sprawiedliwość, w całości utrzymany w surrealistycznej czarno-białej konwencji, to ostatecznie jest takich smaczków, pozostawiania tropów i zwodzenia zbyt wiele względem fabuły. Trzeba pochwalić ekstrawagancję i tak rzadko spotykaną w dzisiejszej telewizji odwagę w kreowaniu dziwaczności, a jednak te same aspekty wywołują rozczarowanie główną historią. Całość jest po prostu komplikowana na siłę, w rezultacie tematy podejmowane przez twórców zbytnio się rozmywają: wątek rasizmu na przestrzeni amerykańskich dziejów niespodziewanie w połowie serialu zaczyna przybierać jakieś karykaturalne kształty, wątek tragicznego love story nie ma czasu zostać właściwie zbudowanym by wybrzmieć emocjonalnie, a wreszcie bohaterowie zaczynają postępować wbrew swoim charakterom.

Serial Watchmen wypchany jest smaczkami dla spostrzegawczych widzów, pełen jest zagadek, fabularnych zawiłości, różnego rodzaju kluczy porozrzucanych po scenariuszu (nie bez znaczenia pozostają nawet tytuły poszczególnych odcinków). Ostatecznie Lidelof skonstruował serial, o którym można dyskutować w sieci, gdzie widzowie z całego świata dzielą się swoimi spostrzeżeniami. To serial niezwykle odważny w stosunku do współczesnych superbohaterskich produkcji ale również w traktowaniu materiału źródłowego i jego fanów. To także produkcja, którą powinno się obejrzeć ponownie, by odkrywać miejsca, w których twórcy celowo nas zwodzili albo sugerowali coś, co pod koniec objawiło się jako wielki zwrot akcji. Ale smaczki smaczkami – finalnie fabuła i cała intryga wcale niestety nie okazują się tak emocjonujące i wspaniałe, bym osobiście znów poświęcił mu dziewięć godzin życia. Przeciwnie – fabuła przynosi raczej niedosyt i rozczarowanie. W rezultacie – chociaż serial ma wiele znakomitych momentów, ciekawych bohaterów i wybornych akcentów, dla których koniecznie warto go poznać, to pod względem samej treści mam wrażenie, że twórcom bardziej zależało na zabawie z widzem i jego zaskakiwaniu, niż zaoferowaniu kompletnie satysfakcjonującej całości. 

Watchmen. Twórca: Damon Lindelof; obsada: Regina King, Don Johnson, Tim Blake Nelson, Yahya Abdul-Mateeen II, Andrew Howard, Jeremy Irons, Louis Gossett Jr., Tom Mison, ADelaide Clemens, Jean Smart, Hong Chau; zdjęcia: Chhris Seager, Andrij Parekh; muzyka: Trent Renzor, Atticus Ross; gatunek: serial, fantastyka; kraj: USA; rok produkcji: 2019; data polskiej premiery: listopad 2019.

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH SERIALI? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.