Recenzja serialu „V-Wars” Netflixa
Jedną z ostatnich tegoroczonych serialowych premier Netflixa jest V-Wars – propozycja dla wielbicieli niezobowiązujących produkcji o wampirach. Jest to adaptacja popularnego komiksu o tym samym tytule. Serii powieści graficznych nie czytałem, ale serial mogę określić jako niskobudżetową, b-klasową rozrywkę z rodzaju głupawych i słabo zrealizowanych seriali, które z braku laku można sobie włączyć na weekend.
Bohaterem serialu jest badacz naukowy imiemiem… Luther, który wraz z przyjacielem Michaelem wyrusza na stację badawczą, gdzie zostają zarażeni nowym, nieznanym dotąd wirusem. Patogen u Luthera nie daje żadnych skutków ubocznych, ale Michael ku przerażeniu przyjaciela zamienia się w żądnego krwi wampira. Tak, tak – wirus bardzo szybko się rozprzestrzeni, a sytuacja wymknie się spod kontroli. Podczas gdy zwykli ludzie pogrążą się w przerażeniu, dr Luther przeżyje osobistą tragedię i będzie chciał zrobić wszystko, by powstrzymać rozprzestzrenianie się wirusa oraz uleczyć bliskich, tajemnicza agencja rządowa zamierza wykorzystać patogen do własnych celów.
Serial V-Wars pełen jest scenariuszowych i logicznych bzdur, na które nieustannie trzeba przymykać oko. W jednej ze scen rozwścieczony Michael osłania się strażnikiem jak tarczą (wprawdzie martwym, ale nikt poza niam samym nie może tego wiedzieć), a pozostali mundurowi dziurawią kolegę na wylot, zupełnie się tym nie przejmując. Żądni sensacji dziennikarze bez najmniejszego problemu wdzierają się do strzeżonego pacjenta tylko za pomocą plakietki, a ludzie, którzy nigdy nie mieli do czynienia z walką, umiejętnie powstrzymują znacznie silniejsze od siebie bestie. Ot, widowisko. I nie mówię nawet o tych fatalnych efektach specjalnych, w wyniku których atak wampira bardziej śmieszy, niż straszy.
Oczywiście twórcy są świadomi tych asurdów, w końcu nie jest to serial z ambicjami na cokolwiek więcej, aniżeli weekendowy zapychacz ramówki. I jako taki, traktowany z dystansem i przymrużeniem oka produkt, V-Wars może się sprawdzić. Drewniane aktorstwo, kiepskie dialogi, niewyrafinowana realizacja, dają nam o kilka klas słabszą wersję Wirusa Guillermo del Toro. Nie tylko jednak da się tę produkcję obejrzeć, ale miejscami dostarcza nawet całkiem znośnej rozrywki, dlatego miłośnikom takiej niezobowiązującej zabawy, może V-Wars przypaść do gustu.
V-Wars; reżyseria: T.J. Scott, Ian Somerhalder; obsada: Ian Somerhalder, Adrian Holmes, Jacku Lai, Peter Outerbridge; gatunek: serial, sci-fi; rok produkcji: 2019
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.