Fragment nowej powieści Wojciecha Chmielarza „Rana”
Za pośrednictwem Facebooka jeden z najlepszych współczesnych polskich autorów kryminałów, Wojciech Chmielarz, podzielił się fragmentem swojej najnowszej powieści Rana. Premiera już 14 sierpnia.
Fragment powieści Rana
Nowa nauczycielka matematyki przyszła na zajęcia spóźniona o kilka minut. Karolina pomyślała, że dziwnie wygląda. Była starsza od ich poprzedniej matematyczki i wychudzona. Kojarzyła się dziewczynie z sosnowym badylem, tak wysuszonym, że pęka, gdy lekko na niego nadepnąć. Nawet unosiła się za nią wyraźna woń lasu. Wszyscy zamilkli na jej widok i przypatrywali się z rosnącą ciekawością, gdy podchodziła do biurka i odkładała podręcznik. A potem jakby się zawiesiła. Stała po prostu z jedną dłonią na książce i drugą zwieszoną wzdłuż ciała. Nagle chrząknęła głośno, odwróciła się do nich i uśmiechnęła sztucznie, dziwnie, jakby robiła to po raz pierwszy od wielu, wielu lat.
– Dzień dobry – odezwała się. – Nazywam się Klementyna Jastrzębska. Od dzisiaj będę was uczyła matematyki. Wiem, że teraz mieliście pewną przerwę. Pod koniec roku czeka was natomiast egzamin ósmoklasisty, dlatego najbliższe tygodnie będą bardzo intensywne, bo musimy nadgonić materiał.
Przez klasę przeszedł delikatny szmer. Uczniowie patrzyli po sobie, zastanawiając się, co to dokładnie znaczy. Nauki już i tak mieli dużo.
– Teraz przeczytam listę obecności. Dzisiaj wyjątkowo prosiłabym każdego o wstanie po wyczytaniu jego nazwiska. Chciałabym się wam przyjrzeć.
Zaczęła wyczytywać poszczególnych uczniów. Tak jak prosiła, każdy z klasy wstawał na kilka sekund, a potem nauczycielka prosiła, żeby usiadł z powrotem. Wyglądało to tak, jakby naprawdę starała się ich zapamiętać.
Karolina czekała na swoją kolej i mimowolnie skubała rąbek granatowej sukienki. Matematyka była dzisiaj ich przedostatnią lekcją. Wkrótce będzie musiała iść do domu i bała się, że spotka tam tatę. Wczoraj wydarzyła się nieprzyjemna rzecz i nie wiedziała, jak powinna dzisiaj się zachować. Udawać, że nic się nie stało? Najbardziej bała się nawet nie tego, że ojciec będzie na nią zły, tylko samej rozmowy. Nie chciała go okłamywać. Nie chciała przekazywać mu tego, co mówiła o nim mama. Ale jak inaczej miała wytłumaczyć to, co zrobiła?
– Gniewomir.
Odwróciła wzrok w stronę chłopaka. Gniewomir wciąż siedział, z nosem w tym swoim upiornym zeszycie, w którym zbierał informacje o seryjnych zabójcach i innych okropieństwach. Karolina pomyślała, że z tym chłopakiem jest coś nie tak. I cieszyła się, że wkrótce nie będzie musiała go więcej oglądać. Była pewna, że prędzej czy później zrobi komuś coś złego.
– Gniewomir! – powtórzyła głośniej, bardzo stanowczo nauczycielka.
Chłopak dopiero teraz usłyszał swoje imię. Powoli podniósł się z krzesła.
– Nie słyszałeś?
– Nie, proszę pani – odpowiedział po chwili.
– Dlaczego mnie nie słyszałeś?
Karolina zamrugała zaskoczona. Inni nauczyciele wiedzieli, kim jest Gniewomir. Większość z nich przestała już zupełnie zwracać na niego uwagę. Zadowalali się tym, że siedzi gdzieś z tyłu i nie przeszkadza.
– Nie wiem…
– Nie wiesz?
– Nie, proszę pani.
– Bo już się bałam, że może za cicho mówię. Ale wszyscy inni mnie słyszeli. Prawda?
Nauczycielka popatrzyła na nich. Zaczęli kiwać głowami. Dwie, trzy osoby się odezwały, a Karolina pomyślała, że nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak, jednak coś się zmieniło. Gdy matematyczka weszła do klasy, wyglądała na przerażoną. A teraz to oni bali się jej. A przecież nic takiego się nie stało.
Nauczycielka ruszyła w stronę Gniewomira. Chłopak błyskawicznie schował swój „morderczy” zeszyt. Wsunął go pod podręcznik do matematyki. Kobieta stanęła tuż przy nim. Patrzyła mu prosto w oczy, więc Gniewomir natychmiast odwrócił głowę. On też się przestraszył!
– Słyszałam o tobie – odezwała się. – I chcę, żebyś wiedział dwie rzeczy. Po pierwsze, nie pozwolę ci na żadne… niegodne zachowania. Po drugie, nauczę cię matematyki. Rozumiesz?
– Tak, proszę pani.
– To siadaj.
Gniewomir wykonał polecenie, z ulgą wypuszczając z ust powietrze. Karolina dostrzegła plamę potu na koszulce pod jego pachami. Obrzydliwe. Powinien w końcu zacząć używać dezodorantu.
– Karolina – wyczytała nauczycielka, kiedy wróciła do biurka. Spojrzała na nią, gdy dziewczyna wstała, uśmiechnęła się przyjaźnie i pozwoliła usiąść.
Po kilku minutach skończyła sprawdzać obecność. Otworzyła podręcznik. Zerknęła na to, co było tam napisane, i przeszła pod tablicę. Sięgnęła po mazak i zamarła. Odwróciła się do klasy.
– Wcześniej pracowałam wyłącznie na kredowej tablicy – oznajmiła i namalowała parę szlaczków mazakiem. – Ale ta też się nada. Dobrze, klaso, przejdźmy teraz do omawiania działań na sumach algebraicznych. Prosiłabym jedną osobę, żeby zreferowała mi, na czym skończyliście omawiać to zagadnienie. Może zrobi to…
Karolina przestała słuchać. Kiedy odeszła poprzednia nauczycielka, przestraszyła się, że nowa nie zdąży przygotować ich do egzaminu. Dlatego zaczęła uczyć się sama i akurat to zagadnienie już przerobiła. Zrobiła nawet wszystkie ćwiczenia z podręcznika i kilkanaście z internetu.(…)
Nauczycielka męczyła przy tablicy Marcina, kiedy nagle drzwi się otworzyły. Do klasy weszła mama Karoliny wraz z panią Krzaczewską, nauczycielką angielskiego i wychowawczynią ich klasy oraz szkolną psycholożką. Wszystkie miały poważny wyraz twarzy, Krzaczewska do tego rozmazany makijaż i ślady po niedawnym płaczu, a psycholożka najwyraźniej chciała odwrócić się na pięcie i uciec.
– Przepraszam, że przerywam pani lekcję – odezwała się mama, stając tuż przed tablicą i odsyłając Marcina na jego miejsce – ale mam coś bardzo ważnego do zakomunikowania.
Przerwała na moment, jakby nagle zabrakło jej powietrza.
– Wasza koleżanka – kolejna pauza – Marysia – pauza – nie żyje.