filmhotrecenzja filmu

„Pierwsza noc oczyszczenia” recenzja

Noc oczyszczenia to jedna z tych filmowych serii, które zyskują w miarę powstawania kolejnych filmów, nawet jeśli nigdy nie aspirowały one do miana liczących się horrorów. Pierwszy, zrealizowany w 2013 roku przez Jamesa DeMonaco, choć mógł się pochwalić najlepszą obsadą (Ethan Hawke i Lena Headey na czele), był raczej typowym, miernie zrealizowanym kinem grozy opartym na motywie napaści na domowników – połączenie Funny Games i Nieznajomych.

To, co miało wyróżniać dzieło DeMonaco to sam pomysł. Dość odważny, w gruncie rzeczy – oto raz w roku, przez jedną noc, mieszkańcy Ameryki mogą bezkarnie dokonywać największych zbrodni. Morderstwa, gwałty i rabunki miały służyć oczyszczeniu tonącego w zepsuciu społeczeństwa. Mogło wyjść z tego trudne kino oparte na grze moralnością i polityczno-społecznej satyrze, ale twórców bardziej obchodziła zabawa przemocą i powielanie schematów. Całość zaś utonęła w dziurawym logicznie scenariuszu.

Niespodziewanie jednak w kolejnych odsłonach reżyser zaczął naprawiać błędy. W Anarchii i Czasie wyboru podszedł do pomysłu z mniejszymi ambicjami, bardziej skupiając się na rozrywce i uwalnianiu szaleństwa. Mniejsza ilość nieudolnie przekazywanej filozofii, za to więcej groundhouse’u i świadomości ograniczeń.

We wchodzącej właśnie na ekrany polskich kin Pierwszej nocy oczyszczenia DeMonaco pełni już jedynie rolę scenarzysty, stołek reżysera przejął mniej doświadczony Gerard McMurray, który debiutował Netflixowskimi Otrzęsinami. Film stanowi prequel do całej serii i ukazuje rewolucję prowadzącą do uchwalenia kontrowersyjnej ustawy.

Zmiana reżysera na pewno nie przyniosła zmian w kontekście jakości fabuły. Ta znów kuleje na całej linii, próbując nieustannie sprzedawać widzowi kolejne pokłady głupoty, bohaterowie są płytcy, a ich motywacje pozbawione wiarygodności i logiki. To jeden wielki festiwal idiotyzmów, ale tego się spodziewaliśmy. Szkoda jednak że zmienia się charakter produkcji, McMurray porzuca bowiem tę b-klasową i szaloną konwencję, która przecież stworzyła sukces dwóch poprzednich odsłon. Nowy reżyser znów chce przydać produkcji ambicji i powiedzieć o czymś więcej, ale robi to wyjątkowo mało subtelnie.




Poprzednie Noce oczyszczenia dotyczyły przede wszystkim klas społecznych, pod wodzą McMurraya seria skupia się na różnicach rasowych. W niedalekiej przyszłości ekonomia doznaje zapaści a przestępczość w USA rozwija się na niespotykaną dotąd skalę. Ludzie zwracają się zarówno przeciw Republikanom jak i Demokratom, tymczasem powstaje nowa frakcja New Fouunding Fathers of America. Za namową Dr Updale wprowadzony zostanie system panowania nad przemocą. Na początku na małą skalę – w niebezpiecznej dzielnicy czarnoskórych i Latynosów. Szybko znajduje się banda białych nacjonalistów-rasistów, którzy chcą wyciąć mieszkańców w pień, a niebawem okazuje się, że tak naprawdę są to rządowi najemnicy wysłani przez Trumpopodobnego prezydenta.

Analogie do obecnego prezydenta USA są oczywiste i zamierzone, McMurray zdaje się przestrzegać nas swoim filmem przed jego polityką, ale sam nie dba o jego jakość, jakby ukazanie problemów czarnoskórych gnębionych przez rząd wystarczyło, by mówić już o dobrym filmie jako społecznym komentarzu. Nie wyszło z tego jednak drugie Uciekaj! – brakuje dramaturgii, grozy, a przede wszystkim czystej zabawy. Nie oszukujmy się, Noc oczyszczenia oglądaliśmy przede wszystkim dla krwawej, bezkompromisowej ekranowej rzeźni. Najnowsza odsłona serii znów traktuje siebie zbyt poważnie, dlatego – w przeciwieństwie do Anarchii i Czasu wyboru – trudno przymknąć oko na jej wszelkie wady.

Pierwsza noc oczyszczenia znacznie traci na jakości w stosunku do poprzednich odsłon. O ile w dwóch ostatnich częściach mieliśmy do czynienia z b-klasową jazdą bez trzymanki, stanowiącą co prawda pewną społeczną satyrę, ale daleką od traktowania samej siebie zbyt poważnie, o tyle tu reżyser ma ambicje, by mówić o współczesnej polityce, rasizmie i podejściu rządu do czarnoskórych mieszkańców USA. Zmienia się tonacja filmu, nie ma zabawy, jest za to polityczny komentarz, szyty w dodatku grubymi nićmi – biali ludzie są źli.

MOJA OCENA:
2/10

Pierwsza noc oczyszczenia
Reżyseria: Gerard McMurray
Scenariusz: James DeMonaco
Obsada: Marisa Tomei, Y’lan Noel, Lex Scott Davis, Mugga i inni
Muzyka: Kevin Lax
Zdjęcia: Anastas N. Michos
Gatunek: Thriller, Sci-fi
Kraj: USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 20 lipca 2018

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.