Recenzja filmu „Ocean’s 8”
Moda na odgrzewanie kotletów trwa w najlepsze, ale ostatnio na popularności zyskuje realizacja kobiecych wersji popularnych przebojów (patrz: Ghostbusters), tak jakby kobiety nie mogły dostać swojego oryginalnego filmu. Producenci widzą w takim zabiegu szansę na odświeżenie serii, ale jak zawsze o sukcesie filmu świadczą scenariusz i realizacja, a nie same zmiany.
Seria Ocean’s… trwa już 17 lat, a zaczęła się w 2001 roku filmem o losach złodzieja Danny’ego Oceana, który zbierał ekipę fachowców, z którymi mógłby napaść jednocześnie na trzy kasyna w Las Vegas. Lekkie heist movie z dużą ilością humoru i gwiazdorską obsadą odniosło taki sukces, że doczekało się kilku kontynuacji, ale całość zakończyła się jeszcze w pierwszej dekadzie tego tysiąclecia. Tymczasem po latach producenci znów zwęszyli pieniądz i wykorzystując panujący trend oddają w nasze ręce „ósemkę” Debbie Ocean.
Tak, tak – Debbie. To siostra naszego legendarnego złodziejaszka, która wreszcie ma okazję wyjść z jego cienia. Fabularnie próżno szukać tu fajerwerków, całość można streścić w jednym zdaniu, twórcy dosłownie powielają sprawdzoną już formułę, bez odwagi na jakieś przełamanie konwencji. Czyli zapoznajemy drużynę osobowości, w skład której wchodzą Sandra Bullock, Cate Blanchett, Anne Hathaway, Rihanna(!) czy Helena Bonham Carter, opracowujemy skomplikowany plan napadu i ruszamy do Muzeum Sztuki w Nowym Jorku, gdzie nie wszystko pójdzie tak, jak planowaliśmy. Słowem – konstrukcja fabuły zostaje odtworzona z filmów Soderbergha. Nawet na początku filmu grana przez Bullock Debbie opuszcza więzienie z tym samym zawadiackim uśmiechem na twarzy co Clooney.
Ale nie tylko fabuła sprawia tutaj wrażenie sztucznego tworu, również pod względem audio-wizualnym Oscean’s 8 zdaje się być jakiś pusty w środku. Proste zdjęcia bez artystycznego sznytu, muzyka która nie buduje klimatu i wreszcie sama lokacja – fascynujące muzeum, którego nie uczyniono wcale fascynującym na ekranie.
Jednocześnie film Gary’ego Rossa to po prostu kawał porządnej, rzemieślniczej roboty, bo przecież wszystko tu gra jak należy. Choć od początku do końca wiecie jak to wszystko się potoczy, to wcale nie znaczy, że nie będziecie się dobrze bawić. Przeciwnie, to kino trzymające w napięciu, dynamiczne i wreszcie sympatyczne.
Największą robotę odwalają oczywiście panie. Niektóre z nich co prawda stanowią kalkę swoich poprzedników (Bullock-Clooney, Blanchett-Pitt), ale tworzą na ekranie fajne kreacje i szybko zjednują sobie uwagę widza. Rewelacyjnie gra Anne Hathaway, która tworzy tu bardzo niejednoznaczną postać, zarówno w kontekście samej „kobiecości” jak i swojej dotychczasowej kariery.
Ocean’s 8 to film w sam raz na mundialowy sezon ogórkowy w kinie. Reżyser raczej nie miał większych ambicji, skopiował konstrukcję z poprzednich filmów i poszedł możliwie najbezpieczniejszą drogą. Powstał film, o którym niestety nie będzie się za tydzień pamiętać. Ale to sprawna rzemieślnicza robota i kino, które w trakcie oglądania dostarcza sporo fajnej zabawy. Przede wszystkim świetnie ogląda się brylujące na ekranie aktorki z Anne Hathaway na czele.
MOJA OCENA:
5/10
Ocean’s 8
Reżyseria: Gary Ross
Scenariusz: Olivia Milch, Gary Ross
Obsada: Sandra Bullock, Cate Blanchett, Anne Hathaway, Mindy Kaling, Sarah Paulson, Awkwafina, Rihanna, Helena Bonham Carter
Muzyka: Daniel Pemberton
Zdjęcia: Eigil Bryld
Gatunek: Komedia kryminalna
Kraj: USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 22 czerwca 2018
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.