„Ciche miejsce” – horror roku? Recenzja
Głośne WOW! To pierwsze co ciśnie się na usta po wyjściu z kina, po seansie debiutanckiego filmu Johna Krasinskiego. Znany mi dotychczas z raczej niezapadających w pamięci ekranowych ról, aktor od dawna jednak próbuje swoich sił w innej formie, a to produkując Manchester by the sea, a to do spółki z Mattem Damonem pisząc dramat Promised Land nakręcony przez Gusa Van Santa. Tym razem Krasinski postanowił sprawdzić się jako reżyser horroru na podstawie scenariusza, przy którym również sam pracował. W rolach głównych obsadził samego siebie i swoją żonę – Emily Blunt.
Para wciela się także w ekranowe małżeństwo Abbottów, którzy wraz z dziećmi przemierzają opustoszały świat po apokalipsie. Niski budżet jest dla Krasinskiego zaletą, nie przeszkodą, twórca stawia bowiem na klimat, straszy atmosferą niepokoju i zaszczucia, zamiast jumpscare’ami, choć i takich nie brakuje. W świecie ciszy nawet trzask łamanej gałęzi jest bowiem przerażający. A właśnie cisza jest jedynym sojusznikiem Abbottów.
Ci, którym udało się przetrwać w tym wyniszczonym świecie, muszą bronić się przed okrutnymi potworami polującymi na ludzi. Nie tylko hałas, ale często najdrobniejszy dźwięk jest w stanie ściągnąć bestie. Sztuką jest więc nie wydawać żadnych dźwięków, sztuką zarówno dla bohaterów świata przedstawionego, jak i jednocześnie dla twórców filmu, którzy muszą zainteresować widza bez słów. Znów jednak umiejętnie zamieniają ograniczenie na wartość dodatnią.
Cisza jest tu znacznie bardziej złowieszcza niż w innych horrorach. Po kilkunastu minutach w kinie zaczyna drażnić, widz aż oczekuje jej złamania, choć jego konsekwencje mogą być przerażające, jeśli bowiem usłyszymy dźwięki, znaczy to że będą też trupy. Bohaterowie komunikują się gestem i spojrzeniem, trwogę w niebezpieczeństwie wyrażają skurcze mięśni twarzy, słychać tylko nerwowy oddech. Jak to się ogląda! Dawno żaden horror nie trzymał mnie tak bardzo w napięciu.
Jest też historia! Rodzinny dramat dotyczy przede wszystkim śmierci jednego z dzieci Abbotów. Winą za taki stan rzeczy obarcza się jego siostra. Jest ona w dodatku głuchoniema, co znacznie ogranicza jej możliwości przetrwania w tym brutalnym świecie. Więcej jest tu jednak tajemnicy, widz otrzymuje w zasadzie zaledwie strzępki informacji o tym, co się wydarzyło, reszta pozostaje do własnej interpretacji.
Prawdziwie moralnym wyzwaniem okazuje się z kolei zbliżający się poród. Czy narodziny dziecka, których nie sposób przeprowadzić w ciszy, nie będą jednocześnie brutalnym końcem? Jaką decyzję powinni w tej sytuacji podjąć rodzice? Wydaje się, że Ciche miejsce może być horrorem, a jednocześnie wchodzić we współczesny dyskurs światopoglądowy jak rasowy dramat.
Ciche miejsce to absolutne zaskoczenie. Długie lata czekałem na taki horror, który z jednej strony będzie stanowił powiew świeżości i ogra konwencję w nowy, oryginalny sposób, zamiast bezmyślnie powielać schematy, a z drugiej oprócz samej grozy będzie miał do zaoferowania opowieść, która zaangażuje widza. Opowieść o dramatach, moralnych decyzjach, emocjach, a przede wszystkim niekończącym się strachu, który motywuje wszelkie podejmowane przez bohaterów wybory. Ogląda się to w nieustającym napięciu. Diabelnie satysfakcjonujące kino.
MOJA OCENA:
7/10
Ciche miejsce
Reżyseria: John Krasinski
Scenariusz: John Krasinski, Scott Beck
Obsada: John Krasinski, Emily Blunt
Muzyka: Marco Beltrami
Zdjęcia: Charlotte Bruus Christensen
Gatunek: Horror
Kraj: USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 13 kwietnia 2018
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.