filmrecenzja filmu

Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy Recenzja

„Chewie we’re home”, stwierdził Han Solo w jednej z zapowiedzi Przebudzenia Mocy. I miał racje, Gwiezdne Wojny wróciły do korzeni, oddalając się od niezbyt udanej trylogii prequelowej.

Akcja najnowszej części gwiezdnej sagi rozgrywa się 30 lat po wydarzeniach z Powrotu Jedi. Luke Skywalker zniknął, pod jego nieobecność na gruzach Imperium zrodził się Najwyższy Porządek, który pragnie kontroli nad galaktyką i śmierci ostatniego z rycerzy jedi, a na jego drodze stoi wyłącznie Ruch Oporu, dowodzony przez generał Leię Organę, cieszącą się poparciem Republiki.

Strasznie ciężko jest pisać o Przebudzeniu Mocy i nie poczęstować czytelnika spoilerami fabularnymi, ale mimo wszystko postaram się to zrobić. Na seans szedłem bez wygórowanych oczekiwań, żeby uniknąć ewentualnych rozczarowań. Miałem obawy, że przyjdzie mi oglądać coś zbliżonego raczej do Mrocznego Widma lub Ataków Klonów niż chociażby Imperium Kontratakuje. Na szczęście, moje obawy były płonne, a zaskoczenie – pozytywne.

Film podzieliłbym na 3 części. Pierwsza to zapoznanie nowych bohaterów, tak pozytywnych, jak i negatywnych. Rey, zbieraczka złomu z planety Jakku. Finn, szturmowiec na usługach Najwyższego Porządku, który porzuca służbę i próbuje zerwać z przeszłością. Poe Dameron, najlepszy pilot Ruchu Oporu, a także Kylo Ren, główny antagonista, dowodzący siłami wojskowymi Najwyższego Porządku. Martwiłem się, że starzy aktorzy, na przykład Harrison Ford, przyćmią swoją grą młodą kadrę, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Daisy Ridley jako Rey wykonała niesamowitą robotę, szczególnie, że był to jej filmowy debiut. Świetnie spisali się również Oscar Isaac jako Poe Dameron i Adam Driver jako Kylo Ren. John Boyega w roli Finna delikatnie odstawał od reszty, ale wciąż był do przyjęcia i jego ekranowe momenty oglądało mi się bardzo dobrze, choć samej postaci zabrakło nieco głębi. W tej części filmu dostałem najwięcej świeżości, akcja nie zatrzymała się nawet na chwilę, z zainteresowaniem chłonąłem kolejne sceny.

Druga część to wprowadzenie starych bohaterów. Na początek Han i Chewbacca, później reszta. Tutaj tempo zwalnia i świeżość nieco znika, pojawia się za to delikatny swąd odgrzewanego kotleta. Oto dzielny Ruch Oporu, jakże podobny do Rebelii, dowiaduje się, że Najwyższy Porządek, zbudowany na tym, czym było Imperium, jest w posiadaniu straszliwej broni, zdolnej niszczyć nawet kilka planet jednocześnie. Trzeba ją unieszkodliwić. Brzmi aż nazbyt znajomo, a jednak i tutaj znajdziemy sceny, które potrafią zachwycić lub mocno poruszyć. Młode pokolenie aktorów doskonale uzupełnia się ze starymi wyjadaczami, w których, mimo upływu lat, wciąż widzimy rebeliantów, próbujących uwolnić galaktykę od jarzma Imperium, tylko dojrzalszych, mądrzejszych o wieloletnie doświadczenia.

Trzeci element tej układanki to kulminacja wszystkich wydarzeń, konsekwentne spotkanie przeciwstawnych sobie sił. Tutaj dostałem to, co w Gwiezdnych Wojnach lubię najbardziej: strzelające i wybuchające myśliwce, na przemian ze ścierającymi się w walce mieczami świetlnymi. Mimo, że część finału Przebudzenia Mocy bazowała na znanym już schemacie, i tak siedziałem wciśnięty w fotel i z zapartym tchem obserwowałem kolejne ujęcia. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że końcówka filmu absolutnie mnie usatysfakcjonowała.

Oprawa wizualna Przebudzenia Mocy bije na głowę wszystkie poprzednie części sagi. Stara Trylogia charakteryzowała się dobrymi, jak na tamte czasy, aczkolwiek dzisiaj nieco topornymi efektami specjalnymi. Prequele to z kolei zlepek komputerowych wytworów, których sztuczność momentami kuła w oczy. Tym razem dostaliśmy doskonałe wyważenie. Epickie bitwy, czy to w powietrzu, czy na ziemi, rozgrywały się na tle prawdziwych pejzaży, co tworzyło niespotykany dotąd w Gwiezdnych Wojnach efekt naprawdę wysokiego realizmu. Dla porównania – w Wojnach Klonów i Zemście Sithów wszystkie zbroje żołnierzy-klonów były generowane komputerowo. Na potrzeby Przebudzenia Mocy stworzono od podstaw kilkaset prawdziwych zbroi dla szturmowców, dzięki czemu nie wyglądają jak niezdary z części IV-VI, jednocześnie zachowując autentyczność, której nie uświadczymy w częściach II i III.

W zasadzie za podsumowanie powinny wystarczyć dwa słowa – jest dobrze. W Przebudzeniu Mocy czuć ducha pierwotnej trylogii, która, niestety, wypada bez porównania lepiej w stosunku do swojej młodszej siostry, w której tylko Zemstę Sithów można określić jako przyzwoite dzieło. Film J.J. Abramsa nie jest pozbawiony błędów, ale o większości z nich nie da się mówić bez zdradzania fabuły, więc napiszę tylko, że ogólny efekt zdecydowanie niweluje wszystkie mankamenty najnowszej części gwiezdnej sagi.

— ADRIAN WIDŁAK

Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy (Star Wars: The Force Awakens)
Reżyseria: J.J. Abrams
Scenariusz: J.J. Abrams, Lawrence Kasdan, Michael Arndt
Obsada: Harrison Ford, Mark Hamill, Carrie Fisher, Adam Driver, Oscar Isaac, Daisy Ridley, John Boyega i inni
Muzyka: John Williams
Zdjęcia: Daniel Mindel
Gatunek: Sci-fi, Przygodowy
Kraj: USA
Rok produkcji: 2015
Data polskiej premiery: 18 grudnia 2015

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.