filmrecenzja filmu

Recenzja filmu „Zaginione dziewczyny” Netflixa

W piątek na Netfliksie zadebiutował thriller Zaginione dziewczyny, który prezentowany był podczas tegorocznego festiwalu Sundance. Dzieło reżyser Liz Garbus stanowi adaptację książki Roberta Kolkera o tym samym tytule i dotyczy sprawy seryjnego mordercy z Long Island, któremu przypisuje się zabójstwa na przestrzeni lat 1996-2010. Zabójca nigdy nie został złapany, jednak uważa się, że dokonał od 10 do 16 osób morderstw. Jego ofiarami były głównie kobiety parające się prostytucją.




Film Liz Garbus ukazuje losy Mari Gilbert, kobiety samotnie wychowującej dwie młode córki. O trzeciej, najstarszej z nich, wiemy tylko tyle że w wieku kilkunastu lat została odebrana przez opiekę społeczną. Obecnie para się prostytucją, ale wspomaga ciężko pracującą matkę kiedy tylko może, pożyczając jej pieniądze. Dziewczyna właśnie miała przyjechać do rodzinnego domu. Niestety, zostaje uznana za zaginioną. Ostatni raz widziaono ją w okolicach Oak Beach w hrabstwie Suffolk. Tymczasem policja niewiele robi w tej sprawie. W końcu kto przejmowałby się prostytutką, którą prawdopodobnie była jeszcze naćpana? Mari Gilbert nie daje jednak za wygraną. Charyzmatyczna i przepełniona gniewem kobieta zaczyna własne śledztwo, regularnie nachodząc tamtejszą policję, powiadamiając media o jej nieporadności. W trakcie poszukiwania zaginionej dziewczyny policja przypadkowo odkrywa zwłoki innych prostytutek.

Zaginione dziewczyny to sprawnie poprowadzony thriller, którego największa siła tkwi w roli Amy Ryan. Aktorka, którą ostatnio można było oglądać m.in. w Moim pięknym synu, gra tutaj bardzo żywiołową i niejednoznaczną postać. Pozornie zimna i niedostępna, sprawia wrażenie osoby zaniedbującej emocjonalnie swoje córki. Z czasem okazuje się, że najstarsza z nich nie została jej odebrana, lecz Mari sama oddała ją pod opiekę społeczną, ponieważ sobie z nią nie radziła. Wulgarna i agresywna kobieta pozornie jawi się jako ktoś, kto być może w ogóle nie powinien zajmować się dziećmi. Ani przez chwilę jednak nie wątpimy w jej szczere intencje. Pracuje ciężko na kilka zmian, aby zapewnić dzieciom utrzymanie. To ona, gdy wszyscy tracą zainteresowanie, będzie nieustępliwe walczyć o prawdę w kwestii zaginionej córki.

Film Liz Garbus to naprawdę solidne telewizyjne kino. Reżyser mierzy się z trudnym tematem, realizując przy tym kino ciekawe i angażujące. Nie jest to wprawdzie produkcja najwyższych lotów, fabuła siłą rzeczy jest oklepana a scenarzysta Michael Werwie, który pracował także przy Podłym, okrutnym i złym, nie potrafi nadać jej więcej polotu. Jest to jednak warta zobaczenia pozycja, która ma w zanadrzu także kilka ciekawych ról drugoplanowych, szczególnie warto tu zwrócić uwagę na wschodzącą gwiazdę kina – Thomasin McKenzie, która już w Jojo Rabbit mogła pochwalić się swoimi umiejętnościami. 

Zaginione dziewczyny. Reżyseria: Liz Garbus; scenariusz: Michael Werwie; obsada: Amy Ryan, Dean Winters, Gabriel Byrne, Thomasin McKenzie, Lola Kirke, Kevin Corrigan; muzyka: Anne Nikitin; gatunek: Thriller; kraj: USA; rok produkcji: 2020; data polskiej premiery: 13 marca 2020.

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.