Lista Śmierci – recenzja serialu Amazona
Amazon w ostatnim czasie zaczyna być specjalistą od mocnego męskiego kina. Do takich produkcji jak Jack Ryan, Reacher, Bosch, Boys czy Bez Skrupułów dołącza Lista Śmierci. Jest to serial oparty na powieści Jacka Carra o tym samym tytule i skupia się wokół postaci Jamesa Reece’a, dowódcy oddziału Navy SEALs.
Ostatnie misja kończy się ogromną klęską. Nie tylko nie udaje się zrealizować celu, ale w efekcie zasadzki cały prawie cały oddział zostaje zlikwidowany. Cudem śmierci unika tylko Reece i jego kumpel Boozer. Po powrocie do domu rozpoczyna się śledztwo, które ma ustalić przyczyny tej tragedii. W jego trakcie pojawiają się pewne nieścisłości dotyczące zapisów rozmów podczas bitwy i tego co pamięta Reece. Jak by tego było mało Boozer popełnia samobójstwo.
Reece jest całkiem zdezorientowany. Jego umysł zaczyna mu płatać figle. Okazuje się, że Boozer zginął przed jego powrotem z Syrii, a on jest przekonany że wracali razem lotem wojskowym. Gdy już daje sobie wmówić, że podczas wybuchu został uszkodzony jego mózg, zostaje zaatakowany prze zamaskowanych agresorów. Udaje mu się ich powstrzymać, ale po powrocie do domu zastaje swoją rodzinę martwą. Doprowadzony do ostateczności odkrywa, że ma tylko jeden powód, by żyć dalej – zemstę.
Lista Śmierci to serial nafaszerowany akcją z osobistą wendetą jako motywem przewodnim. Do tego wszystkiego wrzucone zostają eksperymenty na nieświadomych żołnierzach i próba zacierania negatywnych skutków działania tych eksperymentów. Działanie korporacji, dla których najważniejszych jest zysk i ludzi, którzy którzy z ostatnich rzędów pociągają za sznurki też wpisuje się w tą mocną i wyrazistą produkcję.
Serial Amazona nie tylko stawia na kontrowersyjny temat i nafaszerowaną akcją rozpierduchę
Mocną jego stroną są także postaci i wcielający się w nich aktorzy. Poza odtwarzającym główną rolę Reece’a Chrisem Prattem na ekranie możemy zobaczyć Taylora Kitscha, Jaia Courtney’a czy Seana Gunna. Może nie jest to hollywoodzka czołówka ale solidni aktorzy.
Sam serial podzielony jest na osiem odcinków, z których każdy wnosi coś ciekawego do fabuły. Całość ogląda się z zapartym tchem, choć działania głównego bohatera szybko wychodzą poza pewne ramy zemsty. On idzie na całość w tym co robi i nie zatrzyma się dopóki jego „lista śmierci” nie spłynie krwią. Całość jest zaś tak poprowadzona, że początkowo nie wiemy czy postępowanie bohatera oparte jest na faktach czy jego umysłowych urojeniach. To trzeba zaliczyć na mocny plus tego serialu.
Wrażenie robią również sceny walki. Zasadzka, w która wpada oddział Reece’a to istny majstersztyk. Aż chce się oglądać. Są też nawiązania do klasyków kina akcji, w tym do takiego dzieła jak Rambo. Pierwsza Krew. Zauważyć to można w scenie, w której bohater ucieka przed pościgiem w góry, a jego tropem rusza oddział SEAL. Jest nawet rozmowa przez krótkofalówkę.
Lista Śmierci to mocne i wyważone kino akcji, na jakie długo czekałem. Można się zgadzać lub nie z głównym bohaterem. Można go podziwiać lub uważać za zwykłego przestępcę, ale nie można odmówić mu samozaparcia w dążeniu do celu. Niczym John Wick, podażą śladem oprawców swojej rodziny, pozostawiając po sobie krew, wnętrzności i stos trupów, który jest krzykiem niemocy nad korporacyjną bezdusznością liczących zyski prezesów i politycznych liderów.
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.