Top 10: Najlepsze horrory 2019
W ostatnim czasie kino grozy przeżywa zdecydowane odświeżenie – pomysłowe i ciekawe horrory znajdziemy zarówno w kinie mainstremowym, jak i – szczególnie – w kinie artystycznym. Niemniej 2019 rok pozostaje pod tym względem nieco słabszy, zawiodły prezde wszystkim nowe odsłony docenionych serii, jak Topielisko czy kolejna Annabelle. Zdecydowanie można było jednak liczyć na ambitniejszych twórców – wybornie przypomnieli o sobie m.in. Jordan Peele, Ari Aster czy Robert Eggers. Prezentujemy naszą subiektywną listę – Najlepsze Horrory 2019 roku. Zgadzacie się z nami? Macie inne propozycje? Dajcie znać w komentarzach.
Doktor Sleep, reż. Mike Flanagan
W ostatnich latach proza Stephena Kinga przeżywa kolejny wzrost ekranowej popularności – kolejne filmy czy seriale na podstawie jego dzieł wyskakują jak grzyby po deszczu. Ale Doktor Sen to w tej galerii pozycja wyjątkowa, bo stanowi w pewnym sensie kontynuację kultowego Lśnienia. I chociaż ostatecznie powiązanie z dziełem Kubricka jedynie filmowi ciąży, dzieli je bowiem artystyczna przepaść nie do przeskoczenia, to jako czystko rozrywkowy straszak Doktor Sen sprawdza się wybornie. Jedną z zalet filmu jest świetny czarny charakter w postaci charyzmatycznej Rebekki Ferguson. To najlepsza adaptacja Kinga od lat.
Dom Strachów, reż. Scott Beck
Nie może w naszym zestawieniu zabraknąć młodzieżowego slashera. To film, jakich widzieliście już setki, ale trzeba przyznać że w ostatnich latach próżno było szukać w tej konwencji niezłych propozycji. Dom Strachów to wprawdzie pozycja fabularnie ograna, ale należy ją pochwalić za naprawdę solidną realizację. Film nieustannie trzyma w napęciu, ma coś do powiedzenia i stoi naprawdę intrygującą rolą Final Girl – Katie Stevens. Z pewnością warto dać mu szansę.
Ekstaza, reż. Joe Begos
Ekstaza to b-klasowy horror dla wielbicieli mrocznego, intensywnego klimatu, podsycanego dobrą muzyką i narkotycznymi wizjami. To hipnotyzująca, brutalna i olśniewająca audio-wizualnie podróż w otchłań szaleństwa. Zaletą tego niskobudżetowego filmu jest również naprawdę godna podziwu kreacja Dory Madison. Koneserzy tego typu kina będą zachwyceni.
Midsommar. W biały dzień, reż. Ari Aster
Twórca Hereditary powrócił w wielkim stylu. Zamierzone absurdy, rozbuchany finał i nieco płytcy bohaterowie, mogą do Was nie trafić. Nie można jednak odmówić reżyserowi kunsztu: umiejętności zabawy konwencją, genialnego korzystania z ikonografii, zdolności wywoływania niepokoju czy wręcz dyskomfortu w widzu, a wreszcie wybornego zmysłu estetycznego. Choćby tylko dla tych elementów warto Midsommar zobaczyć. To kino niebanalne, dalekie od tego, co znamy z mainstreamu pod pojęciem „horror”, w pełni autorskie.
Pełzająca śmierć, reż. Alexandre Aja
Jeden z ulubionych filmów Quentina Tarantino mijającego roku. Kino z gatunku animal attack, które niespodziewanie oferuje kawał wybornie poprowadzonej rozrywki – ze świetnie budowanym napięciem i ciekawymi bohaterami. Warto podkreślić nieschematyczną fabułę i solidną realizację. Czysta zabawa dla miłośników podgatunku.
The Lighthouse, reż. Robert Eggers
Lighthouse Roberta Eggersa to film, o jaki coraz trudniej w dzisiejszym kinie. Z jednej strony to ściśle festiwalowy art house z ambicjami, w dodatku w niezwykle odważnej i niespotykanej konwencji wizualnej, a z drugiej – zakorzeniony w bardzo mainstreamowym dziś gatunku i korzystający z aktorów z hollywoodzkiej czołówki. Taka mieszanka daje naprawdę oszałamiający rezultat. I chociaż Eggers niemal cały film buduje na dorobku wielkich poprzedników, to jednak daje się poznać również jako świadomy artysta, potwierdzając ponadto, że jego doceniony debiut nie był dziełem przypadku.
To My, reż. Jordan Peele
Drugi film Jordana Peele zrealizowany jest z dużą samoświadomością. Zapychające kinowe ramówki tanie horrory często w boleśnie nieudolny sposób wykorzystują najprostsze straszaki i powtarzają ograne do bólu schematy. Peele nie musi uciekać się do jump scare’ów, począwszy bowiem od scenografii, przez dziwaczne kostiumy i rekwizyty, aż po zachowania postaci – to wszystko wywołuje uczucie niepokoju i duszną atmosferę – co czyni grozę dużo bardziej realną niż powielanie ogranych chwytów. Peele swoim drugim filmem potwierdza swoje umiejętności, tworzy solidne widowisko, niejednoczone i otwarte na interpretacje. Świetna zabawa.
Velvet Buzzsaw, reż. Dan Gilroy
Być może najbardziej kontrowersyjna pozycja w zestawieniu, bowiem film Gilroya zebrał wiele nieprzychylnych opinii. Jego Velvet Buzzsaw stoi nieco w rozrkroku między kinem grozy a satyrą i czarną komedią. W rezultacie łatwo się od niego odbić. W naszym odczuciu to jednak świetna popkulturowa zabawa. Reżyser podobnie jak w Wolnym strzelcu reżyser dotyka tematu wypaczonej moralności i bezgranicznej chciwości – tym razem w kontekście środowiska skupionego wokół współczesnej sztuki. Korzystając ze stereotypów i ujmując całość w wyraźnie krzywym zwierciadle, kreśli przezabawną, zjadliwą satyrę opartą na znakomitym scenariuszu i zabawnych aktorskich popisach.
Wilkołak, reż. Adam Panek
Polski horror? Brzmi nieprawdopodobnie. A jednak Adrian Panek oddaje w nasze ręce znakomite psychologiczne kino grozy, które rzecz jasna z klasycznym rozumieniem horroru ma niewiele wspólnego, a raczej wykracza daleko poza jego ramy. Opowieść o grupce dzieci ocalałych z Holocaustu, stawiających czoła własnym traumom, okrutnym doświadczeniom i… tytułowym wilczurom, ma wszystko by na dłużej zatrzymać się nad tym filmem. Jest nie tylko brawurowo zagrany przez młodych aktorów, ale i diabelnie ekscytuje oraz trzyma w napięciu. Ta błyskotliwa produkcja zmusza do refleksji, stawiając trudne pytania i chwytając za gardło.
ZOBACZ TAKŻE NAJLEPSZE HORRORY 2018
Zabawa w pochowanego, reż. Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillet
Brutalna i pełna przemocy zabawa w kotka i myszkę. Prościutka i głupawa fabuła nie są w stanie popsuć dzikiej przyjemności płynącej z oglądania tego pokręconego filmu. Być może działa to tak dorze z uwagi na wdzięk i charyzmę grającej pannę młodą Samary Weaving, która kupuje widza właściwie od pierwszych minut. Na pewno olbrzymią rolę odgrywa czarny humor, który zupełnie obdziera tę produkcję z napuszonego dramatyzmu. Nie ma tu nic ambitnego, a twórcy w żaden sposób nie próbują, by film zapisał się w pamięci, ale oferują w zamian w pełni samoświadomą zabawę, od której przez 90 minut się nie oderwiecie.
ZOBACZ TAKŻE NAJGORSZE FILMY 2019