filmrecenzja filmu

Recenzja „Men in Black: International”

Moda na odgrzewanie hollywoodzkich kotletów trwa w najlepsze od lat i nic się w tej kwestii nie zmienia. Zamiast stawiać na nowe, oryginalne pomysły, producenci ostrożnie wybierają to, co sprawdzone. W ten sposób na ekrany kin trafia widowisko Men in Black: International, czyli kolejna odsłona przygód popularnych „facetów w czerni”. Chociaż… ta nazwa chyba nie będzie już długo obowiązywać, twórcy robią bowiem wszystko, żeby zdewaluować to określenie. 




Zostawmy Willa Smitha. W filmie F. Gary’ego Graya, twórcy Szybkich i wściekłych 8, w spodnie wciska się kobieta – zupełnie nowa postać w tym świecie. Molly jako dziecko przeżyła kontakt z obcymi i uniknęła wymazania pamięci. Przez ludzi ze swojego otoczenia uważana za niespełna rozumu, dziewczyna poświęciła życie na odkrycie sekretów stojących za fasadą świata. Tak dołącza do ekipy MiB działającej w Londynie i poznaje przystojnego, choć niezbyt rozgarniętego agenta H.

W Men in Black: International w dużej mierze otrzymujemy powtórkę z rozrywki. Dowcip jest podobny do tego w poprzednich odsłonach, znów powraca m.in. motyw obcych wcielających się w celebrytów, a bohaterowie regularnie pakują się w kłopoty. Różnica polega na „nowoczesności”. Tym razem główna rola dostaje się kobiecie i jedno z jej pierwszych spostrzeżeń, to nietrafne określenie organizacji: „men in black”, w końcu reprezentuje ją wiele agentek. Grana przez Tessę Thompson bohaterka to pewna siebie, zdeterminowana, inteligentna i inteligentna. Towarzyszący jej przystojniak Hemsworth to przy niej fajtłapa. I to on ma seksowne wejście. Podobnie więc jak choćby na nowa wersja Pogromców Duchów, MiB: International próbuje wpisywać się w aktualne społeczne trendy.

Wydaje się jednak, że cierpi na tym trochę sama fabuła – niezwykle prosta i pretekstowa. Nie, żeby poprzednie odsłony mogły pochwalić się jakimiś ambicjami w tym względzie, niemniej w tym przypadku akcja właściwie pędzi od jednego punktu do drugiego, bez próby zakotwiczenia widza w historii. Dość powiedzieć, że w ciągu pierwszych pietnastu minut otrzymujemy scenę akcji, retrospekcję dotyczącą głównej bohaterki, sekwencję jej niestrudzonych dążeń do odkrycia organizacji MiB, przejście wszystkich testów, wejście w szeregi „facetów w czerni” i ekspresowy transport do Londynu. Tak – w ciągu piętnastu minut. Jasne, widzowie dobrze już wiedzą, z czym mają do czynienia i nie potrzebują kolejnych wprowadzeń, jednak wciąż powinniśmy wierzyć, że dla bohaterki jest to zupełnie nowy i zaskakujący świat. Postać Tessy Thompson nie bywa zaskoczona niczym.

Duet Thompson-Hemsworth doskonale sprawdził się już na ekranie w Thorze: Ragnarok, więc wydawało się, że ta para to samograj. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w tym przypadku między ich bohaterami brakuje chemii. Tam ich nasiąknięte humorem słowne utarczki i niezdarne próby Thora popisania się przed Valkyrią stanowiły wartość dodaną; tu postaci są znacznie płytsze i poza dialogami, trudno szukać między nimi nici porozumienia. Także nie jest to para na miarę Willa Smitha i Tommy’ego Lee Jonesa, którzy z kolei bawili widzów na zasadzie ścierających się przeciwieństw, mimo że i tu przecież kontrast jest wyraźny a i przepychanek nie brak. Może dlatego to nie działa, że twórcom za bardzo zależy na realizacji społecznego komentarza (połowa dialogów dotyczy sytuacji kobiet, kwestii atrakcyjności fizycznej itp), zamiast fajnej rozrywki.

Można jeszcze wspomnieć o zupełnie nieangażującym pomyśle na intrygę, z której nie zapamiętacie więcej niż to, że ktoś zagraża całemu światu (znów), słabym czarnym charakterze czy płytkim scenariuszu, co składa się zwyczajnie na desperacką próbę wyciśnięcia ostatniego grosza z franczyzy. W rezultacie świetna ekipa, bo przecież są tu jeszcze Liam Neeson, Emma Thompson czy Rebecca Ferguson, po prostu się marnuje.

Men in Black: International
Reżyseria: F. Gary Gray
Scenariusz: Matt Holloway, Art Marcum
Obsada: Cris Hemsworth, Tessa Thompson, Liam Neeson, Kumail Nanjiani, Rebecca Ferguson, Rafe Spall, Emma Thompson
Muzyka: Danny Elfman, Chris Bacon
Zdjęcia: Stuart Dryburgh
Gatunek: komedia, sci-fi
Kraj: USA, Wielka Brytania
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 14 czerwca 2019

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.