Susan Dennard „Luminariusze” – recenzja
Bycie członkiem prastarej organizacji chroniącej nieświadomych niebezpieczeństwa ludzi przed potworami czającymi się w lesie to marzenie głównej bohaterki Luminariuszy. Ukryty przed zwykłymi śmiertelnikami świat wypełniony jest wyśnionymi przez duchy stworami, których wygląd znacznie odbiega od ogólnie przyjętego, np. wampirzyce nie mają stóp, tylko długie i cienkie szpikulce, dzięki którym nie zostawiają śladów na ziemi. Natomiast szkolone do ich zabijania są dzieci, które w wieku 16 lat mogą podjąć próbę stania się pełnoprawnymi luminariuszami. Od dzieciństwa zaznajomione są z makabrycznymi widokami, ponieważ sprzątają zwłoki potworów po nocnych łowach swoich rodziców i innych członków organizacji.
Główna bohaterka Winnie wraz z bratem i matką zostali wykluczeni przez luminariuszy, ponieważ ojciec dziewczyny okazał się szpiegiem działającym na niekorzyść organizacji. Nastolatka nie może pogodzić się z niesprawiedliwą decyzją i ponoszeniem konsekwencji za cudze czyny, dlatego postanawia przystąpić do trzech prób, które ukończone pomyślnie pomogłyby jej rodzinie wrócić do łask. Niestety odcięta od zasobów luminariuszy, ich sal treningowych i biblioteki musi radzić sobie sama.
Podczas pierwszej próby Winnie o mało nie traci życia, ale jest także świadkiem dziwnego zjawiska zniekształcenia lasu. Nie kończy próby, ale z powodu znalezionej głowy potwora wszyscy błędnie uznają, że zaliczyła pierwszy etap. Wszyscy od razu zmieniają do niej stosunek i dziewczynie coraz trudniej zmusić się do powiedzenia prawdy i przyznania, że to nie ona poradziła sobie ze stworem. Poza tym bardziej niż nieudany test martwi ją dziwne zjawisko, w które nikt nie chce uwierzyć, zrzucając winę na zmęczenie i emocje Winnie. Nastolatka sama postanawia dowiedzieć się co tak naprawdę widziała i przekonać kilka osób do pomocy, jednocześnie starając się przygotować do kolejnych prób.
Luminariusze to książka, w której wiele informacji o świecie jeszcze nie zostało przedstawionych, więc jest dosyć tajemnicza. Nie wiemy kim do końca są śpiący o potworach ani skąd się wzięli, dlaczego ich sny urzeczywistniają się w postaci poczwar i czy można temu jakoś zapobiec. Poznajemy jedynie dosyć hermetyczną społeczność składającą się z siedmiu rodzin, czyli klanów odpowiadających nazwiskami dniom tygodnia, które wskazują, kiedy dani członkowie organizacji mają sprawować dyżur w lesie. Wiemy, że na świecie jest ich więcej, ale póki co skupiamy się tylko na jednej. Dlatego jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób autorka poszerzy ten świat i jakie jeszcze tajemnice nam przyniesie. Podobają mi się także potwory, które wyglądają i zachowują się inaczej niż można by się tego spodziewać. Dzięki temu książka wyróżnia się na tle innych, które korzystają z popularnych wizerunków wilkołaków, wampirów czy banshee.
Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem i dopiero wprowadza czytelników w wykreowany świat, więc czyta się ją szybko i przyjemnie. Główna bohaterka jest zdeterminowaną i nastawioną na cel nastolatką, więc czasami podejmuje nieracjonalne decyzje, ale nie przeszkadzały mi one w pozytywnym odbiorze Winnie. Czekam na kolejny tom i więcej potworów.
Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.