hotksiążka wywiadKsiążkiWywiady

„Nie chcę pouczać czytelników” – rozmawiamy z Joanną Lampką, autorką serii „Mistrz Gry”

Niedawno światło dzienne ujrzała najnowsza powieść Joanny LampkiMistrz Gry. To zwieńczenie wciągającego cyklu fantasy. Nasza recenzentka, Agnieszka Satława, porozmawiała z autorką na temat jej książek:

AGNIESZKA SATŁAWA: „Mistrz Gry” to zwieńczenie czterotomowej serii o tym samym tytule. Z Twoich poprzednich wypowiedzi wiem, że wydając pierwszą książkę, miałaś gotowe dwie kolejne. Wspominałaś kiedyś jednak, że zanim dokończysz cykl, chcesz poznać opinie czytelników na temat stworzonego przez Ciebie świata i jego bohaterów. Czy osoby, które sięgnęły po Twoje powieści, czymś Cię zaskoczyły?

JOANNA LAMPKA: No cóż, chyba najbardziej zaskakuje mnie to, że mimo że czytałam przynajmniej kilkaset opinii na temat mojej serii, nadal pojawiają się takie, które mnie zaskakują. Powtórzenie celowe 🙂 Teraz myślę, że ilu czytelników, tyle interpretacji, bo każdy te książki mieli przez własne doświadczenia, postrzeganie świata, preferencje. I to jest siła „Mistrza Gry” – do wielu osób dociera na o wiele bardziej osobistym poziomie niż to się zwykle dzieje z książkami.

Tym, co niezwykle spodobało mi się w snutej przez Ciebie opowieści, była jej wielowątkowość. Mnogość opowiedzianych przez Ciebie historii jest ogromna. Właściwie każdy bohater ma swoją historię, często skrywa także jakąś tajemnicę. W „Mistrzu Gry” na jaw wychodzą sekrety, które wielu bohaterów stawiają w zupełnie innym świetle. Czy pisząc poprzednie książki miałaś już gotową koncepcję jej zakończenia, niczym J.K. Rowling – ostatni rozdział w szufladzie? Czy może finał opowieści kształtował się wraz z nią?

Nie będę oryginalna. Co prawda nie miałam ostatniego rozdziału w szufladzie jak twórczyni Harry’ego Pottera, ale słynny ostatni akapit „Mistrza Gry” powstał jeszcze przed postawieniem pierwszych liter w pierwszym tomie serii. Miałam długie lata na doszlifowanie go do perfekcji. Do tego stopnia mnie prześladował ten fragment, że myślałam, że gdy już go umieszczę w tekście, coś się stanie. Dzwony zabiją, niebo się otworzy, zagrają surmy apokalipsy. A tu się nie stało nic. To akurat całkiem spektakularne, bo w moim środku wszystko płonęło. Długie lata czekałam na możliwość zakończenia tej opowieści.

Seria „Mistrz Gry” to Twój debiut w świecie beletrystyki, ale nie literatury. Masz na swoim koncie kilka książek na temat Szwajcarii, w której mieszkasz. Co skłoniło Cię do tego, żeby spróbować swoich sił w pisaniu fantastyki?

Każdy ma swój sposób na wyrażanie siebie. Jedni malują, inni śpiewają, są też tacy, którzy piszą. Zawsze kłębiły mi się w głowie historie, które chciały zostać opowiedziane. Przelanie ich na papier w formie książki było najbardziej naturalne, a to, że wcześniej miałam już doświadczenie z pisaniem dodało mi pewności siebie.

Nie próbowałam natomiast nigdy pisać konkretnego gatunku. Najpierw była historia, gatunek sam się znalazł. Może dlatego „Mistrz Gry” to właściwie mieszanka gatunkowa – wiele osób zauważa tam sensację, powieść szpiegowską, są elementy romansu, kryminału, postapo i sci fi.

Jak długo powstawały powieści? Czy po tym, jak w Twojej głowie pojawiła się myśl o nich, od razu zabrałaś się do pracy? A może świat Aline musiał poczekać na to, aby móc nabrać realnych kształtów?

Zabrałam się do pisania dopiero, gdy miałam ukształtowany świat, początek, koniec i najważniejsze zdarzenia po drodze, ale przede wszystkim, gdy rozpracowałam w szczegółach swoich bohaterów. Wydaje mi się, że to jest najistotniejsze. Gdy zna się każdy pieprzyk i włosek na ciele postaci, można improwizować z akcją i jechać na półślepo, jak ja to zwykle lubię. Nie rozpisuję wszystkich zdarzeń, które doprowadzą mnie do planowanego końca, nie piszę planu odnośnie każdego rozdziału – ciekawiej i bardziej rzeczywiście wychodzi, gdy się daje prowadzić naturalnym reakcjom swoich bohaterów. Ale do tego, trzeba ich dobrze znać.

Twoje powieści pełne są wyjątkowo barwnych, ciekawych, różnorodnych i często niejednoznacznych postaci. Wiem, że mocno inspirowałaś się osobami, które Cię otaczają, a nawet nadałaś swoje cechy niektórym bohaterom. Zapytam jednak przewrotnie – gdybyś miała taką możliwość, to którego z bohaterów „Mistrza Gry” przeniosłabyś ze świata literatury do rzeczywistości?

Gdybym tylko mogła powołać do życia moich mężczyzn – Michela i Iana! Tylko którego z nich – sama nie wiem. Są tak różni, a obaj wyjątkowi. Nic dziwnego, że Aline miała prawdziwy problem z wyborem.

Mia też by mi się przydała jako wierna przyjaciółka i bratnia dusza. Z nią można rozmawiać o filozofii i planować strategie rebelii, tańczyć do białego rana i konie kraść.

Natomiast z Aline – główną bohaterką serii, którą widzisz na każdej z okładek, pewnie w rzeczywistości miałabym problem. Mogłybyśmy się albo kochać na zabój albo nienawidzić.

Seria „Mistrz Gry” to wciągająca lektura z ciekawie skonstruowaną fabułą i mnóstwem zwrotów akcji. Ostatnia książka, podobnie jak poprzednie, jest jednak także pełna wątków, które skłaniają do refleksji. Przekazujesz w niej w pewien sposób to, co myślisz o świecie. Feminizm, wolność wyznania, uprzywilejowanie klasy rządzącej, ale i jej odpowiedzialność za losy społeczeństw, ekologia… poruszane przez Ciebie tematy możemy wymieniać bardzo długo. Co chciałabyś, żeby czytelnicy przede wszystkim wyciągnęli z lektury powieści, które napisałaś?

Odpowiedziałam na to pytanie wyczerpująco, po czym zorientowałam się, że moralizuję. Nie chciałabym robić tego, co mi samej niemiłe, więc wykasowałam odpowiedź i zaczęłam jeszcze raz. Czytelnicy moich książek są dorośli. Nie chcę ich pouczać ani przekonywać do mojego światopoglądu. Mam nadzieję, że zauważyłaś, że tematy, które wymieniłaś poddaję w książce pod dyskusję, a nie nakładam do głowy łopatą. Żadna ze stron nie jest głupia ani przynajmniej częściowo pozbawiona racji. Oczywiście nie łudzę się, że książki nie wykładają moich poglądów ani nie próbuję twierdzić, że są obiektywne.

Najbardziej zależy mi na tym, żeby czytelnicy zaczęli się zastanawiać nad konceptami, które zdają im się oczywiste, a oczywiste nie są. Po to w końcu kiedyś była fantastyka – żeby przez analogię do naszego świata odnaleźć uniwersalne prawdy.

Wiem, że lubisz puszczać oko do czytelników, ukrywając w treści wątki, które wychwycą tylko niektórzy z nich. Czy możesz podać przykład któregoś z nich, z tej lub z poprzednich książek?

Ale wiesz, że to jak z dowcipem? Gdy zaczyna go się tłumaczyć słuchaczom, przestaje być śmieszny, a zaczyna być żenujący. No ale spróbujmy. W pierwszej części ojciec Aline śmieje się z fotomontażu swojego zdjęcia, na którym bez koszulki ujeżdża tygrysa. Jeździ natomiast paskudnym, za to ociekającym wręcz od luksusu samochodem marki Trumpf. Ten samochód z oburzeniem wymienia na inny, gdy właściciel firmy prosi go o papiery szlacheckie. „Klasy nie da się kupić” – tako rzecze Król Żeglarzy.

Mogłabym tak długo. Analogii do naszego świata jest całe mnóstwo. I takich na wesoło, i, niestety, na smutno.

Fani Twojej twórczości na pewno zastanawiają się, jakie kolejne projekty masz zamiar zrealizować? Czy wyprawa do świata fantastyki była dla Ciebie jednorazową przygodą? A może masz już w planach pomysł na nowy projekt?

Następna będzie sensacja z duszą, która właśnie się pisze. Kobiety, zemsta, poszukiwanie własnej tożsamości, miłość i… strach przed śmiercią i zapomnieniem. Na razie nie opuszczam świata fikcji, ale pauzuję z fantastyką. Potem może wrócę do moich źródeł, Szwajcarii, którą ostatnio bardzo zaniedbałam. A kiedy znów fantastyka? Na pewno kiedyś, bo to wdzięczny i przyjemny gatunek, ale gdy do niej wrócę, to w świeżej i niespodziewanej odsłonie.

 

 

Redakcja Administrator