Erynie – recenzja serialu na podstawie prozy Marka Krajewskiego
Erynie to serial na podstawie prozy Marka Krajewskiego. Skupia się wokół postaci lwowskiego policjanta Edwarda Popielskiego, znanego w lokalnym półświatku Łyssym. Serial składa się z dwunastu odcinków, które oparte są na czterech powieściach – Erynie, Liczby Charona, Rzeki Hadesu i W otchłani mroku.
Twórczość Marka Krajewskiego jest znana wszystkim fanom kryminałów. Powołał on do życia dwóch stróżów prawa, którzy w tych samych czasach, ale innych miejscach i ustrojach, walczyli – nie zawsze legalnymi sposobami – ze złem i przestępcami. Mowa oczywiście o Eberhardzie Mocku i Edwardzie Popielskim. Ten drugi po długiej batalii doczekał się premiery telewizyjnej swoich przygód. W rolę Łyssego wciela się jeden z najlepszych współczesnych polskich aktorów – Marcin Dorociński.
Akcja serialu rozpoczyna się w roku 1939 we Lwowie, a kończy w powojennym Wrocławiu. Przygody Popielskiego zaczynamy od jego konfrontacji z seryjnym mordercą, grasującym po ulicach Lwowa i mordujących kobiety. Kolejne sprawy są jeszcze bardziej angażujące i niebezpieczne. Łyssy konfrontuje się w nich nie tylko z przestępcami, ale i ze zwyrodnialcami i komunistycznymi oprawcami. Kilka razy ledwo uchodzi z życiem, ale to go nie powstrzymuje przed rozwiązaniem sprawy. Wręcz odwrotnie, to go jeszcze bardziej motywuje.
Popielski z książki jak i z serialu to postać skomplikowana
Nie jest on bohaterem biało-czarnym. Posiada swój kodeks moralny, który zdecydowanie odbiega od ogólnie przyjętych norm. Sprawiedliwość dla niego nie zawsze kończy się w sądzie. Niekiedy potrafi być stróżem prawa, sędzią i katem. Fakt ten sprawia, że bohater grany przez Dorocińskiego jest mocno skomplikowany, a jego wewnętrzne monologi, choć pozwalają rzuć światło na pewne sprawy potwierdzają tylko złożoność jego osobowości.
Dorociński jako Popielski początkowo nie pasował mi do tej postaci. Po pierwszych trzech odcinkach miałem mieszane uczucia do to tego angażu jak i do samego serialu. Późnej już jednak było tylko lepiej. Teraz Popielski zawsze już będzie miał twarz Marcina Dorocińskiego. Nie gorzej jest z drugim planem i drobnymi wątkami pobocznymi. Na uwagę zasługuje na pewno Eryk Lubos jako lwowski przestępca i komunistyczny pułkownik. Oprócz niego na ekranie zobaczymy w pomniejszych rolach czołówkę polskich aktorów.
Fabularnie też jest całkiem nieźle, choć twórcy na pewno mieli nie lada problemy z przeniesieniem wizji Marka Krajewskiego na ekran. Serial odwzorowuje główne wątki z powieści, choć zmian wobec oryginału jest wiele. Może całość nie wypada idealnie, to potrafi przykuć uwagę widza. Choć twórcy nie wykorzystali wszystkiego z opowiadań, to wprowadzili kilka drobnych pobocznych wątków i postaci oraz odważny wątek wizji Popielskiego w jego epileptycznych atakach. Założenie było świetne, choć jego komputerowa realizacja wypadłą słabo.
Istotnym elementem była scenografia serialu. Jak wiadomo akcja rozgrywa się w przedwojennym Lwowie i powojennym, zniszczonym Wrocławiu. Było to nie lada wyzwanie i swojego rodzaju test dla twórców. Śmiało można powiedzieć, że zdali go na dobry plus. We Lwowie można dopatrzeć się w kilku miejscach w kamienicach współczesnych okien, ale z całości wyłania się fascynujący i klimatyczny obraz tamtych czasów.
Erynie to serial, na który czekałem bardzo długo, choć nie będę ukrywał, że bardziej czekałem na przygody Mocka. Wisienką na torcie tej produkcji był jego epizodyczny występ w jednym odcinku, więc można powiedzieć, że wilk jest syty i owca cała. Całość wypada przyzwoicie i pozwala się świetnie bawić podczas seansu. Ja chętnie obejrzałbym drugi sezon przygód Łyssego, szczególnie że materiał źródłowy jest obszerny. Poczekamy, zobaczymy.
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.