Powrót do Edenu. Paco Roca – recenzja
Pisząc o Kolejach losu, zwróciłem uwagę, że ów tom ma w sobie więcej z lekkości „Pianisty”, niż zdecydowanie bardziej dosadny i hermetyczny „Syn Szawła”. To porównanie można odnieść do całej działalności artystycznej hiszpańskiego autora. Paco Roca celuje w historie uniwersalne, epickie, czytelne w każdym rejonie świata. Przy okazji tworzy je w sposób uładzony, nostalgiczny, wyczyszczony z większości brudu czy ozdobników. To opowieści wywołujące silne emocje. Taki jest także Powrót do Edenu wydany niedawno przez Kulturę Gniewu.
O ile w Domu obserwowaliśmy trójkę rodzeństwa, które powraca do miejsca zamieszkania swojego zmarłego ojca, o tyle w „Powrocie do Edenu” w centrum autor ustawia wiekową kobietę. Lontem fabularnym jest tu zdjęcie, na którym bohaterka spędza chwilę ze swoją matką i rodzeństwem. Choć wszyscy są uśmiechnięci, ten moment wcale nie przeszedł do historii rodziny jako szczęśliwy. Dlaczego? Kogo brakuje na fotografii? Właśnie na te pytania odpowiedzi znajdziemy w komiksie.
W Powrocie do Edenu Antonia wspomina swoich bliskich. Tak poznajemy całkowicie różne życiorysy. Jedni są wolnymi duchami i najbardziej cenią sobie kolejne przygody z kobietami, podczas gdy inni oddają się polityce i osiągają w tym niejakie sukcesy. Szczególną uwagę warto zwrócić na losy płci pięknej. W ich przypadku nie ma miejsca na luksus czy spełnienie marzeń. Żyją w ubóstwie. Każdego dnia walczą ze stosami naczyń, nieporządkiem i głodnymi mężczyznami, których trzeba wykarmić na czas. Ewentualne spóźnienie może się skończyć źle, nawet użyciem siły, na co i tak nikt nie zwróci uwagi. Jesteśmy przecież w latach 40. w Hiszpanii, erze terroru religijnego i patriarchatu. Nie przez przypadek na kilku ilustracjach widzimy jednostki zgniatane przez olbrzymie buty władzy i społeczeństwa. W tym kontekście Powrót do Edenu należy odczytywać jako poruszający fresk pogmatwanych, złożonych relacji rodzinnych, a jednocześnie pejzaż powojennej Hiszpanii – wynędzniałej, głodującej, w której pozycja młodych kobiet była nie do pozazdroszczenia.
Paco Roca ma talent do kreowania małych, zapadających w pamięć scen. Powrót do Edenu to nie tylko znój i dyktatura, ale także próba zbudowania wokół siebie małych radości i magii. Na kartach komiksu odnajdziemy między innymi wspomnienia matki Antonii o kapitanie don Milanie, który uniósł się balonem nad Walencją i odleciał w niebyt. Odwiedzimy dawne kino, gdzie w oczach bohaterów ujrzymy emocje związane z seansem wspaniałej „Filadelfijskiej opowieści”. Wreszcie pojedziemy tramwajem na plażę, gdzie zamiast tłumów i upału, zwrócimy uwagę na rajski piasek i rozkosz płynącą ze spożycia schłodzonego trunku (przynajmniej do czasu). Inna sprawa, że praktycznie każda z tych scen jest dość szybko ucinana przez rozczarowanie i zło kryjące się w sercach innych osób.
Samą opowieść można określić mianem ‘ważnej’ i ‘aktualnej’, ale ja wolę ją czytać jako ponadczasową. Do takiego wniosku przekonuje mnie także sam autor, spinając historię graficzną klamrą. Pierwsze plansze są całkowicie czarne. Ukazują niebyt, z którego powoli wyłaniają się białe punkty łączące się w konkretne kadry. Gdy historia osiągnie swoje rozwinięcie, powoli zacznie tracić na ostrości. Postaci, miejsca i rzeczy zaczną ponownie przeradzać się w pojedyncze kreski i odchodzić w nicość. Formalnie Powrót do Edenu jest więc pomysłowy i przemyślany do ostatniego szczegółu. Plansze, kiedy muszą, są realistyczne. Bywają też miejsca, gdzie hiszpański autor dobitnie podkreśla absurdy rzeczywistości poprzez odwołanie się do dokonań karykaturalizmu czy surrealizmu. To wszystko jest jednak spójne. Razem z zabawą barwami stanowi oddzielną ramę dzieła, która byłaby pewnie tak samo czytelna i bez tekstu.