Bez kategoriiKsiążkirecenzja książka

Sinobrody – kultowa powieść Kurta Vonneguta

Kurt Vonnegut zawsze miał dobre i znaczące pierwsze zdania. To najlepsze, pochodzi chyba z Rzeźni numer pięć – ”Wszystko to zdarzyło się mniej więcej naprawdę”. Równie silne są początki Kociej Kołyski –  „Możecie nazwać mnie Jonaszem” i Śniadania mistrzów –  „Jest to opowieść o dwóch samotnych, chudych, dość starych białych ludzi na szybko umierającej planecie”.  Sinobrody zaczyna się od przedmowy i takich słów „Jest to powieść, która w dodatku podszywa się pod autobiografię”. Tym właśnie prostym sformułowaniem amerykański pisarz ustawia sobie czytelnika oraz informuje go, że owszem będzie zaraz czytał biografię, ale jednocześnie, że jest to narracja fikcyjna. Choć w swojej niejednorodnej i poszatkowanej formule, zawierać będzie wiele wątpliwości, ukrytych faktów i myśli samego autora.




Vonnegut odwołuje się w swojej książce do postaci Sinobrodego, zamożnego kniazia z baśni Charles’a Perraulta (wśród innych, wartych uwagi odwołań do tej postaci można wyróżnić prace Charlesa Dickensa, Anatole France’a, Alfreda Döblina, Johna Updike’a czy Joyce Carol Oates). Sinobrody był raczej brzydki, stary i w swoim życiu miał już kilka żon, które ginęły bez wieści. Bliskie temu obrazowi jest życie Rabo Karabekiana, głównego bohatera powieści. Siedemdziesięciojednoletni Ormianin jest byłym żołnierzem walczącym na frontach II wojny światowej, a jednocześnie jednookim malarzem i doświadczonym kolekcjonerem. Cała książka zapisana jest w formie dygresji z życia ekscentrycznego staruszka, którego aktualne funkcjonowanie wywróciła do góry nogami kolejna nimfa – Circe Berman. Siedząc w swoim pustym nadmorskim domu na Long Island, Karabekian oddaje się przeszłości: wspomina okres przedwojenny, zatapia się w refleksji na temat pożogi konfliktu zbrojnego,  cofa się do momentu poznawania przedstawicieli ekspresjonizmu abstrakcyjnego, ale także  użala się nad sobą. I za wszelką cenę stara się uchronić tajemnicę składziku na kartofle, który urasta tu do miana tajemniczej komnaty z baśni  Perraulta. 

Można odczytywać jedną z ostatnich książek Vonnegut jako komedię pomyłek. Życie Karabekiana naznaczone było szeregiem absurdalnych zdarzeń, które ostatecznie ukształtowały w nim tego, kim jest obecnie. W tym kluczu interpretacyjnym, każdy z nas może dostrzec też nasze życie wypełnione przypadkami, z których rodzi się nasz indywidualny los. Ten szlak choć atrakcyjny i dostępny dla każdego, wydaje mi się jednak zbyt prosty. Sinobrody mówi przecież o sztuce i to tutaj upatrywałbym najważniejszego znaczenia. Vonnegut pisząc książkę miał na karku już 65 lat, więc podobieństwo do głównego bohatera narzuca się samo. Podobnie jak i Karabekian, amerykański pisarz był uznanym twórcą. Równocześnie krytyka, jaką Circe Berman kieruje do Karabekiana na temat jego pisania, jest paralelą z problemami, jakie krytycy mają z pisarstwem Vonneguta. Tym samym Sinobrody jest dla mnie swoistym traktatem o sztuce zaangażowanej, o medycznych jej właściwościach w kontekście walki z własnymi demonami. Ostatnie arcydzieło Karabekiana, obraz na którym widać przeżycia bohatera z II wojny światowej, kiedy wraz z 5219 innymi jeńcami wojennymi, Cyganami i ofiarami obozów koncentracyjnych został wrzucony do doliny, gdy siły niemieckie zorientowały się, że wojna została przegrana, osiąga cel znaczącej sztuki. Autor poświęca wystarczająco dużo czasu, talentu i materiałów, by odmalować losy poszczególnych osób, a tym samym, by pogodzić się z taką wersją historii. Ten obraz, jest dla mnie symbolem całej drogi twórczej autora Recydywisty

Z pewnością można doszukiwać się w Sinobrodym innych motywów znanych z pozostałych powieści pisarza: syndrom ocalałego, toksyczny wymiar rodziny, relacje z kobietami. O wszystkim tym Vonnegut wspomina, bo jest to częścią jego życia, nie umie się od tego oderwać. Tak samo jak zżycie ze swoimi bohaterami (wszak Rabo Karabekian pojawił się już wcześniej w Śniadaniu mistrzów) czy bezpośrednia, pełna groteski narracja. Ta kultowa powieść pozostanie dla mnie wyjątkowa z innego względu. Tu po raz pierwszy bohater Vonneguta nie jest smutny, cierpiący ani zabijany. Karabekian jest na końcu szczęśliwy i czuje satysfakcję z tak kończącego się życia. To jakaś nowa wartość w dorobku pisarza, element humanizmu, którego co uświadomiłem sobie dopiero teraz, czasami mi brakowało. Odnoszę wrażenie, że dopiero w Sinobrodym widzimy Vonneguta kompletnego.     

Sinobrody
Twórcy: Kurt Vonnegut
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Gatunek: literatura piękna
Rok wydania: 20 października 2020 r.

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Zysk

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Paweł Biegajski

Nałogowy kinomaniak i książkocholik. Plotka głosi, że przeczytał „Rozmowę w Katedrze" i „Braci Karamazow" w przedszkolu i to w oryginale. Nieuleczalny miłośnik poetyki kina Lava Diaza, społecznych obrazów Yasujiro Ozu i dyskretnego uroku Bunuela. Twórca bloga Melancholia Codzienności.