Siły Kosmiczne – recenzja nowego serialu Netflixa
Na koniec miesiąca Netflix zaoferował swoim widzom kolejną własną produkcję. Tym razem jest to komedia Steva Carrela i Grega Danielsa, twórców The Office. Jednak komedia to może za dużo powiedziane. Bardziej jest to komedia absurdu w połączeniu z pełnokrwistą satyrą w oparach podboju kosmosu.
Sama fabuła nie jest mocno skomplikowana, choć twórcy potrafią kilka razy zaskoczyć, szczególnie finałowym twistem. Zaczyna się od powołania nowych sił armii Stanów Zjednoczonych – Sił Kosmicznych. Dowódcą zostaje nowo awansowany czterogwiazdkowy generał Mark Naird. Jego zadaniem jest wysłanie misji osiedleńczej na księżyc w ciągu czterech lat. Niestety już po roku sprawa się komplikuje, a działalność konkurencyjna Chin i Indii w tej kwestii zmusza dowódcę do przyspieszenia działań. Prowokuje to również mnóstwo zabawnych korelacji i zachowań nie tylko najwyższych dowódców ale wszystkich członków bazy.
Najmocniejszą stroną tej produkcji są dwaj główni aktorzy. Mowa oczywiście o Stevie Carellu, wcielającym się w rolę generała Marka Nairda. Twardy typ, dla którego liczy się służba, powierzone zadanie, osiągnięcie celu a na końcu rodzina. Rewelacyjnie wypada również John Malkovich. Gra on głównego naukowca misji, a zarazem delikatnego intelektualistę, dla którego najważniejszy jest człowiek, a na drugim miejscu wykonanie zadania. Oglądając tych dwóch panów na ekranie zabawa jest przednia. Ich wspólne dyskusje, kłótnie i szukanie wspólnego środka to nie lada gratka, a zarazem swojego rodzaju dysonans. Z jednej strony wrażliwy intelektualista realista, a z drugiej dowódca dla którego nie ma rzeczy niemożliwych do wykonania, nawet jeżeli są najbardziej absurdalne, jak choćby wykorzystanie szympansonauty do naprawy satelity.
Wszystko tu na pierwszy rzut oka funkcjonuje idealnie. Epizody są krótkie, twórcy całkowicie pozbywają się wszelkiego rodzaju zapychaczy i skupiają się tylko na tym, co ma pchać fabułę do przodu. Każdy odcinek opiera się na innej konwencji, a razem tworzą jedną absurdalnie zabawną całość. Coś jednak tu zgrzyta. Jakby dołożyć śmiech z offu, to mielibyśmy sitcom z prawdziwego zdarzenia. Czy jednak tego oczekiwaliśmy? Jeżeli tak, to faktycznie Siły kosmiczne spełniają oczekiwania. Jeżeli zaś liczymy na bardziej ambitną, choć nadal zabawną produkcję, to możemy być rozczarowani.
Siły Kosmiczne pozbawione są bowiem swojego stylu, czegoś charakterystycznego dla siebie. Jeżeli będą bowiem stawiać tylko na grę absurdami i wszystko będzie się toczyć do przodu po najmniejszej linii oporu, to szybko zwiną swoją bazę z księżyca, a widzowie zapomną, że kiedykolwiek tam byli. Pierwszy sezon ma potencjał i można go obejrzeć dobrze się bawiąc, ale żeby kontynuować przygodę z Siłami Kosmicznymi, twórcy muszą coś zmienić i zaoferować coś więcej ponad absurdalną komedyjkę, aspirującą do miana satyry na…. No właśnie na co? Można mieć wrażenie, że na wszystko. I nawet genialny duet Carrel – Malkovich nie pociągną go dalej.
Siły Kosmiczne; Twórcy: Steve Carell, Greg Daniels; Obsada: John Malkovich, Steve Carell, Noah Emmerich, Tawny Newsome, Ben Schwartz, Diana Silvers, Alex Sparrow, Jimmy O.Yang, Lisa Kudrow; Zdjęcia: Simon Chapman; Muzyka: Benjamin Patric; Gatunek: satyra, komedia; Produkcja: USA; Rok Produkcji: 2020; Data polskiej premiery: 29 maja 2020; Ocena 5/10
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.