Recenzja filmu „Niewidzialny człowiek”
Na hasło „remake” trudno nie zgrzytać zębami, ale raz na jakiś czas filmowcy potrafią pozytywnie zaskoczyć. Nie wiem jednak, czy jakikolwiek miłośnik kina mógłby wierzyć w zaskoczenie akurat ze strony tej produkcji. Ambitne próby stworzenia przez Universal tak zwanego Dark Universe z plejadą aktorskich gwiazd (od Bardema po Deppa) rozbiły się o dwa fatalne projekty – Draculę. Historię prawdziwą i nową Mumię. Uniwersum anulowano, a nadchodzący remake kultowego Niewidzialnego człowieka z 1933 roku zamienił się w solowy projekt. I bardzo dobrze.
Już sam punkt wyjścia nowego filmu jest wyborny. W oryginale tytułowy bohater za sprawą swojego daru/przekleństwa niewidzialności, terroryzował ludzi ze swojego otoczenia. W remake’u perspektywa się zmienia. Protagonistą staje się kobieta manipulowana przez Niewidzialnego człowieka. Ale czy aby na pewno? Przez długi czas film Leigha Whannella jest po prostu szalenie angażującym thrillerem psychologicznym o przemocy domowej.
Główna bohatka Cecilia ucieka od swojego męża, genialnego i cenionego naukowca Adriana Griffina. Kobieta jest przerażona. Z pomocą siostry i dawnego przyjaciela udaje jej się schronić w miejscu, do którego jej mąż nie powinien mieć wstępu. Zaszczuta bohaterka nosi głębokie rany psychiczne – tym trudniej jej przekonać innych do sposobu, w jaki traktował ją mąż, cieszący się przecież nieposzlakowaną opinią. Na jej ciele nie widać śladów przemocy fizycznej, a ta psychiczna ciągle jest przecież lekceważona bądź omijana przez środowisko. Cecilia jest tak daleko zmanipulowana i zlękniona, że nawet po samobójczej śmierci Griffina, ciągle obawia się że mężczyzna ją śledzi a nawet nachodzi w nowym domu.
Tytułowy Niewidzialny człowiek zgodnie z tytułem jest niewidzialny. Nie ma bandaży i charakterystycznych okularów. Twórcy ogrywają temat tym, czego nie widać – pustym fotelem, skrzypnięciem, pozostawionym śladem. Świetnie sportretowana przez Elisabeth Moss Cecilia jest kobietą na skraju załamania. Ciągle ma wrażenie obecności męża, szuka jego śladów, ale bliscy coraz częściej zaczynają traktować ją jak wariatkę. Jej paranoja urasta do tego stopnia, że – będąc ofiarą męża – w oczach innych to właśnie ona jest tą, od której należałoby trzymać się z daleka.
Tak powinno się robić remake’i. Stary pomysł ograny w zupełnie nowy i świeży sposób, a do tego wpisujący się przecież w aktualne trendy i społeczną tematykę – w tym przypadku film mierzy się z tematem przemocy domowej, a ponadto wpisuje się w kwestię ruchu #metoo. Ale świetna jest przecież sama koncepcja, według której tytułowy bohater może być niewidzialnym naukowcem terroryzującym żonę, a może jest po prostu metaforą psychicznej traumy.
I szkoda jedynie, że twórcy nie pozostali bardziej subtelni w prowadzeniu swojej gry z widzem. Widać, że Whannell nie do końca mógł się zdecydować w jakim pójść kierunku ze swoim filmem – czy bardziej w stronę obyczajowego dramatu, czy jednak horroru. W rezultacie fabuła zaczyna się rozjeżdżać, pojawiają się scenariuszowe luki i pewne absurdy, a całości dopełnia wątpliwy moralnie finał.
Niewidzialny człowiek to nadspodziewanie dobry i zaskakujący remake kultowej produkcji. Film Whannella w sposób oryginalny i odważny odświeża stary koncept, z powodzeniem wpisując go wyraźnie we współczesną tematykę społeczną. Owszem, nie jest to film bez wad, brakuje tu sprawniejszej ręki być może bardziej doświadczonego reżysera czy subtelniejszego scenarzysty, Niewidzialny człowiek ewidentnie stoi w rozkroku pomiędzy dramatem a horrorem, miejscami jest fabularnie grubo ciosany, ale wciąż pozostaje kinem w swej prostocie szalenie angażującym.
Niewidzialny człowiek. Reżyseria: Leigh Whannell; scenariusz: Leigh Whannell; obsada: Elisabeth Moss, Oliver Jackson-Cohen, Harriet Dyer, Aldis Hodge, Storm Reid, Miichael Dorman; zdjęcia: Stefan Duscio; muzyka: Benjamin Wallfisch; gatunek: horror; kraj: USA, Australia; rok produkcji: 2020; data polskiej premiery 6 marca 2020.
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.