Recenzja horroru „Czarne święta”
13 grudnia na ekrany polskich kin trafił świąteczny horror, rzadka gatunkowo propozycja na ten specjalny czas, kiedy w kinach konkurują raczej komedie romantyczne i filmy familijne. Czarne święta to remake filmu z 1974 roku, który pozostaje prekursorem takich produkcji jak Halloween czy Krzyk.
Fabuła skupia się na losach studentek, które pozostają na terenie kampusu akademickiego tuż przed świętami. Gdy miasteczko staje się już niemal opustoszałe, dziewczyny szykują serię przyjęć. Niestety pewien zamaskowany osobnik rozpoczyna brutalne polowanie na studentki. Riley i jej przyjaciółki muszą stawić mu czoła.
Brzmi jak wszystkie najciekawsze horrory młodzieżowe, które już oglądaliście i nie liczcie na to, że Czarne święta czymkolwiek was zaskoczą. Chociaż… właściwie to jednak zaskakują. Fatalną jakością, jakieś nie spodziewalibyśmy się po studiu Blumhouse, które tylko w ostatnich latach dało nam Uciekaj!, nowe Halloween czy serię Noc oczyszczenia.
Za reżyserię filmu odpowiada młoda aktorka Sophia Takal, która nie tylko postanowiła odświeżyć doceniony film grozy sprzed lat, ale przede wszystkim wpasować go we współczesne ramy i uczynić komentarzem społecznym do wydarzeń związanych z ruchem #MeToo. Zacna idea, niestety wykonanie znacznie gorsze. Nie jest to bowiem komentarz prowokujący dyskusję, lecz próba nakrzyczenia na mężczyzn za całe zło tego świata. Fabuła pozostaje jedynie pretekstem.
Zamiast wyrazistego i zmuszającego do refleksji kina feministycznego otrzymujemy fatalnie napisaną i bardzo jednowymiarową produkcję, w której faceci na każdym kroku krzywdzą kobiety – od agresji słownej, przez wykorzystywanie seksualne po stanowiące główną oś fabularną morderstwa. Cała akcja zresztą rozgrywa się na uczelni, która u podstaw ma szowinistyczne poglądy swojego założyciela. W programie nauczania nie ma kobiecej literatury. Fatalne, propagandowe dialogi i scenariusz, który bardziej od kreowania akcji skupia się na budowaniu tezy, sprawiają że Czarne święta pozostają filmem męczącym na przestrzeni całego seansu.
To jednak nie tylko kwestia złego scenariusza, ale i nieudolnej reżyserii, będącej na pewno po części wynikiem niedoświadczenia reżyserki, ale też twórczego lenistwa – zamiast silić się na autorski język, twórcy kopiują najbardziej wyświechtane schematy, co również pozwala domyślać się, że bardziej od zrealizowania dobrego, trzymającego w napięciu kina, zależało im na społecznej wypowiedzi. Jest więc nudno, zupełnie nie strasznie i nijako.
Czarne święta to zupełnie pozbawiony wyrazu i napięcia horror, którego celem w istocie jest nie straszenie i dostarczenie ciekawej rozrywki, lecz nachalny komentarz społeczny. To kino niechlujne i byle jakie w realizacji, fatalne również pod względem scenariusza napisanego pod tezę. Lepiej obejrzeć sobie oryginał.
Czarne święta. Reżyseria: Sophia Takal; scenariusz: Sophia Takal, April Wolfe; obsada: Imogen Poots, Aleyse Shannon, Cary Elwes; zdjęcia: Mark Schwartzbard; zdjęcia: Will Blair, Brooke Blair; gatunek: Horror; kraj: USA, Nowa Zelandia; rok produkcji: 2019; data premiery: 13 grudnia 2019
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.