Recenzja 2. sezonu serialu „Castle Rock”
Dobiegła końca emisja drugiego sezonu serialu grozy Castle Rock. Produkcja HULU, którą w Polsce można oglądać na HBO, rozgrywa się w świecie wykreowanym na kartach powieści Stephena Kinga, choć nie stanowi bezpośredniej adaptacji żadnej z jego książek. Twórcy tworzą zupełnie nowe opowieści korzystając jedynie z lokacji Mistrza Grozy, w tym tytułowego miasteczka Castle Rock, oraz samych bohaterów, którzy pojawiają się tu w zupełnie nowych okolicznościach. Tego typu mieszanka odwołań do prozy Kinga z dużą dawką autorskich pomysłów zaowocowała serialem bardzo ciepło przyjętym przez widzów. Jak sprawdza się drugi sezon tej produkcji?
W tej odsłonie serii twórcy najwyraźniej odnoszą się do dwóch książek Stephena Kinga: Misery oraz Miasteczko Salem. Z pierwszej zapożyczają bohaterkę – legendarną już Annie Wilkes, która znęcała się nad swoim ulubionym pisarzem, aby zmusić go do napisania kolejnej książki. Tyle że tutaj mamy do czynienia z młodą Wilkes, która podróżuje wraz z podopieczną po Stanach, uciekając przed tajemniczym zdarzeniem z przeszłości. Kobieta nadużywa leków, zatrudniając się w różnych szpitalach jako pielęgniarka i kradnąc medykamenty, dopóki nie zostanie zauważona. Niestety zbieg nieszczęśliwych okoliczności sprawi, że bohaterki będą musiały na dłużej pozostać w miejscu, które miało być jedynie przystankiem na ich drodze – Jerusalem. W ten sposób przechodzimy do drugiej inspiracji. W serialu dużą rolę odegra zatem tajemniczy dom Marstenów oraz pradawne zło sięgające okresu kolonializmu, które po setkach lat powraca do miasta.
Oczywiście twórcy traktują pierwowzory bardzo luźno, świadomie tworząc autorskie wariacje na ich temat. Akcja serialu rozgrywa się współcześnie, więc siłą rzeczy ta Annie Wilkes nie będzie mogła być dokładnie tą samą postacią z książki Kinga, dodatkowo w serialu pojawiają się bohaterowie znani z innych książek, jak Reginal „Pop” Merill znany z Polaroidowego psa oraz jego bratankowie, m.in. Ace Merill (Sklepik z marzeniami i nowela Ciało).
Największą siłą drugiego sezonu jest rola Lizzy Caplan wcielającej się w postać Annie Wilkes. Jest w tym serialu naprawdę wyborna. Z jednej strony bardzo wyraźnie zainspirowana oscarową kreacją Kathy Bates z filmu Roba Reinera – w gestach, w sposobie wypowiedzi (i w odtwarzaniu ikonicznych momentów), z drugiej daje tej postaci bardzo dużo od siebie, uzupełniając żywiołowością, do której zmuszona jest z uwagi na opiekę nad córką. Caplan fantastycznie balansuje na granicy przerysowania, niekiedy jest wręcz irytująco histeryczna, innym razem diabelsko zdeterminowana. Dodatkowo twórcy oferują nam również genezę postaci – w jednym z odcinków odkryjemy, co sprawiło że Annie zainteresowała się literaturą, a zarazem jakie traumatyczne wydarzenia wypaczyły ją emocjonalnie. W tym odcinku Caplan zastępuje młodziutka i równie fantastyczna Ruby Cruz. I chociaż mamy tu w obsadzie kilka innych ciekawych nazwisk, m.in. Tim Robbins, który wystąpił w kultowych Skazanych na Shawshank, a także Paul Sparks, Barkhad Abdi czy Sarah Gadon, to bez wątpienia właśnie Caplan i jej postać przydają serialowi największej wartości.
Niewątpliwie ta zabawa kontekstami, odwołaniami do twórczości Stephena Kinga i jego dotychczasowych adaptacji, każdemu wielbicielowi pisarza przypadnie do gustu. Zresztą, jeśli oglądaliście już pierwszy sezon, to nie będzie trzeba was namawiać do sięgnięcia po drugą odsłonę. Żeby jednak nie było tak kolorowo, muszę wspomnieć o tym, co mnie w serialu nie przekonuje. Wydaje mi się, że próba połączenia tak różnych wątków, mimo że fascynująca, sprawia że serial trochę się rozłazi. Historia Annie Wilkes jest świetnie napisana, ma intrygujące zwroty akcji i pozwala stworzyć postać z krwi i kości, która nagle w połowie serialu zostaje zepchnięta na drugi plan i traci na znaczeniu, kiedy do głosu dochodzą wyraźnie już nadnaturalne zdarzenia, a całe miasto i okolice pogrążają się w chaosie. Żałuję, że Wilkes nie dostaje zasłużonego rozwinięcia, kosztem ilości pomysłów i wątków (serial znajduje także jeszcze połączenie z pierwszym sezonem), które nie są już tak dobre, a zamieniają drugi sezon Castle Rock po prostu w kolejny serial grozy.
Drugi sezon Castle Rock znakomicie się rozpoczyna i znacznie słabiej kończy. Tam, gdzie główną rolę w fabule odgrywa Annie Wilkes brawurowo zagrana przez Lizzy Caplan, serial ma się świetnie, ale im więcej wątków i postaci zaczyna być wrzucanych do scenariusza, tym bardziej historia się rozłazi i prowadzi do mało satysfakcjonującego finału. Ale to wciąż kawał udanej rozrywki, wciągającej, bardzo dobrze zrealizowanej i naprawdę nieźle zagranej. W moim odczuciu to lepsza produkcja od pierwszego sezonu, jednak ciągle jeszcze potrzebująca poprawy, szczególnie w panowaniu nad scenariuszem. Kto wie, może trzecia odsłona będzie jeszcze lepsza.
Castle Rock. Twórca: J.J. Abrams; obsada: Lizzy Caplan, Paul Sparks, Barkhad Abdi, Elsi Fisher, Tim Robbins, Yursa Warsama, Mathhew Alan, Bill Skarsgard, Sarah Gadon i inni; gatunek: horror, serial; 2019
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.