Recenzje: „Lizzie” i „I Think We’re Alone Now”
LIZZIE
Prezentowana podczas ubiegłorocznego festiwalu Sundance produkcja przedstawia losy Lizzie Borden, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku kobiety z Nowej Anglii oskarżonej o zamordowanie siekierą ojca i macochy. Jej postać na stałe zapisała się w amerykańskiej popkulturze.
W filmie Craiga Williama Macneilla w tytułową rolę wciela się Chloe Sevigny. Poznajemy jej trudne życie w zamożnej rodzinie z despotycznym ojcem i wycofaną macochą. Chociaż nie została nigdy skazana, kultura masowa zapamiętała Lizzie Borden jako niezrównoważoną psychicznie morderczynię. Reżyser unika takich określeń, starając się przedstawić tę historię z punktu widzenia zainteresowanej, wskazując na domową atmosferę, nieustającą agresję ze strony mężczyzn i manipulacje.
Brakuje filmowi jakiegoś błysku. W dużej mierze to niestety nudne, telewizyjne przedstawienie, które odtwarza zbrodnię bez zaangażowania, prowadząc nas przez nią krok po kroku w sposób mało satysfakcjonujący. Warto jednak podkreślić niezłe kreacje Chloe Sevigny i Kristen Stewart, wybijające się ponad przeciętność samego filmu.
I THINK WE’RE ALONE NOW
Zapowiada się jako typowe kino post-apokaliptyczne, ale I Think We’re Alone Now okazuje się być produkcją tchnącą nieco świeżości do ogranego motywu. Coś sprawiło, że jednego popołudnia ludzie po prostu umarli. Jedyną żywą osobą w miasteczku pozostał Del. Nie dowiadujemy się, co było przyczyną apokalipsy, ani jaki był jej zasięg. Bo Del to odludek i samotnik; ostatnią rzeczą, jaką by uczynił, to podróż w poszukiwaniu pomocy. Zostaje więc w mieście z zamiarem pochowania zmarłych i dalszej spokojnej egzystencji. Przed apokalipsą pracował w bibliotece i teraz nadal planuje porządkować książki. Do czasu, aż na jego drodze staje młoda Grace.
Jak łatwo się domyślić, między tym dwojgiem zrodzi się specyficzna relacja. Odtąd oboje będą wykonywać codzienną pracę, ale energia i ciekawość Grace z czasem będą wytrącać kamienie z serca zgorzkniałego Dale’a.
Ciepłe kreacje Petera Dinklage’a i Elle Fanning oraz skromna, kameralna historia to największe zalety produkcji. Mimo różnych prób poradzenia sobie z tragedią, bohaterowie uczą się, że nie da się przepracować traumy w samotności i nie można się od niej odciąć. To mądre kino z humanistycznym akcentem, ciekawe nawet pomimo że oparte na kliszach.
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.