Stephen King „17 podniebnych koszmarów” – recenzja
Samolot to najbezpieczniejszy środek transportu na świecie. Tak mówi statystyka i takie są fakty. Każdego dnia w powietrze wznosi się dziesiątki tysięcy maszyn, które szczęśliwie docierają do celu. W ubiegłym roku padł rekord ilości lotów jednego dnia, który wyniósł ponad 200 tysięcy! Dlaczego zatem ciągle w świadomości człowieka lot nieodmiennie kojarzy się z niebezpieczeństwem?
Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Stephen King, który z jednej strony zafascynowany lotnictwem, z drugiej – diabelnie przerażony – przywołując literaturę znakomitych mistrzów pióra, wzbudza w czytelnikach uczucie strachu. Opowiada o zamkniętej, wypełnionej tlenem metalowej skrzynce unoszącej się tysiące metrów nad ziemią, o tajemnicach skrywających się w przestworzach, o przerażających katastrofach, z których nikt nie wychodzi cało, o złośliwych gremlinach (o legendach związanych z gremlinami i lotnictwem przeczytacie więcej w książce Lore. Potworne istoty) i tak dalej. Sądzę, że każdy z was znajdzie tu przynajmniej jeden konkretny powód, dla którego po wejściu na pokład samolotu nie będzie potrafił pozbyć się uczucia niepokoju, począwszy od klaustrofobii, a na izolacji skończywszy. Mnie King zaniepokoił faktem, że w czasie lotu musimy złożyć swoje życie w rękach pilota, którego nawet nie znamy.
Nakładem Wydawnictwa Prószyński ukazała się właśnie książka sygnowana nazwiskiem Stephena Kinga, ale nie dajcie się zwieźć okładce – King jest w tym przypadku jedynie redaktorem, zbierającym w tomie teksty innych autorów. I może to lepiej, tym samym bowiem 17 podniebnych koszmarów stanowi wyjątkową gratkę i świetną okazję, by w jednym miejscu przeczytać teksty takich autorów, jak Dan Simmons, Ray Bradbury, Richard Matheson, Joe Hill czy… Arthur Conan Doyle. Tak, King sięga tu nawet po literaturę dawno już nieaktualną, dziś bardziej zabawną niż straszną, ale ukazującą grozę przed lataniem z perspektywy świadków raczkującej dopiero awiacji, co jednocześnie wyraźnie udowadnia, że ten dziwny niepokój wpisany był w kwestię lotnictwa od początku jego istnienia i mimo stu lat rozwoju technologii, nic nie stracił na swojej sile.
Spośród tych 17 opowiadań na pewno każdy z was znajdzie coś dla siebie. Ja pozwolę sobie przywołać kilka z nich, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
Już otwierający zbiór Ładunek E. Michaela Lewisa wywołuje ciarki na plecach, tym większe, że ani nie uświadczymy tu lotniczej katastrofy, ani nie będą straszyć nas żadne nadprzyrodzone stwory. Groza tli się tu z powodu transportowania dziesiątek trumien ze zwłokami ludzi, którzy dokonali zbiorowego samobójstwa. I każde skrzypnięcie w ładowni, każdy dziwny dźwięk, będą atakować ze zdwojoną siłą.
Rewelacyjne jest opowiadanie Lucyferze! E.C. Tubba o mężczyźnie, który trafia w posiadanie pierścienia zdolnego manipulować czasem, a konkretnie cofać go o 50 sekund wstecz. Pozwala mu to na całkowitą zmianę swojego życia, ale jednocześnie wydobywa z niego najgorsze instynkty, zamieniając w sadystycznego potwora, który rozważa czy zabicie człowieka i przywrócenie go do życia poprzez cofnięcie czasu to nadal morderstwo, czy nie. Gdzie tu miejsce na samoloty? – zapytacie. Przeczytajcie to opowiadanie!
Bardzo przypadła mi do gustu również krótka, metaforyczna opowieść Raya Bradbury’ego. Twórca 451 stopni Fahrnenheita oddaje w nasze ręce historię rozgrywającą się w starożytnych Chinach, których mieszkaniec znajduje sposób, by wznieść się w niebo.
Wyborne jest Diablitos Cody’ego Goodfellow, który łączy horror z południowoamerykańskim folklorem. Bohater kradnie w Kostaryce pewien artefakt, co okaże się najgorszym błędem jego życia, o czym przekona się, kiedy już znajdzie się na pokładzie samolotu.
W zbiorze znajdziemy też niepublikowane przedtem opowiadanie Joego Hilla, napisane specjalnie na tę okazję i muszę przyznać, że dla mnie było ono nieczytelne z uwagi na nachalnie wręcz uprawianą politykę. Podobnie jak ojciec, Hill nie może przeboleć zwycięstwa Trumpa, ale w tym opowiadaniu nie ma ani jednego zdania, w którym autor nie próbowałby łopatologicznie wbić czytelnikowi do głowy swoich racji. Choć, rzecz jasna, jest ono straszne, ponieważ wyraża strach przed wiszącym na włosku konfliktem zbrojnym.
Wartością dodaną tego zbiorku, który wprawdzie nie zainteresuje większości czytelników, ale zagorzałych miłośników Kinga na pewno, to fakt że dzięki wprowadzeniom do każdego opowiadania autorstwa Mistrza Grozy, możemy też szczegółowo zapoznać się z jego prywatnym gustem. W końcu czym jest ta antologia jeśli nie zbiorem tekstów autorów, których King szczególnie sobie ceni?
17 podniebnych koszmarów to gratka dla miłośników grozy utrzymanej w szeroko pojętych klimatach związanych z awiacją. Wprawdzie zdecydowana większość zebranych tu tekstów została opublikowana wcześniej (niektóre przeszło 100 lat temu), a samego Kinga, którego nazwisko dużymi literami zdobi okładkę, jest tu tylko jeden tekst (świeży, niepublikowany przedtem), to otrzymujemy niepowtarzalną okazję, by w jednym miejscu znaleźć utwory świetnych autorów gatunkowych: od sir Arthura Conan Doyle’a, przez Mathesona i Simmonsa a na Joem Hillu skończywszy. Każdy z nich na swój sposób, wykorzystując najróżniejsze konwencje od satyry po science-fiction i rasowy horror, mierzy się z tematem podróży lotniczych, w najbardziej wymyślny sposób materializując niepokój towarzyszący ludzkości odkąd po raz pierwszy sięgnęła nieba. Warto.
17 podniebnych koszmarów
Autor: Stephen King, Bev Vinecnt, Dan Simmons, Ray Bradbury, Roald Dahl, Arthur Conan Doyle, Peter Tremayne, Ambrose Bierce, Richard Matheson, James Dickey, Joe Hill, David J. Schow, John Varley, Tom Bissell, Cody Goodfellow, E.C. Tubb, E. Michael Lewis
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Gatunek: Horror
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 12 lutego 2019
ZA EGZEMPLARZ DO RECENZJI DZIĘKUJEMY:
Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.