filmhotrecenzja filmu

Recenzja filmu „Glass” – finał nieoczekiwanej trylogii

Na ekrany polskich kin wkroczył właśnie finał nietypowej trylogii, której istnienia jeszcze kilka lat temu nikt by nie podejrzewał. Mowa o filmie Glass, spajającym wątki bohaterów ciekawego thrillera Split i nakręconego 19 lat temu Niezniszczalnego.

To właśnie w 2000 roku M. Night Shyamalan, będący na fali popularności po realizacji kultowego już Szóstego zmysłu, nakręcił niezwykłe kino superbohaterskie. Niezwykłe, bo bliżej było mu do dramatu niż efektownego kina akcji. Niezniszczalny początkowo nie przypadł do gustu ani miłośnikom komiksów, ani tym, którzy oczekiwali realistycznego kina, ale z czasem produkcja została znacznie bardziej doceniona. Shyamalan tymczasem rozmieniał się na drobne, tworząc filmy coraz gorsze i gorsze, a wreszcie nakręcił thriller Split, w którym grany przez Jamesa McAvoya Kevin skrywał w sobie liczne osobowości, w tym tajemniczą „Bestię”. Trzymające w napięciu kino zebrało liczne pochwały i wielu widzów zgodnie uwierzyło ponownie w możliwości indyjskiego reżysera.

Teraz bohaterowie obu wspomnianych produkcji spotykają się w fabule filmu Glass. Znany z Niezniszczalnego David Dunn ma już swoje lata, ale nadal – skryty w płaszczu i przekonany o posiadanej sile – na własną rękę wymierza sprawiedliwość. Prowadząc wraz z synem działalność ochroniarską, na boku próbują wyśledzić szaleńca, który więzi i morduje kobiety. Starcie pomiędzy Davidem a Kevinem zostaje przerwane przez służby, w rezultacie mężczyźni zostają uwięzieni. Zajmuje się nimi dr Staple, która jest przekonana, że wmawiają sobie oni, jakoby posiadali moce rodem z komiksu. Ma kilka dni na to, by wybić im to z głowy. Tymczasem w tym samym miejscu przetrzymywany jest również Eljah Price, który uważa siebie za geniusza zbrodni.

Co ciekawe wydaje się, że Glass można oglądać bez znajomości poprzednich filmów, choć ich znajomość będzie oczywiście należycie doceniona w postaci odkrycia wszystkich elementów układanki. Niemniej fabuła oferuje nam wyjątkowo toporne i długie ekspozycje, dosłownie przypominające fragmenty poprzednich filmów.

To, co najlepsze w Glass, to znana już z Niezniszczalnego dekonstrukcja motywu superbohatera. Shyamalan z jednej strony zdaje się być wielkim miłośnikiem gatunku, z drugiej – próbuje przydać mu realizmu a obedrzeć z fantastyki przerabiając popularne motywy. Pelerynę zamienia na przeciwdeszczowy płaszcz, w intrygujący sposób bawi się schematem słabości herosów, pojedynki słowne przedkłada nad fizyczne.

Niestety jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że realizacja Glass wyszła jakoby z przypadku, w wyniku sukcesu filmu Split. Realizacja, na którą przeciwnie do medialnych wypowiedzi, Shyamalan chyba nie był gotowy. Drugi akt prezentujący kurację trójki bohaterów jest boleśnie nudny. Trzeci, choć wreszcie dostajemy nieco akcji, na którą bardzo długo musieliśmy czekać, tonie z kolei w absurdach.

To, czym zasłynął Shyamalan, to zaskakujące plot twisty, które stały się znakiem rozpoznawczym jego filmów. Jakby próbując wykorzystać szansę, że Hollywood znów pozwoliło mu zrobić duży film, indyjski reżyser zaoferował nam kilka „niesamowitych” zwrotów na raz. Jest ich tu przynajmniej kilka, a wszystkie każą na nowo zanalizować wszystko, co do tej pory wiedzieliśmy.

Niezwykle ambitny w założeniu scenariusz, spajający różne wątki, oferujący potencjalnie zaskakujące wyjaśnienia, grający z widzem i wspomnianym już motywem superbohatera, pełny symboli (m.in. kolorystycznych) ostatecznie zawodzi w prawie każdym z tych aspektów. Zamiast trzymać w napięciu i przykuwać uwagę, miejscami potrafi naprawdę wynudzić, zamiast zaskakiwać – śmieszy, a podczas gdy niemal cały film opiera się na dialogach, są one wyjątkowo kiepskie. Jak na wielki finał, otrzymujemy coś, co nawet się na dobre nie rozkręca.

Rozkręcają się za to aktorzy, choć niestety nie wszyscy. Show należy do McAvoya, który podobnie jak w Split ma olbrzymie pole do popisu, w końcu może jednocześnie odgrywać kilka drastycznie różnych charakterów i – w przypadku jego psychicznej niestabilności – szarżowanie jest uzasadnione. Szarżuje więc, popisując się aktorskimi umiejętnościami. Także Sarah Paulson jako doktor próbująca za wszelką cenę obalić w bohaterach mit herosa jest bardzo przekonująca. To dzięki niej film trzyma w zainteresowaniu, bo jednym z kluczowych wątków jest próba odpowiedzi, dlaczego tak jej na swoim zadaniu zależy. Ale już Bruce Willis gra po najmniejszej linii oporu, podczas gdy Samuel L. Jackson, po którym oczekiwałem najwięcej po prostu w tym filmie jest, leniwie odczytując rozbuchane dialogi.




Najsmutniejszy w Glass jest fakt, że jego słabość nie jest wynikiem łatwego skoku na kasę, scenariuszowego lenistwa i przysłowiowego olania widza. Przeciwnie, to naprawdę ambitne przedsięwzięcie, na którym Shyamalanowi ewidentnie bardzo zależało. Zabrakło niestety zwyczajnie umiejętności. Wyszło kino przekombinowane, nudne, zbyt płytkie jak na skrywany w nim potencjał, dość absurdalne jak na próbę realistycznego podejścia. A jednak wciąż warto tę produkcję zobaczyć, choćby jako odskocznię od dzisiejszego kina superbohaterskiego.

PRZECZYTAJ RECENZJĘ HORRORU ZAKON ŚWIĘTEJ AGATY

Reżyseria: M. Night Shyamalan
Scenariusz: M. Night Shyamalan
Obsada: James McAvoy, Bruce Willis, Samuel L. Jackson, Anya Taylor-Joy, Sarah Paulson
Muzyka: West Dylan Thordson
Zdjęcia: Mike Gioulakis
Gatunek: Thriller
Kraj: USA
Rok produkcji: 2019
Data polskiej premiery: 18 stycznia

 

 

CHCESZ WIĘCEJ CIEKAWYCH RECENZJI FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.