filmhotrecenzja filmu

Recenzja filmu „Zabójcze maszyny”

Zabójcze maszyny otwiera lakoniczna informacja, że ludziom wystarczyło 60 minut by zniszczyć świat jaki znali, w wyniku skorzystania z ultranowoczesnej broni. Niedobitki skryły się w gigantycznych ruchomych miastach przemierzających zniszczoną Ziemię. Potem od razu rzuceni jesteśmy w wir akcji.




Trochę to niestety za mało, by zarysować bogaty świat przedstawiony i rządzące nim prawa, ale film – w przeciwieństwie do książki na podstawie której powstał – rządzi się swoimi prawami. Uboga wizja świata i zrezygnowanie z detali z jednej strony zdecydowanie spłyca tę historię, ale z drugiej – dzięki narracyjnej sprawności – pozwala nam bardzo gładko wejść w tę fabułę. Od pierwszych minut mamy wrażenie, że wiemy o co chodzi. Jednych – oczekujących oryginalności  w światotwórstwie – może to zrazić. Innych – spodziewających się lekkiej rozrywki – powinno zachęcić.

Lokacje są olśniewające wizualnie. Gigantyczny Londyn złożony, niczym kolaż, ze wszelkich architektonicznych reliktów, podniebne miasto podtrzymywane balonami Ariheaven czy zielone królestwo za Wielkim Murem. Poza obłędnymi efektami specjalnymi brakuje jednak tym miejscom nieco życia, za mało jest czasu w filmie, by przydać tym lokacjom charakteru kryjącego się pod wizualną otoczką.

Podobnie rzecz ma się z jednowymiarowymi bohaterami. Mieszkający w Londynie Tom jest sierotą, którego pasją są historia, graty i sprzęty znalezione wśród śmieci. Podobnie jak inni mieszkańcy nie kwestionuje moralności władców miasta, którzy polują i wchłaniają inne mniejsze jednostki. Gdy jednak Tom zapobiega zamachowi na bezwzględnego Thaddeusa Valentine’a, ten skazuje swojego obrońcę na śmierć. Niedoszła zabójczyni Thaddeusa okazuje się mieć ważny powód, by go nienawidzić. Tom, który nigdy nie opuścił Londynu, znajduje nowych przyjaciół (tu warto podkreślić rolę Hery Hilmar, która wypada najlepiej z całej obsady i ciągnie film do przodu). Będą musieli jednak pokrzyżować plany Valentine’a, który chce odtworzyć morderczą broń ludzkości, by zapanować nad światem.

We wszelkich materiałach promocyjnych Zabójcze maszyny reklamowane były jako najnowszy film Petera Jacksona, który właściwie odpowiada za produkcję i prace przy scenariuszu. Nazwisko reżysera, Christiana Riversa, nie było prezentowane nigdzie. I nic dziwnego, jest to bowiem zupełny debiutant na tym gruncie, ale w różnym charakterze współpracuje z Jakcsonem jeszcze od czasów Martwicy Mózgu. Zapewne więc przebija się do Hollywood trochę po przyjacielsku. I ten brak doświadczenia jest widoczny, miejscami reżyseria odrobinę kuleje, jest wiele braków w kreacji świata, ale i tak trzeba przyznać że debiutant poradził sobie całkiem nieźle, przede wszystkim w umiejętnym wykorzystaniu gatunkowych schematów.

Bo Zabójcze maszyny, jako całość, nie mają w sobie nic oryginalnego. Ot, kolejne fantasy, oparte na podstawowych konwencjach zakwestionowania otaczającej rzeczywistości, przyjaźni z buntownikami, którzy okazują się być prawi i czarnego charakteru dążącego do podbicia świata. Brak tu również jakichś wyróżniających się bohaterów, będących kimś więcej niż kolejnymi wcieleniami protagonistów znanych z innych serii. Ale choć pomysłowo wtórne, jest to zrealizowane bardzo sprawnie. Można zgrzytać zębami na kiepskie dialogi, ckliwe wątki i patetyzm, ale wady wynagradzają szybkie tempo akcji, gładkie wprowadzenie w fantastyczny świat i olśniewająca strona audio-wizualna. Ogląda się to bezboleśnie.

Warto podkreślić, szczególnie dla tych którzy chcieliby się wybrać na film z dziećmi, że jest tu odrobinę przemocy, przeciwników zabija się tu bez mrugnięcia okiem, a nawet w dość sprytny sposób, więc jest to rzecz raczej dla starszych widzów, nastolatków.

Zabójcze maszyny to sympatyczne fantasy, które ma do zaoferowania przede wszystkim piękną szatę audio-wizualną i dużą dozę akcji. Jest to rzecz nieco infantylna, fabularnie wtórna i – mimo rozmachu – sprawiająca wrażenie płytkiej w kontekście przedstawionego świata, ale reżyser mądrze korzysta z ogranych schematów, dzięki czemu otrzymujemy naprawdę solidną rozrywkę. Warto zobaczyć na dużym ekranie.

MOJA OCENA:
4/10

Zabójcze maszyny
Reżyseria: Christian Rivers
Scenariusz: Peter Jackson, Philippa Boyens
Obsada: Hera Hilmar, Hugo Weaving, Robert Sheenan, Jihae Kim, Ronan Raftery, Leila George, Stephen Lang
Muzyka: Junkie XL
Zdjęcia: Simon Raby
Gatunek: Sci-Fi
Produkcja: Nowa Zelandia, USA
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 7 grudnia 2018

 

 

 

CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.