filmhotrecenzja filmu

Recenzja horroru „Apostoł”

Dziś na Netflixie zadebiutował najnowszy film Garetha Evansa, twórcy kultowego The Raid. Akcja produkcji rozgrywa się na początku XX wieku a jego bohaterem jest Thomas Richardson, grany przez Dana Stevensa, którego możemy kojarzyć chociażby z serialu Legion czy takich filmów jak Gość. Mężczyzna dowiaduje się, że jego siostra została porwana i zniewolona przez mieszkańców pewnej wyspy. Tworzą oni hermetyczne społeczeństwo opierające się na tajemniczych religijnych wierzeniach. Wzywają ojca dziewczyny do zapłaty okupu, ten jednak jest zniedołężniały. Mimo nienawiści do ojca Thomas sam postanawia wyruszyć na wyspę, by odnaleźć siostrę.

Już od pierwszych minut twórcy dają nam odczuć wyrazisty, duszny i klaustrofobiczny klimat, choć początkowo ci, którzy po Evansie oczekują rozwałki w stylu The Raid mogą być zaskoczeni tempem produkcji. Ta bowiem rozwija się dość skromnie i powoli. Groza wynika tu z tajemnicy i niedopowiedzeń, pewne rzeczy są zaledwie sugerowane, ot – nasz bohater przebywając w świątyni dojrzy coś za oknem lub zaglądając do poszczególnych mieszkań w poszukiwaniu siostry, będzie odkrywał coraz bardziej niepokojące kwestie związane z lokalną społecznością. Dzieje się tu coś złego. Pytanie tylko, co?

Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam trochę poczekać, bo jak wspomniałem film rozwija się powoli, a trwa ponad 2 godziny. Nie ma tu jednak czasu na nudę, bo choć wstępnie fabuła wydaje się mało oryginalna (przywodzi na myśl klasyczne produkcje chociażby pokroju Kultu), to od początku angażuje właśnie z uwagi na mnożenie tajemnic. Znakomite zdjęcia Flannery’ego budują uczucie niepokoju, wrażenie robią ujęcia przedstawiające np. domek skryty, „zakamuflowany” w lesie.

Richardson, podobnie jak inni nowoprzybyli, wtapia się w tę utopijną społeczność, w której nie ma miejsca na pieniądze czy podatki. Wszyscy pracują na wspólne dobro. Z jednej strony musi więc bohater nie budzić podejrzeń  i zbliżać się do ludzi, którym przewodzi charyzmatyczny lider (w tej roli znakomity Michael Sheen), z drugiej – próbuje ich infiltrować i dowiedzieć się prawdy o swojej siostrze. Rządzący wyspą wiedzą jednak, że trafił do nich intruz i uczynią wszystko, aby go złapać.




Z czasem na jaw zaczynają wychodzić kolejne fakty związane z wyspą a do głosu dochodzi wątek nadprzyrodzony. Niejednoznaczni bohaterowie objawiają swój prawdziwy charakter, a widzowie odkryją iście demoniczne tajemnice rządzące tą społecznością. Wszystko to w oparach mgły, wyspiarskiej atmosfery i dużej ilości obrazowej przemocy.

Apostoł wyróżnia się niezwykłą brutalnością. Nawet w tych momentach, w których kamera ucieka przed pokazaniem scen okrucieństwa, są one na tyle sugestywne, że działają równie mocno. Gdy już na wyspie rozpęta się prawdziwe piekło, ekran spłynie krwią.

Na głębszej płaszczyźnie twórcy sięgają tutaj motywu religii i wiary, ukazując powstawanie nowego wyznania, mroczną stronę pogańskich przesądów, niebezpieczeństwo sekciarskiej ortodoksji. Sam główny bohater, wcześniej katolik, traci wiarę w obliczu milczenia Boga. Różne duchowe postawy mieszają się więc tutaj, ale wszystko to blaknie w kontekście prawdy o wyspie, kiedy okazuje się, że pogańskie rytuały faktycznie mogą coś w sobie kryć. Zmienia się również wtedy charakter filmu, który staje się już pełnoprawnym horrorem.

Postać Richardsona na papierze sprawdza się świetnie. To człowiek niosący głębokie brzemię przeszłości, początkowo nieznane widzom, lecz z czasem odkryte. Jest pusty, wszystko w nim wygasło, właściwie jedyne co, w tej chwili go motywuje, to ratunek dla siostry. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Stevens nie do końca pasuje do tej roli. Sprawdza się tam, gdzie do głosu dochodzi akcja, ale nie radzi sobie z dramatycznymi momentami, nie do końca potrafi oddać złożoność swojego bohatera.

Niekiedy można też odnieść wrażenie, że mimo dwóch godzin produkcji, całość nie została idealnie wyważona. Jedne kwestie zostają rozwinięte lepiej, inne słabiej. Poza głównymi postaciami tego spektaklu, całe tło społeczne jest tu wyprane z charakteru, trudno widzowi nawet zorientować się, jak właściwie ci ludzie odnoszą się do niekiedy radykalnych postaw przywódców. Poza córką lidera grupy także postaci kobiece praktycznie tu nie istnieją, nie wiadomo nic o żonach tych ludzi. Oni po prostu tu są, całkowicie bierni i bezczynni.

Apostoł Netflixa to intrygujące kino gatunkowe, które płynnie przechodzi od jednej konwencji do drugiej. Nie jest to dzieło spełnione, część napoczętych wątków zostaje rozwiązanych zbyt pobieżnie lub wcale, bardzo wyraźne są też luki w konstrukcji przedstawionej społeczności. Świetnie natomiast film Evansa sprawdza się jako krwawe widowisko oparte na mrocznym klimacie. Są tu odwołania do klasyków, ale też autorska, bezkompromisowa wizja. Całość sprawia wrażenie wypchanej wręcz pomysłami, miejscami przesadnie, bo nie dano im wszystkim właściwej ilości miejsca, by seans satysfakcjonował, ale w tej krwawej przesadzie jest też jakiś urok. Nawet jeśli tempo jest niskie, a akcja ustępuje budowaniu atmosfery, całość jest równie intensywna, co inne filmy Evansa.

MOJA OCENA:
6/10

Apostoł
Reżyseria: Gareth Evans
Scenariusz: Gareth Evans
Obsada: Dan Stevens, Michael Sheen, Lucy Boynton
Zdjęcia: Matt Flannery
Gatunek: Thriller
Kraj: USA, Wielka Brytania
Rok produkcji: 2018
Data premiery: 12 października 2018

 

 

CHCESZ WIĘCEJ CIEKAWYCH RECENZJI FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.