filmrecenzja filmu

Recenzja „Mission Impossible Rogue Nation”

„Misja Niemożliwa” ma już 19 lat! Nakręcony w 1996 roku film De Palmy otworzył nowy rozdział w kinie szpiegowsko-sensacyjnym. Amerykanie dostali swojego Bonda. Choć przygody brytyjskiego agenta można włożyć między bajki, to Ethan Hunt mierzył się z jeszcze bardziej nieprawdopodobnymi sytuacjami – w końcu tytuł zobowiązuje. Bajeranckie gadżety, wcielanie się w inną skórę, akcja, niezapomniane sceny (jak ta z opuszczaniem Toma Cruise’a na linie), wreszcie kultowa muzyka, która żyje własnym życiem. Absolutny klasyk.

Oczywiście jednak w Fabryce Snów nikt nie chciałby się pozbywać marzeń o pieniądzach. Kolejne odsłony, lepsze i gorsze, ale coraz bardziej rozmijające się z oryginałem, powstają regularnie. Z tematem mierzył się m.in. John Woo i J.J. Abrams. Tylko Tom Cruise się nie zmienia, ciągle z tą samą werwą próbuje ratować świat przed złoczyńcami. Poprzednio zrujnował Kreml, teraz narobi szkód w Wenecji i Londynie. IMF zostaje rozwiązane, a Hunt staje się celem agentów CIA. Jakby tego było mało, wplątuje się w aferę związaną z Syndykatem, chcącym zaprowadzić nowy porządek na świecie. Każdy zatem poluje na Hunta, a on – z pomocą przyjaciół – próbuje po raz kolejny dokonać niemożliwego.

Niewiele jest tu miejsca na dyskusję i sentymenty, co akurat wychodzi produkcji na plus. Przerwy na rozmowy są krótkie i występują głównie po to, by przyhamować nieco tempo. Reżyser Christopher McQuarrie odrobił pracę domową, zresztą jako doświadczony scenarzysta specjalizujący się w tego rodzaju kinie, wie jak dobrze poprowadzić akcję. Nie mam tu na myśli samej fabuły, która w MI – Rogue Nation nie robi wrażenia a raczej jest pretekstowa, ale właśnie odpowiednie rozłożenie akcentów między akcją, rozwojem fabuły, a chociażby humorem, który świetnie rozbija napięcie.




Aktorsko nie zachwyca, ale i nie zawodzi. Postaci są proste i jednowymiarowe, od początku wiadomo kto, z kim i dlaczego, ale szczególnie to nie przeszkadza, bo i nie o to tutaj chodzi. Bardziej niż jego aktorskie popisy, interesuje nas by Tom Cruise po prostu efekciarsko kopał tyłki. I to mu się udaje. A że najbardziej niebezpieczne i chwytające za gardło sceny wykonuje sam, bez pomocy kaskaderów (patrz: ujęcie z samolotem), to naprawdę robi wrażenie. Brakuje tu jedynie konkretniejszego czarnego charakteru. Sean Harris ze swoją groźną miną i przygaszonym głosem prezentuje się ciekawie, ale nie jest to bad guy, który zmrozi krew w żyłach, tym bardziej że nie ma za sobą bardziej pogłębionej charakterystyki. To po prostu kolejny były agent o źle ukształtowanym kodeksie moralnym, samozwańczy obrońca sprawiedliwości, któremu nieco pochrzaniły się strony.

McQuarrie nie próbuje też dodawać zbyt wiele od siebie. Charakterem produkcji nawiązuje do czwartej odsłony Brada Birda, w wykorzystaniu elementów pozostaje wierny standardowi serii (międzynarodowa afera, motyw genialnie zaplanowanej kradzieży, czy wykorzystywanie masek), wreszcie – budując widowisko odwołuje się do klasyków. Próżno szukać w tym jednak jakiejś autorskiej wizji. To sprawnie połączona i umiejętnie poprowadzona, ale mimo wszystko kalka. Pamiętacie motyw heist z filmu De Palmy? Jasne, że pamiętacie, ta scena na stałe zapisała się w kanonie kina. Tymczasem ten element w Rogue Nation pozbawiony jest jakichkolwiek emocji. Trzeba jednak przyznać twórcom, że od początku są szczerzy i nie zamierzają udawać, że ich film jest czymś więcej, niż tylko rozrywką. Scenariusz podporządkowany jest kolejnym widowiskowym scenom i to się ogląda.

Z Mission Impossible jest trochę tak jak ze Szklaną Pułapką. Tu i tam producenci zdają męczyć w nieskończoność temat, który już dawno się wyczerpał, odklejając kupony od dawnej chwały, a zarówno nowe filmy o przygodach Ethana Hunta jak i Johna McClane’a łączy z genialnymi oryginałami jedynie tytuł i główny bohater, poza tym nie mają prawa nawet stać z nimi w jednym rzędzie. Różnica między obiema seriami jest jednak znacząca. O ile bowiem kolejne części Szklanej Pułapki realizują reżyserskie beztalencia pozbawione choćby najmniejszych przejawów inwencji twórczej, a sam Bruce Willis wygląda coraz żałośniej z wyrazem permanentnego zniechęcenia na twarzy, o tyle za MI odpowiadają ludzie mający przynajmniej jako takie pojęcie o realizowaniu widowiska, zaś Tom Cruise ciągle posiada wystarczająco dużo wigoru i charyzmy, by na rozwałkę w jego wykonaniu nadal miło było popatrzeć.

Mission: Impossible – Rogue Nation to kawałek niezobowiązującej rozrywki na przyzwoitym poziomie. Jeśli przypadły Wam do gustu poprzednie dwie odsłony, to Rogue Nation także powinno się spodobać, w końcu czerpie garściami od poprzedników. To mało ambitne, ale za to szalenie widowiskowe kino, w którym pierwsze skrzypce grają nieprawdopodobne kaskaderskie popisy Toma Cruise’a i pędząca akcja. Ethan Hunt nie stracił swoich umiejętności i uroku – widzów przekona zawadiackim uśmiechem, a wrogom skutecznie połamie kości.

Mission: Impossible – Rogue Nation
Reżyseria: Christopher McQuarrie
Scenariusz: Christopher McQuarrie
Obsada: Tom Cruise, Jeremy Renner, Simon Pegg, Rebecca Ferguson, Sean Harris, Alec Baldwin, Ving Rhames
Zdjęcia: Robert Elswit
Muzyka: Joe Kraemer
Gatunek: Sensacyjny
Kraj: USA
Rok produkcji: 2015
Data polskiej premiery: 07.08.2015

 

 

 

 

 

Damian Drabik Administrator

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.

Damian Drabik

Rocznik 1992. Z wykształcenia historyk sztuki i kulturoznawca, z zamiłowania pożeracz filmów, książek i szeroko pojętej popkultury.