Książkirecenzja książka

Stephenie Meyer „Słońce w mroku” – recenzja

Cykl Zmierzch, dzięki któremu czytelnicy i widzowie na całym świecie poznali Bellę i Edwarda, zyskał ogromną rzeszę fanów. Wzmianka o nowej książce z ulubionej serii jest zawsze wyczekiwanym wydarzeniem, a tym bardziej moment, w którym można ją wziąć do ręki i przeczytać. Ja nie należę do tej grupy, ale patrząc na ten fenomen niejako z boku, postanowiłam zapoznać się z szóstą już częścią cyklu bez różowych okularów na nosie. 

Słońce w mroku opowiada historię znaną już czytelnikom, ale tym razem oczami Edwarda. Pierwsze spotkanie z Bellą, frustracja spowodowana niesłyszeniem jej myśli, rozwijająca się przyjaźń, a w końcu i miłość. Próby zapanowania nad pierwotnym instynktem, strach o kruchą ludzką istotę i odkrywanie własnych uczuć. O tym wszystkim wampir opowiada z punktu widzenia istoty nieśmiertelnej i wcześniej nieprzejmującej się żadnym człowiekiem. Jego spojrzenie na otaczający go świat zmienia się wraz z coraz bliższą relacją z Bellą. Fani cyklu wiedzą, jak kończy się ta historia. Ci, dla których będzie to pierwsze spotkanie z twórczością Stephenie Meyer, będą musieli doczytać do końca, aby się dowiedzieć. 

Jak czyta się historię, którą się zna? I dobrze, i źle. Z jednej strony możemy skupiać się na szczegółach, skoro wiemy, co się wydarzy i nie musimy śledzić tak skrupulatnie fabuły. Mamy też możliwość porównania doświadczeń i myśli dwojga ludzi, których spojrzenie na otaczającą ich rzeczywistość, niecodzienny związek i nadprzyrodzone moce jest zupełnie inne. To, co Edward stara się ukryć, dla Belli jest fascynującą ciekawostką. To, co dla wampira jest odległym wspomnieniem, dla dziewczyny jest codzienną rutyną. Mimo wielu nieporozumień i odmiennych potrzeb, łączy ich ogromna miłość i oddanie. 

Słońce w mroku jako oddzielna książka nie jest niestety wybitna. Czytanie jej jako uzupełnienia posiadanych już informacji może być świetne dla fanów serii. Dla mnie było męczące, ponieważ książka jest “przegadana”. Pierwsza połowa bardzo się dłuży, a przemyślenia Edwarda w pewnym momencie przypominają katarynkę – jedne i te same obawy, powtarzane w kółko co kilka stron. Z Edwarda wyszedł samozwańczy filozof z lekką domieszką narcyza. Niby myśli o bezpieczeństwie Belli, ale częściej przebija się rozważanie “czy zjem ją teraz czy później”. Najciekawszymi fragmentami fabuły były wzmianki o początkach nieśmiertelnego życia i znajomości Edwarda z innymi wampirami. Gdyby autorka bardziej skupiła się na częściach historii, które nie były wspomniane w poprzednich książkach, czytałoby się ją lepiej i z większym oczekiwaniem na nowe informacje. 

Na korzyść książki przemawia lekki i przystępny język, dzięki któremu mimo małej czcionki i ponad 500 stron do przebrnięcia, czyta się ją w miarę szybko. Chociaż muszę przyznać, że robiłam sobie kilkudniowe przerwy i sięgałam po inne tytuły, żeby przerwać potok malkontenctwa z ust Edwarda. 

Trudno mi przewidzieć czy wielka miłość do Belli i Edwarda może przykryć słabe strony książki. Na pewno zostanie przez fanów lepiej oceniona niż przez osobę znającą serię, ale podchodzącą do niej raczej neutralnie. Oryginalna historia widziana oczami Belli jest zdecydowanie lepsza. Autorka “przedobrzyła” i chcąc zapoznać czytelników z przemyśleniami wampira, dała nam dłużący się wywód niewiele wnoszący do fabuły i całego cyklu.  

Słońce w mroku 
Autor: Stephenie Meyer
Tłumaczenie: Donata Olejnik
Gatunek: fantastyka, fantasy
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 25 listopada 2020

 

 

 

 

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Dolnośląskiemu

 

 

CHCESZ WIĘCEJ CIEKAWYCH RECENZJI KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 

 

Katarzyna Satława Recenzent

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.

Katarzyna Satława

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.