hotrecenzja serialserial

Recenzja serialu „Castle Rock”

Szczerze mówiąc rok 2018 nie zachwyca wyjątkowo pod względem serialowym. Choć nie brak ciekawych i godnych polecenia produkcji, takich jak Terror czy Ostre Przedmioty, brakuje takich naprawdę mocnych i wyrazistych seriali, po obejrzeniu których z utęsknieniem czekalibyśmy na kolejny sezon. Podobnie prezentuje się Castle Rock od Hulu, który jest przede wszystkim serialem dla miłośników prozy Stephena Kinga, serialem bardzo dobrym, angażującym i ciekawym, choć podobnie jak w przypadku innych wymienionych tu dzieł – nie wybitnym.

Na uwagę zasługuje już sam koncept produkcji – nie jest to bowiem adaptacja żadnej z licznych książek Stephena Kinga. Scenariusz jest autorski i oryginalny, ale wynika właśnie z fascynacji prozą Kinga i wykreowanego przez niego fikcyjnego świata. Akcja, jak głosi tytuł, rozgrywa się w miasteczku, w którym działy się wydarzenia wielu z książek Mistrza Grozy, żeby przywołać m.in. takie tytuły jak Sklepik z marzeniami czy Cujo. Uważni widzowie wyłapią ogrom odniesień do innych książek autora, ale nie będą to jedynie wzmianki czy przywoływane wydarzenia, powrócą również sami bohaterowie, m.in. popularny szeryf Pangborn, który pojawił się na kartach trzech tytułów Kinga. W pierwszych odcinkach, zanim intryga na dobre się zawiążę, to właśnie tego typu smaczki będą stanowić o wartości serialu.

Na długo mogłoby to jednak nie wystarczyć, na szczęście sama fabuła serialu stoi na naprawdę zaskakująco przyzwoitym poziomie. Już w pierwszym odcinku samobójstwo popełnia dyrektor więzienia Shawshank. W piwnicach placówki odnaleziony zostaje młody mężczyzna. Nowe władze próbują zatuszować skandal i – nie posiadając żadnych danych dotyczących człowieka – bezprawnie czynią go więźniem. Tymczasem chłopiec wypowiada tylko jedno imię – Henry Deaver. To adwokat – podobnie jak inni bohaterowie Kinga – zmagający się z demonami przeszłości. Po wydarzeniach, które rozegrały się w czasach jego młodości (związanych m.in. z jego zaginięciem i śmiercią ojczyma), opuścił miasto. Teraz wraca w rodzinne strony, by powalczyć o prawa odnalezionego w więzieniu chłopaka.




Zaskakująco jak dobrze twórcy serialu odnajdują się w konwencji wypracowanej przez Kinga na przestrzeni lat jego twórczości. Pod bardzo wieloma względami serial przypomina prozę Mistrza. Jest tu miejsce i na grozę i na obyczajowość, co zostało bardzo dobrze wyważone. Na wątki obyczajowe składa się przede wszystkim doskonale nakreślona lokalna społeczność pełna ludzi, z których każdy ma jakąś niejasną przeszłość i brud za paznokciami. Są to wyraziści bohaterowie i dobrze nakreśleni, oprócz wspomnianego Pangborna będzie tu też ciekawa postać polskiego pracownika więzienia, który nie godzi się na panujące tam warunki czy Molly, uzależniona od narkotyków dziewczyna, która zmaga się z pewną osobliwą trudnością – słyszy myśli innych ludzi, co z trudem pozwala jej funkcjonować. Do tego należy dodać wątki związane z alkoholizmem czy chorobami psychicznymi – pełen wachlarz problemów, którymi twórcy naznaczają swoich bohaterów.

I dobrze, że obok tego co nadprzyrodzone, tak funkcjonuje tutaj ta „ludzka” strona serialu, która pozwala polubić bohaterów, zżyć się z nimi a nawet w niektórych przypadkach utożsamiać. Wtedy motywy grozy gładko uzupełniają całość. Jak przystało na produkcję telewizyjną, Castle Rock ma oczywiście swoje przestoje i słabsze odcinki, ale ma też na szczęście perełki, jak chociażby rewelacyjny siódmy odcinek.

Przyczepić można się jedynie finału, który zbyt łopatologicznie wyjaśnia pewne napoczęte wątki i w mało satysfakcjonujący sposób zamyka fabułę. Kolejny sezon na wzór seriali pokroju American Horror Story ma już dotyczyć innej fabuły, więc takie zakończenie wątków zdaje się być ostatecznym. Szkoda.

Serial J.J. Abramsa, Castle Rock, to w zasadzie pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników prozy Stephena Kinga. Twórcy idealnie oddali ducha książek Mistrza Grozy: małomiasteczkowy klimat, wyrazistych bohaterów zmagających się ze swoimi demonami, tajemnicę i mroczną siłę wydobywającą z ludzi to, co najgorsze. Ogrom odniesień i możliwość wyłapywania smaczków to wartość dodana produkcji. Ale również ci, którzy mają ze Stephenem Kingiem niewiele wspólnego, znajdą tu ciekawą i rzetelnie zrealizowaną historię grozy. Warto.

Castle Rock
Twórca: J.J. Abrams
Obsada: Andre Holland, Melanie Lynskey, Sissy Spacek, Jane Levy, Bill Skarsgard, Scott Glenn, Terry O’Quinn, Boel Fisher i inni
Muzyka:
Zdjęcia: Richard Rutkowski, Jeffrey Greeley
Gatunek: Horror
Rok produkcji: 2018

 

CHCESZ WIĘCEJ CIEKAWYCH RECENZJI SERIALI? POLUB TĘ STRONĘ:

 

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.

Krzysztof Strzelecki

Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.