Recenzja filmu „Vice”
Adam McKay to jest gość! Na rynku filmowym obecny jest od kilkunastu lat, ale jego reżyserskie dokonania zamykały się na produkcjach złych lub co najwyżej przeciętnych. Komedie takie jak Legenda telewizji czy Policja zastępcza raczej nie zapisały się w historii kina. I nagle, przed czterema laty, McKay wyskoczył z niezwykle błyskotliwym Big Short, prześwietlającym kulisy kryzysu gospodarczego z 2008 roku. Za scenariusz twórca otrzymał Oscara i w mgnieniu oka znalazł się w zupełnie innej filmowej lidze.
Teraz reżyser powrócił z filmem Vice, złośliwą biografią Dicka Cheneya, wiceprezydenta USA podczas kadencji George’a W. Busha, który niechlubnie zasłynął zezwoleniem na torturowanie więźniów tajnych zakładów CIA. W 2006 roku Cheney postrzelił w twarz swojego przyjaciela. Republikanin budzi wiele kontrowersji, ale przez długi czas był jednym z najpotężniejszych ludzi w Stanach, mających realny wpływ na światową politykę.
Oczywiście nie liczcie tu na zniuansowaną biografię, ukazującą postać polityka z różnych stron. Zresztą już w napisach początkowych twórcy sami przyznają, że trudno byłoby stworzyć wierną biografię tak tajemniczej postaci (but they did their fucking best). McKay polityką gardzi i piętnuje jej brudy, o Cheneyu ma kiepskie zdanie (czemu akurat trudno się dziwić) i daje temu wyraz. Reżyser chętnie korzysta też z przerysowania, celem ośmieszania swoich bohaterów i przedstawiania ich w najgorszym świetle.
Paradoksalnie jednak bohaterowie budzą pewien rodzaj sympatii. Nie mogło być inaczej, w końcu trudno budować fabułę opartą na postaciach, którymi wyraźnie się gardzi. Duża w tym zasługa aktorów – Christiana Bale’a, który po raz kolejny przeszedł oszałamiającą metamorfozę, ale też tych z drugiego planu: wybornej Amy Adams jako żony Cheneya, Sama Rockwella jako George’a Busha czy wreszcie Steve’a Carella jako Donalda Rumsfelda. Grają oni koncertowo, prześmiewczo, z pazurem i tworzą razem świetną ekipę.
Inna sprawa to konstrukcja filmu. McKay już w Big Short udowadniał, że posiada ciekawe i oryginalne wyczucie konwencji, łamał czwartą ścianę a do wyjaśniania niuansów gospodarczych wykorzystywał gwiazdy pokroju Margot Robbie czy… Selenę Gomez. Podobnie jest tutaj. Bronią Vice są ironia, czarny humor, dynamiczna akcja i popkulturowy rys.
Wspomniałem już o kapitalnych kreacjach aktorskich i niesamowitej metamorfozie Bale’a, ale trzeba też podkreślić jego starania w oddaniu ambicji i dążeń swojego bohatera. Stąd też Cheney w jego wykonaniu może budzić sympatię, bo ma momenty emocjonalne i dramatyczne, a przede wszystkim wyraźnie nakreślone są jego motywacje.
Jednocześnie zamiary reżysera są jak najbardziej poważne. McKay bezwzględnie piętnuje brudy polityki, administrację USA i rządy republikanów. I to gdzieś stanowi największą wadę filmu, mianowicie próba przekonywania widzów do swoich racji i nie pozostawienie im miejsca na własną refleksję.
Najnowszy film Adama McKaya to kolejny, po Big Short, przykład błyskotliwego opowiadania o sprawach mało filmowych z punktu widzenia przeciętnego widza. Brudna polityka, kwestie administracyjne, rządowe zagrywki, sprawowanie władzy – wszystko to podane w popkulturowym sosie, z dużą dawką ironii i humoru. Przede wszystkim Vice zachwyca aktorskimi popisami, z których oczywiście wyróżnia się Christian Bale, ale cały drugi plan prezentuje się równie wybitnie.
Vice
Reżyseria: Adam McKay
Scenariusz: Adam McKay
Obsada: Christian Bale, Amy Adams, Steve Carell, Sam Rockwell, Alison Pill, Eddie Marsan i Justin Kirk.
Muzyka: Nicholas Britell
Zdjęcia: Greg Fraser
Gatunek: Biograficzny, Dramat
Kraj: Hiszpania, USA, Wielka Brytania, Zjednoczone Emiraty Arabskie
Rok produkcji: 2018
Data polskiej premiery: 11 stycznia 2019
Filmowy malkontent. W kinie docenia wyrazisty styl. Uwielbia kino Tima Burtona, Guillermo del Toro czy Wesa Andersona.