„Magnes” Lars Saabye Christensen
Lektura Magnesu utwierdza mnie w przekonaniu, że Lars Saabye Christensen coraz pewniej czuje się w obranej przez siebie formie. Już Półbrat i Beatlesi ukazywały cechy charakterystyczne jego pisarstwa – znaczna ilość stron, wyraźnie nakreślone postaci, ważna rola otoczenia, inspirujące zabiegi narracyjne, a także łatwość, z jaką słowa łączą się w przyjemny dla oka ciąg zdań. Widać że norweski pisarz lubi opowiadać i wierzy przy tym w kojącą moc historii.
Bohaterów Magnesu jest co najmniej czterech. Ci ludzcy – Synny oraz Jokum, a także ci przestrzenni – Oslo i San Francisco. Ona – początkowo studentka w miasteczku Sogn, jest kuratorką swojego męża – Jokuma. To prawdziwa artystyczna dusza, która w życiu codziennym zachowuje się ozięble i wszystko traktuje na dystans. On jest fotografem skupiającym swoją sztukę wokół rzeczy porzuconych. Właściwie od niechcenia zrobił karierę, z której zresztą nie potrafi się cieszyć. Jokum to osoba stojąca obok swojej egzystencji, w nic nie potrafi się w pełni zaangażować. Można odnieść wrażenie, że nawet życie stanowi dla niego tylko bodziec do rozmyślania o tym co było. Wiecznie nieprzystosowany i anachroniczny odżegnuje się od wyścigu szczurów. Za wszelką cenę chce zachować swoją prywatność i rytm dnia. Bujając w obłokach często zapomina o różnych sprawach, nie domyka ich, jest przy tym nieporadny i niezaradny. To właśnie Synne stanowi dla niego ostoję i niezbędną do bycia siłę sprawczą. Pomaga mu wejść na piedestał współczesnych fotografów, załatwia za niego wszystkie interesy, odcina go od problemów i procesu decyzyjnego. Pozornie wszystko zatem pasuje, bohaterowie wyglądają jak uzupełniające się ogniwa tego samego łańcucha. Z czasem okaże się jednak, że różnice w postrzeganiu świata i codziennej funkcjonalności będą zbyt duże. Bo czy można na dłuższą metę połączyć sztukę z biznesową bezwzględnością?
Właściwie od początku swojej literackiej kariery w dziełach norweskiego pisarza powracają te same motywy – fotografia, pisarstwo, podróże, rodzina, różnice czasu, muzyka, Oslo. W jednym z wywiadów Christensen tak mówił o swojej fascynacji fotografią – „Na zdjęciach czas zostaje zatrzymany. Przy czym interesuje mnie nie to, co dzieje się na pierwszym planie, ale to, co dzieje się w tle: zbiegi przypadków, twarze w oknach, ktoś wychodzący poza kadr. I próbuję odkryć, jakie są opowieści tych osób, jakim życiem one żyją”. Jokum jest fotografikiem martwej natury. Jego artystyczne dzieła skupiają się wokół porzuconych przedmiotów i wydarzeń, które w jakiś sposób wpływają na ludzkie losy. Dobrym przykładem jest tu ujęcie buta na moście – pamiątki po kolejnym samobójcy. To takie miniatury, drobne szczegóły, małe anegdoty mają większe znaczenie, niż setki stron kreacji fikcyjnych aktywności. Niezwykle ciekawe jest doszukiwanie się tych poglądów i wątpliwości. Raz będą one dotyczyć kwestii polityczno-religijnych (kwestia Islamu i ataków na World Trade Center, totalitaryzmu Caucescu), innym razem społecznych (zakaz prowadzenia walizek w Wenecji), literackich (rozważania o sztuce Kafki, Rushdiego, Camusa, Hamsuna, Fitzgeralda, Lagerkvista), muzycznych (jazz, rock), przyrodniczych (przyzwyczajenia chomików) czy historycznych (wybór języka ojczystego w USA). Tych ciekawostek i pytań jest tu zresztą dużo więcej, a siła tej prozy wybrzmiewa głównie w tych małych opowieściach. Jak cytuje sam autor na jednej ze stron „Badam to, co zwyczajne i siadam u jego stóp”.
Magnes jest też powieścią wiarygodną. Rzetelność literacka jest tu osiągnięta głównie dzięki własnemu doświadczeniu. Christensen pisze o tym, co dobrze zna. Tajemne zaułki Oslo, meandry muzyki, rozbieżności godzinowe między Ameryką a Norwegią – tego wszystkiego smakuje pisarz od lat, jest w tych tematach specjalistą, a połączenie wiedzy i literackiego talentu zawsze stanowi solidny fundament powieści. Pozostaje przy tym Christensen lokalny, mimo uniwersalnego przesłania. Pisze z szacunkiem do skandynawskiej tradycji, o czym świadczy chociażby ibsenowskie ustawienie rodziny i dramatycznych relacji jakie łączą jej członków w samym centrum historii. Magnes to taka jednotomowa północna saga, świadectwo norweskiego sposobu życia i kultury codzienności, gdzie czas spędza się głównie w domu, zaś eksplozja nieporozumień czai się w każdym rogu. To także projekt z silnym akcentem inicjacyjnym, tak w czysto ludzkim, jak i socjalnym znaczeniu, rozumianym jako etap wychodzenia poza swojski klimat. Każdy bohater opuszczenie rodzinnego gniazda będzie traktował na swój sposób, u każdego będzie to miało inne znaczenie i konsekwencje.
Magnes to bez wątpienia potężna lektura, oparta na kilku istotnych filarach. Jednych zachwyci sposób opisu lat 70-tych, innych topograficzna dokładność kreacji otoczenia, jeszcze inni ukojenie odnajdą w bogactwie przemycanych myśli czy subtelności dialogów. Nie jest to powieść wybitna, a raczej umiejętnie pogłębiona dość prosta historia napisana w chłodnym, skandynawskim stylu. To taka mozaika dziwnych i niejasnych zdarzeń, pełnych ludzkich sukcesów i porażek, błędnych decyzji i niekonsekwencji. Lars Saabye Christensen wciąż pisze tę samą książkę, staje się przy tym coraz bardziej gadulski i dygresyjny. Mimo wszystko to trochę za mało, abym z czystym sumieniem mógł polecić ponad tysiącstronicową książkę. Czytelnicze spełnienie jest tu niewspółmiernie mniejsze, niż pokłady czasu i cierpliwości, niezbędne do poznania całej opowieści.
Magnes
Autor: powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Gatunek: powieść historyczna
Data wydania: 20 listopada 2018
ZA EGZEMPLARZ DO RECENZJI DZIĘKUJEMY: