Książkirecenzja książka

Kat Delacorte „Z ogniem we krwi” – recenzja

Stare, włoskie miasteczko, tajemnice i dwa skłócone klany? Moim pierwszym skojarzeniem były wampiry, ale nie tym razem. Kat Delacorte postawiła na inne moce ściśle związane z zamieszkiwanym miejscem, z którymi przyjdzie się mierzyć bohaterom powieści Z ogniem we krwi. 

Lilly przeprowadza się do Castello wraz z ojcem. Nie ma pojęcia co oferuje to zapomniane przez wszystkich miasto, nie da się znaleźć o nim żadnych konkretnych informacji i nawet internetowa mapa nie jest w stanie pokazać żadnych szczegółów terenu. W odnalezieniu się w nowym miejscu nie pomagają stare, przytłaczające mury, nieprzyjaźnie nastawieni do obcych mieszkańcy i brak udogodnień takich jak stały Internet. Lilly tylko utwierdza się w przekonaniu, że coś jest nie tak z Castello, gdy pierwszego dnia w szkole wpadają do klasy wojskowi i nakłuwają palce uczniów testując ich krew. Co dziwniejsze, wszyscy wydają się pogodzeni z tym faktem i nawet lekko znudzeni cyklicznością tych sprawdzianów. Tylko jej, dziewczynie z zewnątrz, wydaje się to dziwne, naruszające granice i co najmniej nie na miejscu, ale nie ma wyboru w obliczu karabinów i przyzwolenia ogółu. 

Lilly powoli poznaje lokalne zwyczaje i historię, w tym głęboko zakorzeniony w mieszkańcach podział na dwie rodziny. Dwadzieścia lat wcześniej Generał traktowany jak bóstwo zakończył spór, usunął mur dzielący Castello na pół i zaczął zwalczać Świętych. Dwoje obdarzonych mocą młodych przedstawicieli zwaśnionych klanów podpaliło kościół, w którym znajdowali się członkowie obu klanów. Od tego zaczęły się prześladowania i palenie na stosie, co wydaje się dziewczynie bardzo niesmaczną metaforą, dopóki nie okazuje się, że dokładnie to mają na myśli mieszkańcy. To właśnie Świętych szukają co miesiąc testując ludzi. Wszystko komplikuje się, gdy Lilly odkrywa, że po przybyciu do miasta coś się w niej obudziło, a sny o płonącym stosie odkrywają przed nią jej prawdziwe pochodzenie. 

Z ogniem we krwi to powieść przenosząca czytelników do włoskiego miasteczka z długą historią i specyficzną atmosferą. Da się ją odczuć podczas czytania i to znacznie ułatwia wyobrażenie sobie opisywanych scen. Bohaterowie również są interesujący i mamy możliwość poznania ich motywacji i myśli. Autorka dużo czasu poświęca samemu miastu, dwóm głównym rodzinom i ideologii głoszonej przez Generała. Na drugi plan schodzą wątki romantyczne, w których relacje postaci są pogmatwane. 

Książka rozpoczyna nowy cykl, więc możemy się spodziewać rozwinięcia większości wątków. Zakończenie zmieniło cały rozkład sił w Castello i postanowiło przed bohaterami nowe wyzwania, więc jestem ciekawa, w którym kierunku autorka poprowadzi fabułę. I chociaż jest to tytuł skierowany głównie do młodzieży, to lektura była przyjemna i czekam na jej ciąg dalszy. 

za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Insignis
 
 
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KOMIKSÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
 
 
 

Katarzyna Satława Recenzent

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.

Katarzyna Satława

Z wykształcenia filolog klasyczny, z zamiłowania kolekcjonerka książek, gier planszowych i gadżetów wszelakich. Uwielbia lektury, które przenoszą ją jak najdalej od szarej rzeczywistości, dlatego wraz z bohaterami chętnie przenosi się do czasów antycznych, średniowiecznych zamków, magicznych krain zamieszkałych przez smoki lub na Marsa w drodze na skolonizowany księżyc Jowisza. Nie przepada za romansami, za to historie o seryjnych mordercach i opętanych dzieciach czyta do poduszki.