Aldobrando. Gipi – recenzja
Gipi, włoski weteran sceny komiksowej, w samym tylko 2021 roku doczekał się kilku polskich przekładów. Dość wspomnieć wydane przez Timof i cichych wspólników Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brwiami oraz Pewną historię. Po pracę scenarzysty i ilustratora sięgnęła także Kultura Gniewu. Tak właśnie powstał Aldobrando – projekt graficzny, który z powodzeniem na ekrany mógłby przenieść David Lowery.
Aldobrando jest z pewnością tytułem prostszym w odbiorze niż wspomniane wyżej prace. Tu, w przeciwieństwie do Pewnej historii nie doczekamy się wątków autobiograficznych, nie będziemy, musieli grzęznąć w natłoku polifonicznych głosów, nie musimy szukać ukrytych sensów. Aldobrando jest w gruncie rzeczy baśniową przygodówką, która chce i całkiem skutecznie burzy nasze przemyślenia na temacie powieści gatunkowych.
Tytułowy bohater to sierota. Aldobrando poznajemy w momencie, gdy senior przekazuje go w opiekę wioskowego czarnoksiężnika. Przed ojcem chłopca wyrosła góra, której przeskoczyć nie jest w stanie – zwycięzca honorowego pojedynku jest znany. W ten sposób młody człowiek trafia pod opiekę pustelnika. I tak sobie rośnie. Powoli, bez sensacji, bez rozczarowań i ambicji. Jego niska skłonność do zmian zmusza czarnoksiężnika do obmyślenia podstępu. Najpierw pozoruje wypadek zagrażający jego życiu, a następnie wysyła podopiecznego na poszukiwanie zaginionego lekarstwa – wilczego ziela. Sprawę komplikuje leżący śnieg. Jak łatwo się domyślić cudownego remedium znaleźć nie sposób, za to Aldobrando całkiem przypadkowo trafi na służbę błędnego rycerza i pozna życie z zupełnie innej strony.
Komiks jest swoistą medytacją, w której prosta i powielana w wielu dziełach sztuki historia zyskuje nowe oblicze. Główny bohater jest nieudacznikiem, wątłym i pozbawionym wewnętrznej motywacji pomocnikiem. Jego konfrontacja z własnymi słabościami, budowane relacje, poszukiwanie sensu i kształtu wyrażenia samego siebie – to w tych elementach zawarte zostało całe przesłanie opowieści. Sama historia nie skupia się na tym co dzieje się z otoczeniem. Bajkowa kraina, te wszystkie niezbędne w każdej baśni elementy jak księżniczka, ponury król, bezwzględny aspirant do tronu – to wszystko jest tylko i aż scenografią. To ma przyciągać naszą uwagę, uwypuklać codzienność, przyczynić się do poznania treści dużo ważniejszych.
Gipi w swojej opowieści niszczy zatem potężne mury racjonalnego myślenia i pozwala nam choć na chwilę wkroczyć do krainy mitu i snu, by lepiej pojąć rzeczywistość w całej, pełnej sprzeczności, różnorodności. Włoski twórca komiksów jest też filmowcem, dlatego warto zwrócić uwagę na to, jak doskonale korzysta z medium filmowego. Ostre, montażowe cięcia sekwencji fabularnych, długie ujęcia wydobywające znaczący detal, emocje, piętrowe dialogi – to wszystko dynamizuje opowieść i nadaje jej charakteru. Głównemu bohaterowi nie sposób nie kibicować. Chcemy aby zmężniał, przetrwał trudne czasy, nawiązał nową znajomość.
Oddzielną ozdobą komiksu jest oprawa graficzna. Kadry są sugestywne, pięknie kolorowane, zwracające uwagę na szczegół. Bohaterowie są zazwyczaj brzydcy. Ich grymasy, mimika, ruchy, to wszystko podkreśla toczący ciała wewnętrzny defekt. Kobiety są z kolei malowane jako zjawisko urzekające, stanowiące kontrast do ekosystemu męskiego. Właśnie na takich niuansach Gipi i Critone budują świat mało konkretny i jednoznaczny. Kraina Dwóch Źródeł to miejsce wykraczające poza to, co łatwo nazwać słowami. Warto ten komiks przeczytać.