Katarzyna Bonda. Balwierz – recenzja
Fani Huberta Meyera nie musieli długo czekać na jego powrót. Najbardziej rozpoznawalny literacki psycholog śledczy polskiej literatury kryminalnej nie ma nawet chwili czasu na odpoczynek. Ledwo rozwiązał sprawę morderstwa Róży Englot, a już ma kolejne angażujące zadanie. Tym razem trafia mu się sprawa Balwierza z Narwi, który nie tylko morduje lokalnego księdza, ale i małego Tymka, z którego spuszcza całą krew.
Sprawa jest o tyle skomplikowana, że lokalna społeczność nawet przez chwilę nie chce się zaangażować w jej rozwiązanie. Pozory, które wszyscy sprawiają, bardzo irytują Huberta. Jakby tego było mało za profilerem ciągnie się jeszcze stara sprawa, w którą zamieszani są przyjaciele Meyera.
Katarzyna Bonda kolejny raz serwuje nam mocno zakręconą kryminalną intrygę, która wielu fanów wyprowadzi w pole. Szczególnie, że fabuła tej części nakreślona jest tajemnicami i mrocznymi sekretami lokalnej społeczności. Jakby tego było mało dochodzą tu jeszcze elementy polityki, pieniędzy i władzy, za którą nie jeden już zabił, a także interesów, które trzeba strzec przed obcymi.
Balwierz to historia, którą pochłania się niemal jednym tchem, mimo że klimat jest duszny i nieprzyjemny. Fabuła jest dobrze skonstruowana i łączy w sobie bieżące wydarzenia z wątkami z poprzednich książek. Może i brak tu dynamiki, ale sprawnie poprowadzona intryga i dobrze nakreśleni, nietuzinkowi bohaterowie, rekompensują wszystko.
Radomianin z pochodzenia. Technolog żywności z wykształcenia. Pasjonat dobrego kina, lecz nie gardzi ciekawą książką. Uwielbia Pasikowskiego, Manna i Lehane.