Wszystkie Strachy Rain – czyli recenzja filmu pod tytułem „Tożsamość Strachu”
Osobiście uwielbiam filmy grozy, thrillery i tym podobne gatunki filmowe. Może to pewnego rodzaju masochizm, ale uważam, że to za idealne kino wieczorową porą w towarzystwie szklaneczki ulubionej whiskey. Kiedy więc dowiedziałem się, że przedpremierową mogę zrecenzować Tożsamość Strachu nie czekałem ani chwili.
„Dreszczowiec – rodzaj filmu sensacyjnego, mającego wywołać u czytelnika bądź widza dreszcz emocji. Wykorzystuje on napięcie, niepewność i tajemniczość jako główne elementy utworu” – Wikipedia
Zacznijmy od początku – reżyserem i scenarzystką wyżej wymienionego tytułu jest Castille Landon, która ma swoim dorobku takie filmy jak: Apple of My Eye i Albion The Enchanted Stallion. Mówi wam to cokolwiek? No właśnie mi także nic. Postarałem się dowiedzieć nieco o wyżej wymienionych produkcjach i w skrócie, można powiedzieć, że jest to średniej klasy familijne. Kiedy więc osoba zajmująca się kinem familijnym, postanawia napisać dobry dreszczowiec w dodatku oparty mocno o chorobę psychiczną głównej bohaterki, powinna porządnie odrobić lekcje z gatunku, za który się zabiera.
„Schizofrenikom łatwiej żyć w swoim świecie niż tutaj. A jednak ich świat urojony jest pułapką bez wyjścia. Są w nim już tylko koszmary”. – Barbara Rosiek
Głowna bohaterką filmu jest Rain Burroughs (Madison Iseman), u której zdiagnozowano schizofrenię, codziennie zmaga się z problemami, próbując dowiedzieć się, które z niepokojących obrazów, jakich doznaje są prawdziwe, a które nie. Jakby tego było mało, nasza główna bohaterka słyszy płacz dziecka z naprzeciwka, więc zaczyna wierzyć, że jej sąsiadka, będąca jej nauczycielką, jest porywaczką. No dobra, podobne filmy nie są nowością, a temat schizofrenii jest naprawdę dobrym motywem na scenariusz, co widzieliśmy choćby w Split. Jednak trzeba do takiego motywu podejść inteligentnie, a nie zarzucać widza nudnymi jump scare’ami rodem z tanich horrorów. Film próbuje nam wmówić, że wszystko jest wytworem wyobraźni Rain, ale jeśli ”przejrzymy” nieustanną agresję za pomocą wskazówek wizualnych, bardziej zbliżonych do horroru klasy b niż objawów schizofrenii, wszystko staje się niezwykle proste. Fabularne rozwiązania są przewidywalne, a w dodatku film nie wyjaśnia motywów postępowania bohaterów.
Landon sięga po zabiegi znane z takich filmów, jak Podziemny krąg, ale robi to w sposób tak nudny i oczywisty – że prędzej zareagujecie czymś w rodzaju „ meh”, niż ogromnym zdziwieniem. Zastanawiam się, jak można tak prostacko przedstawić chorobę psychiczną. Schizofrenia to ciężka choroba i scenarzystka miała ogromną szansę stworzyć dobry film o przeżyciach nastolatki zmagającej się z tą chorobą. Co najgorsze film powiela tanie stereotypy dotyczące cierpiących na nią osób. No tak, przecież każdy schizofrenik ma zmyślonych przyjaciół i doznaje strasznych wizji co 15 minut. Brawo Filmie!
Podsumowując
Tożsamość strachu stara się być kinem inteligentnym i trzymającym w napięciu. „Stara się” to dobre określenie. O ile aktorzy w tej produkcji nie są szczególnie źle dobrani, to jednak prostactwo scenariusza uniemożliwia bliższe poznanie naszych bohaterów, przez co wydaje nam się, że wszyscy tu grają jak kłody. Madison Iseman daje nam przezabawne przedstawienie, skupiając się na „efekciarskich symptomach” schizofrenii, zamiast na refleksyjnym studium choroby. Uważam, że pani Landon po prostu nie ma pojęcia o chorobach psychicznych, ani o dreszczowcach – a odrobienie tej lekcji to podstawa, przed zabieraniem się za tego typu kino. W wyniku tego dostajemy nudne, przesadzone i stereotypowe 104 minuty filmu. Szkoda naprawdę wielka szkoda, bo temat miał ogromny potencjał.
1/10
Tożsamość strachu. Reżyseria: Castille Landon; scenariusz: Castille Landon; obsada: Katherine Heigl, Harry Connick Jr., Madison Iseman, Israel Broussard; gatunek: thriller; kraj: USA